Koszykówka na dnie: reprezentacja najgorsza w grupie

Koszykarze reprezentacji Polski zakończyli eliminacje ME na ostatnim miejscu w swojej grupie. W sobotę w pięknej i wypełnionej ponad sześcioma tysiącami widzów hali w Bydgoszczy dali się ograć Białorusinom 70:68. Polska koszykówka męska znalazła się na dnie.

Po meczu w sali konferencyjnej rozsiedli się radośni goście z Białorusi, a oczekiwanie na polskiego trenera przeciągało się w nieskończoność. W końcu umęczony Dariusz Szczubiał pojawił się, w towarzystwie przebranego już i wykąpanego Filipa Dylewicza. - Przepraszamy, ale była awaria windy - rzucił półgębkiem oficer prasowy PZKosz Eugeniusz Torchała, co zabrzmiało jak dobry żart.

Polakom jednak nie powinno być do śmiechu. Awaria windy, która miała nas wynieść do finałów mistrzostw Europy 2003 w Szwecji okazała się poważniejsza niż ktokolwiek myślał.

- Nie spodziewałem się tutaj porażki - mówił patrząc w przestrzeń trener Szczubiał. Tak samo na pewno myślało 6,5 tysiąca kibiców w zdecydowanie najładniejszej hali w Polsce, która niedawno powstała w Bydgoszczy. Dopingowali, walczyli, krzyczeli. Nie pomogło.

Polacy w tych eliminacjach wypadli najgorzej od 1993 roku, kiedy odpadli w eliminacjach do eliminacji. Ostatnie miejsce w grupie stawia nas w jednym szeregu z Holandią, Danią, Cyprem czy Portugalią, a za Szwajcarią, Irlandią, Anglią czy Rumunią. Dobrze, że właśnie zlikwidowano wspomniane wyżej eliminacje do eliminacji, bo moglibyśmy na dłużej zapomnieć o jakichkolwiek emocjach związanych z kadrą.

Nasz ostatni rywal - Białoruś - wygrała w tych eliminacjach tylko trzy mecze - dwa z Polakami i jeden z Estonią, kiedy w jednoznacznej opinii obserwatorów mocno pomogli im sędziowie. W sobotę, dzięki Polakom, Białorusini znów wyglądali jednak jak całkiem przyzwoita drużyna. Aleksander Kul panował pod tablicami. Jegor Mieszczeriakow wykonywał akcje jakby jego kariera - zgodnie z dawnymi oczekiwaniami - zaprowadziła go do NBA, a nie jednego ze słabszych zespołów drugiej ligi włoskiej. A taki na przykład Aleksiej Pyncikow znów mógł sobie porzucać za trzy z wolnych pozycji, bo tylko Polacy już chyba w Europie nie wiedzą, że umie tylko to jedno.

Polacy zaczęli dobrze, prowadzili w 5. minucie 17:6. Potem jednak okres wyrównanej walki niespodziewanie się przeciągał. Wreszcie bez czterech graczy z pierwszej piątki Białorusini w trzeciej kwarcie zdobyli przewagę, kiedy na boisku przebywało pięciu graczy zarabiających w sumie tyle, co jeden polski kadrowicz. W 33. minucie było 57:51 dla gości. W końcówce świetnie dysponowani Dominik Tomczyk i Andrzej Pluta zapewnili - jak się wydawało - spokojną przewagę Polsce. A jednak udało się ją zmarnować w ostatnie 50 sekund.

Nad polskimi koszykarzami nie ma się co znęcać. Zagrali jak umieją. Z ławki mieli niewielką pomoc. Pomijając już fakt, ż biedna polska federacja zatrudnia trzech asystentów, w tym jednego do rozpracowywania rywali, a żaden z nich nie wie, że koszykarz Pyncikow rzuca wyłącznie za trzy. Jak często za kadencji trenera Szczubiała karygodnie została rozwiązana końcówka meczu. 50 sekund przed końcem meczu mieliśmy piłkę i trzy punkty przewagi. Jednak Polacy nie potrafili wykonać nawet rzutu i Białorusini odzyskali piłkę 36 s przed końcem.

- Zespół miał nie dopuścić do próby rzutu za trzy i w razie czego faulować - mówił potem trener. Oczywiście Mieszczeriakow trafił za trzy (szczęśliwie, bo o tablicę). Ale nic to - 23 s przed końcem mieliśmy piłkę. Trener nie prosił jednak o przerwę i znów Polacy bez próby rzuty popełnili stratę. Po prostej kontrze Andriej Kriwonos nieatakowany trafił do kosza trzy sekundy przed syreną. Trener znów nie chciał przerwy i po chaotycznej akcji punktów już nie mogło być.

- Ostatnia akcja była nieszczęśliwa. Przegraliśmy, bo byliśmy nieskuteczni. Korytek i Zieliński, którzy spisali się nieźle z Francją, liczyłem, że zagrają nieco skuteczniej - podsumował Szczubiał, chyba nie rozumiejąc, że nie w trafianiu do kosza był w sobotę problem.

Na konferencji prasowej poza tym trener mówił wyłącznie o sprawach ogólnych. Jeszcze raz była mowa o zawodnikach drugiego planu w polskich klubach i "potrzebie zmian systemowych". A także o potrzebie dłuższej wspólnej pracy kadrowiczów. Nie było mowy o dymisji.

- Każda porażka obciąża każdego trenera. Czy ja się czuję na siłach poprowadzić dalej kadrę? Zawodu nie mam zamiaru zmieniać... - mówił trener.

- Uważam, że ta drużyna powinna wywalczyć awans. Nie przewidywałem takiego obniżenia poziomu - mówił też Szczubiał. Sam pan to powiedział, panie trenerze. Trudno o lepszy komentarz do trzech lat pracy. Winda się zepsuła na dobre.

Polska - Białoruś 68:70.

Kwarty: 21:16, 16:17, 12:18, 19:19.

Polska: Tomczyk 20 (1), Pluta 19 (5), Szcześniak 11, Korytek 8, Zieliński 1 oraz Wiekiera 6, Szawarski 2, Dylewicz 1, Szewczyk 0. Białoruś: Mieszczeriakow 20 (2), Kuczynski 12 (2), Kriwonos 7 (1), Kul 7, Kuzmin 0 oraz Pyncikow 12 (4), Aleksiejew 5, Korszuk 5, Szarko 2.

Pozostałe mecze ostatniej kolejki grupy D:

Estonia - Węgry 88:75, Francja - Łotwa 96:78.

Końcowa tabela

Awans do finałów ME wywalczyły:

Litwa, Turcja, Ukraina (z grupy A), Grecja, Hiszpania, Izrael (grupa B), Niemcy, Chorwacja, Bośnia (grupa C), Francja, Łotwa (grupa D), Włochy, Słowenia i Rosja (grupa E). Bez eliminacji udział miały zapewniony Jugosławia (mistrz) i Szwecja (gospodarz).

Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.