W Ventspils spotkali się liderzy ligi łotewskiej i polskiej. Dla obu drużyn mecz ten miał duże znaczenie, choć odwrotnie proporcjonalne. Silni kadrowo gospodarze niespodziewanie przegrali dwa dotychczasowe spotkania i musieli wygrać, jeżeli chcieli zachować szanse na awans. Natomiast koszykarze z Sopotu mieli już dwie wygrane i zwycięstwo dawało im niemal pewny awans do ćwierćfinału.
Cel udało się zrealizować bardziej zdeterminowanym Łotyszom, którzy w obecności 2000 kibiców od pierwszych minut przeprowadzili szturm na kosz sopocian. Ich szybkie akcji kończyły się głównie rzutami za trzy punkty, często celnymi, na które w Prokomie odpowiadał tylko Dragan Marković. I mimo że dobrze grali jeszcze zawodnicy podkoszowi, początkowo zwłaszcza Joe McNaull (8 pkt. w I kwarcie), sopocianie mieli zbyt duże luki w obronie.
Po akcjach znanego z występów w Polsce Ainarsa Bagatskisa (zdobył w tym meczu 24 punkty) gospodarze prowadzili w 17 min. 42:28.
Po przerwie Prokom konsekwentnie dogrywał piłki do graczy wysokich, tym razem głównie do Tomasa Masiulisa, a kiedy oni byli pilnowani, z obwodu rzucał Marković. Właśnie po celnych rzutach wolnych skrzydłowego Prokomu w 29 min. było już tylko 68:63 dla Ventspils.
Gospodarze nie mogli sobie jednak pozwolić na porażkę. Znowu zaczęli agresywnie bronić, przyśpieszyli grę w ataku i efekty tego były natychmiast widoczne. Dwie minuty przed końcem sopocianie przegrywali już 74:88 i ich pierwsza porażka w Pucharze Mistrzów stała się faktem.
- Może i mamy lepszych koszykarzy, ale Łotysze okazali się dzisiaj silniejsi jako zespół - przyznał po meczu II trener Prokomu Ryszard Poznański.
Kwarty: 18:17, 28:19, 24:27, 27:18
Prokom: Masiulis 19, McNaull 12, Maskoliunas 11, Jagodnik 7, Vranković 7 oraz Marković 18, Fuller 4, Jankowski 3, Żidek 0, Krzykała 0