Tomasz Łapiński odchodzi z Legii

Tomasz Łapiński rozwiązał kontrakt z Legią i jest wolnym zawodnikiem. Dostał kartę zawodniczą na rękę i prawdopodobnie przejdzie do drugoligowej Piotrcovii. Nie wiadomo nadal, co z Rafałem Siadaczką. W czwartek Legia wystawi na listę transferową Cezarego Kucharskiego. - W środę wieczorem dostaliśmy list od niemieckiej federacji. Żaden klub jednak z nami się nie kontaktował. To sprawa menedżerów - oświadczył Edward Trylnik, prezes klubu z Łazienkowskiej

Łapiński i Siadaczka przyszli do Legii zimą 2000 roku, gdy jej trenerem był Franciszek Smuda, który wcześniej prowadził obydwu piłkarzy w Widzewie. Właśnie z łódzkiego klubu (Siadaczka via Austria Wiedeń) przeprowadzili się do Warszawy. Pierwszy z wymienionych Widzew opuścił po 12 latach i tylko dlatego, by ratować klub przed bankructwem.

- Starych drzew się nie przesadza. Mnie przesadzono, chociaż nie bez mojego udziału. Chciałem znów walczyć o mistrzostwo, grać w dobrym klubie. Mój dawny zespół nie spełnia tych kryteriów - mówił wówczas Łapiński.

Przez trzy lata rozegrał w Legii zaledwie cztery spotkania - jedno w lidze, jedno w Pucharze Ligi i dwa w Pucharze Polski. Ostatnie, jedyne w ubiegłym roku w 1/8 finału PP, gdy mistrz Polski skompromitował się, przegrywając 0:1 z drugoligowym Radomskiem. Odkąd znalazł się przy Łazienkowskiej, jego kontuzje stały się przysłowiowe. Zdążył dwukrotnie zerwać ścięgno Achillesa i wielu nie dawało mu już szans kontynuowania przygody ze sportem. Ostatnio był zdrowy, ale co z tego, skoro panicznie boi się latać samolotem. - Nie jesteśmy Arsenalem, który trzyma mającego podobną fobię Dennisa Bergkampa. Gdyby Łapiński był zawodnikiem klubu mającego tylko krajowe aspiracje, to co innego. Ale Legia co roku gra w europejskich pucharach. W takiej sytuacji na takiego zawodnika nas nie stać - stwierdził trener mistrzów Polski Dragomir Okuka.

A mistrzowie - zadłużeni na sumę ponad sześciu milionów złotych - ostatnio szukają oszczędności i pod koniec ubiegłego roku zaproponowali kilku zawodnikom przedwczesne rozwiązanie kontraktów w zamian za wydanie kart zawodniczych bądź pozostanie w klubie przy jednoczesnym drastycznym obniżeniu wynagrodzeń. Tak z dniem 31 grudnia pozbyto się m.in. Marka Citki.

Łapiński i Siadaczka na takie rozwiązanie się nie zgodzili, więc od stycznia zaczęto im wypłacać dziesięć razy mniej niż do tej pory, ok. 4 tys. zł miesięcznie, czyli tyle, ile przysługuje graczom drużyny rezerwowej, której zawodnikami obaj są de facto od wielu miesięcy. Zawodnicy oddali sprawę do rozsądzenia PZPN-owi, który jednak we wtorek przyznał rację klubowi. W środę Łapiński spotkał się więc z prezesem Trylnikiem i uzgodnił rozwiązanie obowiązującego do 30 czerwca tego roku kontraktu. Ponad 33-letni stoper, w przeszłości 36-krotny reprezentant kraju, a wcześniej wicemistrz olimpijski, dostanie całą zaległą kwotę kontraktową, jaka należała mu się do 31 grudnia 2002 r. W zamian za to zostawi Legię. - Mam już dogadaną sprawę z Piotrcovią. Właściwie brakuje tylko mojego podpisu na kontrakcie - powiedział. Trenerem jest tam oczywiście Smuda, który chciał ściągnąć Łapińskiego do Widzewa już jesienią, ale został zwolniony. Do nawiązania porozumienia nie doszło także dlatego, że przeciwny zatrudnieniu piłkarza był jeden z głównych udziałowców klubu Andrzej Grajewski. W ostatnim czasie Łapiński miał oferty także z Amiki Wronki i Wisły Płock. Nie było to jednak nic konkretnego.

Dłuższą z Legią, dokładnie o rok, umowę ma Siadaczka. On jako ostatni nie zgodził się na warunki, ale jemu jest trudniej, bo ze względu na jego kłopoty z cukrzycą kluby boją się składać mu oferty. 31-letni Siadaczka wystąpił w reprezentacji 17 razy i strzelił dwa gole, lecz to już także odległe czasy. W przeciwieństwie do Łapińskiego zdążył jednak trochę pograć dla Legii - przez prawie całą rundę ligowych rozgrywek.

Jest jeszcze sprawa Kucharskiego. Kapitan Legii ma zapisane w umowie (obowiązującej do 30 czerwca 2004 r.), że gdy znajdzie się kontrahent oferujący 200 tys. dol. (obecnie chodzi o jakieś 170 tys., bowiem Legia zgodziła się pomniejszyć ją o spłatę zaległej raty za MP), to musi dostać pozwolenie wystawienia na listę transferową. - Wczoraj wieczorem dostaliśmy taką prośbę z Bundesligi - przyznał prezes Trylnik. - Hannover ani żaden inny klub jednak do nas się nie zgłosił. To typowe gry menedżerów. Ale na wszelki wypadek czekamy na rozwój wypadków i nadal trzymamy Moussę Yahayę. Gdyby Kucharski mimo wszystko zmienił klub, zawodnik z Nigru nie odejdzie do GKS Katowice.

Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.