Dramatyczny mecz hokejowy w Katowicach: GKS pokonał Podhale i zagra o złoto!

HOKEJ. Ekstraliga

Góralu, czy ci nie żal

Jeszcze osiem minut przed końcem meczu hokeiści GKS Katowice przegrywali z Podhalem trzema bramkami. W końcówce podopieczni Jana Novotnego zdecydowali się na szaleńczy zryw, którego "Szarotki" nie wytrzymały. Bramkarz z Nowego Targu przepuścił aż pięć goli, więc to Katowice walczą o złoto!

Tak dramatycznego meczu najstarsi kibice nie pamiętają! Hokeiści GKS-u Katowice pokonali gości z Nowego Targu i po raz trzeci z rzędu awansowali do finału play off. Zmierzą się w nim z Unią Oświęcim, która w finale gra trzynasty raz z rzędu. - To niesamowite! Awansowaliśmy do finału, a nikt w tym sezonie w nas nie wierzył! Chłopcy po raz kolejny pokazali charakter i udowodnili, że mają serce do gry - cieszył się trener Novotny.

Przez długi czas przebieg spotkania nie napawał optymizmem miejscowych kibiców. Goście przez dwie tercje prezentowali hokej defensywny, który przynosił im powodzenie. - Długo wszystko nam wychodziło. Byłem pewny zwycięstwa - opowiadał po meczu rozgorączkowany trener gości Andrzej Słowakiewicz. Katowiczanie, mimo ciągłych ataków, nie potrafili sforsować obrony gości. Gościom świetnie wychodziły kontrataki i po dwóch tercjach prowadzili 3:1. Na początku trzeciej tercji, kiedy goście zdobyli czwartą bramkę, wydawało się, że jest już po meczu i potrzebne będzie piąte spotkanie, aby rozstrzygnąć tę rywalizację. - My do końca wierzyliśmy w sukces. Naprawdę! W boksie cały czas powtarzałem chłopakom, że możemy to jeszcze wygrać - entuzjazmował się Novotny. W końcówce nastąpił popis gospodarzy, którzy przy aplauzie publiczności w ciągu ośmiu minut strzelili nowotarżanom pięć bramek. W 58. minucie, kiedy wynik na tablicy świetlnej brzmiał 4:4, fantastycznym strzałem z dystansu popisał się Marek Pohl. Mocno bity krążek wylądował pod poprzeczką bramki Podhala. Hala eksplodowała. - To było wspaniałe uczucie. Strzał? Nie wiem, po prostu uderzyłem i zaraz zobaczyłem gumę w siatce - cieszył się Pohl.

Smutne miny mieli natomiast goście. - Jestem w szoku, nie wiem, co powiedzieć. Być może zabrakło nam doświadczenia? Podhale to przecież bardzo młoda drużyna. Katowiczanie to drużyna rutyniarzy i to doświadczenie zdecydowało o ich awansie - kiwał głową obrońca Rafał Sroka. - Chłopcy mieli zbyt "gorące głowy". W końcówce nie potrafili wytrzymać presji i zaczęły się głupie kary, które łapali nawet w tercji obronnej przeciwnika. GKS bez trudu wykorzystał naszą niefrasobliwość - żałował Słowakiewicz.

W niedzielę katowiczanie rozpoczną finałową rywalizację z Unią. Pierwszy mecz odbędzie się w Oświęcimiu.

GKS Katowice - Podhale Wojas Nowy Targ 6:4 (0:2, 1:1, 5:1)

Bramki: 0:1 Biela - Łyszczarczyk (8.), 0:2 M. Piotrowski - Baranyk (19.), 1:2 Szymański - Pohl (29.), 1:3 Voźnik (39.), 1:4 Biela - Pajerski (46.), 2:4 Mareczek - Hajnos (52.), 3:4 Podlipni - Mareczek (55.), 4:4 Tkacz - Jóźwik (56.), 5:4 Pohl (58.), 6:4 Tkacz - Pohl (60.).

GKS: Zając; Mareczek - Piekarski, Labryga - Urban (2), Szymański - Schubert oraz Kowalski; Hajnos - Trybuś - Podlipni, Jóźwik - Słodczyk - Wołkowicz, Grobarczyk - Tkacz (2) - Pohl.

Podhale: Zborowski; Wilczek (2) - Sroka, Piekarz (4) - B.Piotrowski, Marcińczak - Kolasa; M.Piotrowski - Voznik - Baranyk (2), Pajerski - Biela (2) - Łyszczarczyk (4), Zapała - Kolusz - Koszarek.

Widzów: 1200. Stan rywalizacji: 3:1 i awans GKS-u.

Po raz drugi o losach rywalizacji między Zagłębiem Sosnowiec i TKH rozstrzygała dogrywka i po raz drugi górą byli gospodarze. A jeszcze w poniedziałek nie było wiadomo, czy ten mecz w ogóle się odbędzie. Hokeiści Zagłębia, którzy od kilku tygodni grali za obietnicę wypłaty, zastanawiali się nad strajkiem. Na szczęście działaczom w ostatniej chwili udało się połatać budżet i wczoraj o pieniądzach nikt już nie mówił.

Spotkanie, jak i wcześniejsze mecze tej pary, było bardzo wyrównane. Lepszą drużyną byli jednak gospodarze. Zagłębie najlepiej zaprezentowało się w drugiej tercji, którą o dziwo przegrało 1:2. W tym czasie Marek Laco dokonywał w bramce TKH czynów wręcz bohaterskich. Dariusz Puzio, Tobiasz Bernat czy Krzysztof Kuźniecow łapali się na przemian za głowy i głośno złorzeczyli, gdy ich kolejne strzały padały łupem Laco.

Goście mieli więcej szczęścia. Najpierw Suchomski wykorzystał okres gry w przewadze i po strzale z bliska zdobył bramkę kontaktową, a na koniec Jarosław Morawiecki uderzył krążek tak sprytnie, że zasłonięty Rafał Radziszewski nawet nie zareagował. - To już nie pierwszy mecz, gdy zdobywanie bramek przychodzi nam z wielkim trudem. Laco jest naprawdę w dobrej formie - chwalił Mieczysław Nahunko, szkoleniowiec Zagłębia.

W ostatniej odsłonie nie popisał się sędzia Jacek Chadziński, który w ciągu kilkunastu sekund popełnił dwa błędy. Najpierw nie zauważył, że na lodzie jest sześciu zawodników TKH, a po chwili nie uznał bramki dla Zagłębia, twierdząc, że Adrian Chabior wbił krążek do siatki łyżwą. - Adrian zarzekał się, że trafił czysto. Widziałem, jak zrobił ruch kijem. Wierzę mu - podkreślał Nahunko.

Więcej bramek już nie wpadło i o losach meczu miała zadecydować dogrywka. W niej geniuszem błysnął Bernat. Napastnik Zagłębia przeprowadził akcję, której nie powstydziliby się zawodnicy z NHL. Balansując ciałem, minął dwóch zawodników, a na koniec już z obrońcą na plecach i nosem na lodzie zmylił Laco i wrzucił krążek do bramki. - Jedna z najważniejszych i najładniejszych bramek w sezonie. Cieszę się, że wpadło, bo nikt nie lubi strzelać karnych. Od pierwszej minuty to była ciągła walka. Zresztą jak zawsze. Mam nadzieję, że w piątek w Toruniu wzbijemy się na wyżyny swoich możliwości i zapewnimy sobie utrzymanie w lidze - powiedział szczęśliwy strzelec.

Zagłębie Sosnowiec - TKH Toruń 3:2 (1:0, 1:2, 0:0, d. 1:0)

Bramki: 1:0 Twardy - Kozłowski (11.), 1:1 Suchomski - Proszkiewicz (27.), 2:1 Wieloch - Kowalówka (33.), 2:2 Morawiecki (40.), 3:2 Bernat - Piekarski (64.).

Zagłębie: Radziszewski; Rutkowski - Cholewa, Kotuła - Banaszczak, Kowalówka - Piekarski; Kuźniecow - Bernat (2) - Puzio (2), Kozłowski - Zachariasz - Twardy, Chabior - Podsiadło - Wieloch.

Kary: 4 i 8 min. Stan rywalizacji: 2:2 (gra się do trzech zwycięstw).

Jeśli sosnowiczanie wygrają piąty mecz, to w rywalizacji o V miejsce spotkają się z GKS Tychy. Tyszanie łatwo wygrali wczoraj w Krynicy. Goście od samego początku narzucili swój rytm gry i kontrolowali przebieg wydarzeń na lodowisku. - Nie spodziewałem się, że u siebie przegramy różnicą sześciu bramek - powiedział zawiedziony trener KTH Andrzej Pasiut.

KTH Krynica - GKS Tychy 2:8 (1:3, 0:4, 1:1)

Bramki: 0:1 Ślusarczyk - Sarnik (6.), 1:1 Cieślak - Krzak (7.), 1:2 Gretka (9.), 1:3 Słaboń - Ślusarczyk (10.), 1:4 Koszowski - Belica (22), 1:5 Słaboń - Ślusarczyk (37.), 1:6 Koszowski - Belica (37.), 1:7 Belica - Koszowski (40.), 1:8 Sarnik - Kuc (45.), 2:8 Mermer (49.).

GKS: Sobecki - Śmiełowski, K. Majkowski, Ślusarczyk, Słaboń, Sarnik - Trzópek, Kuc, W Majkowski, Koszowski, Gawlina, - Gretka, Sosiński, Ziober, Belica, Ryczko oraz Mejka, Demkowicz, Woźnica.

Kary: 6 i 4 min. Widzów 800. Stan rywalizacji 3:1 i awans GKS.

Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.