Boks. WACHnąć mistrzem nokautu

Na treningach Polak bije w zdjęcia Ukraińca przyklejone do rękawic trenera. W sobotę spróbuje trafić mistrza świata wagi ciężkiej, a co ważniejsze, dowie się, z jaką siłą uderza człowiek o stalowych pięściach. Walka Mariusza Wacha z Władimirem Kliczko o 23 - Relacja Z Czuba i Na Żywo na Sport.pl

Gdyby Wach zwyciężył, byłaby to jedna z największych bokserskich sensacji, podobnych do szokujących porażek Mike'a Tysona z Busterem Douglasem, Lennoksa Lewisa z Hasimem Rahmanem i samego Władymira - trzykrotnie.

Może to prawda, że kategoria wszechwag schnie i osłabiona pada na deski - jak piszą amerykańscy fachowcy od boksu - ale dla Polaka nie ma to większego znaczenia, bo i tak jego przeciwnik należałby do najciężej bijących i najlepszych pięściarzy również w czasach Joe Louisa, Rocky'ego Marciano, Muhammada Alego, Larry'ego Holmesa, Mike'a Tysona, Lennoksa Lewisa.

Władymir Kliczko wiele lat temu z dumą nadał sobie ringowy przydomek "Stalowy Młot". Znokautował przeciwników w 50 pojedynkach i - jako niemal dwumetrowy 36-latek - jest w wieku, który stanowi idealne połączenie doświadczenia, siły i niebywałej sprawności.

Jako jeden z najlepszych techników w boksie i pięściarz z fenomenalnymi warunkami fizycznymi przez 16 lat profesjonalnej kariery nie oberwał od przeciwników tyle, aby otrzymane ciosy odbiły się negatywnie na jego boksowaniu, tak jak stało się to z wieloma innymi mistrzami - Alim, Holmesem, George'em Foremanem, Riddickiem Bowe'em.

Pojedynek z Wachem, w którym jest żelaznym faworytem u bukmacherów (za trafnie postawioną złotówkę na zwycięstwo Ukraińca zagraniczni bukmacherzy wypłacą pięć groszy), jest dla niego zwykłym dniem pracy, okazją do zarobienia pieniędzy na Gwiazdkę i spełnieniem wymagań kontraktowych telewizji RTL. I oczywiście standardową obroną tytułów - dwunastą z rzędu. Jedyną ważną różnicą w porównaniu z innymi pojedynkami jest brak na obozie i w narożniku człowieka, z którym od dziewięciu lat młodszy Kliczko pracował - zmarłego przed dwoma tygodniami na raka trenera Emanuela Stewarda. Steward był w narożniku Thomasa Hearnsa, Oscara de la Hoi, Julia Cesara Chaveza, Evandera Holyfielda i wielu innych. Trudno go zastąpić. Próbuje Johnathon Banks, wieloletni sparingpartner i kumpel, oraz szkoleniowiec James Ali Bashir, który był głównym trenerem Kliczki zawsze wtedy, gdy na zgrupowaniu nie mógł być obecny Steward.

Dla Wacha walka jest za to historią przełomową.

Honorarium - 650 tys. euro - to dla człowieka, który nie miał środków na zapłacenie za operację rozbitej dłoni, jest manną z nieba, nawet jeśli koszty przygotowań polski pięściarz według kontraktu wziął w całości na siebie. Koszty były pośrednim powodem wyboru jako bazy przygotowań Dzierżoniowa, rodzinnego miasta jego kolegi i sekundanta w dzisiejszej walce Piotra Wilczewskiego. Były one też źródłem kłopotów z zakontraktowaniem wysokich i dobrych, czytaj drogich, sparingpartnerów. Lepszych miał Kliczko, przede wszystkim Tysona Fury'ego i Deontaya Wildera, obu ponaddwumetrowych. O nich Wach marzył i próbował nawet ich usługi zamówić, ale jego skromne oferty zostały przebite. Z wysokich sparingpartnerów został mu przeciwnik sprzed trzech lat Julius Long, ale to się dopiero nazywa przesada - Long ma 216 cm wzrostu, przegrał ostatnie dziewięć pojedynków.

Mimo to w przypadku Wacha trudno powiedzieć, że marzenia się nie spełniają.

Przed trzema laty pięściarz wciąż tułał się po prowincjonalnych galach między Świebodzicami a Ożarowem i nic nie wskazywało na to, że marszruty drogami trzeciej kolejności odśnieżania kiedykolwiek się zmienią. Mało tego, pięść dwumetrowego Wacha, niewiele mniejsza niż radziecki telewizor, nie okazała się "gniotsja nie łamiotsja". Trzy lata temu w rozbity setkami ciosów fragment dłoni wdała się martwica i konieczna była dość skomplikowana operacja, a właściwie dwie powiązane ze sobą.

Pierwsza nie zakończyła się dobrze. W drugiej z najmniejszego palca stopy, który jest jak kciuk dorosłego człowieka (rozmiar buta Wacha to 50), pobrano chrząstkę i więzadła, a następnie wszczepiono te tkanki w dłoń. Potem z kości biodrowej, gdzie zawsze jest nadmiar wszystkiego, pobrano kolejny fragment i wstawiono w dziurę w palcu stopy, który i tak na niewiele się pięściarzowi przydaje.

Przerwa trwała półtora roku. - I nagle wtedy od niemieckich promotorów z Universum dostałem propozycję walki z Christianem Hammerem, byłym mistrzem świata juniorów w amatorstwie [jako Cristian Ciocan z Rumunii]. To było wielkie ryzyko z mojej strony, pierwsza walka po trzech operacjach i po półtora roku przerwy. Nie miałem nawet sparingpartnerów, ćwiczyłem w ringu z Piotrkiem Wilczewskim [pięściarzem wagi superśredniej o wzroście 180 cm] i pomagali mi chłopcy z mojego Krakowa - wspominał w rozmowie z "Gazetą" Wach.

Pojechał do Szwerinu i w szóstej rundzie, po krótkiej serii i kończącym prawym sierpie, Hammer tak zdecydowanie legł na deskach, że sędzia w ogóle go nie liczył.

Karta się odwróciła - Polaka ściągnął do New Jersey Mariusz Kołodziej, twórca Global Boxing Gym w North Bergen. Tam zajął się nim trener Juan de Leon, który wcześniej zasłynął z wychowania Joe Mesiego, pięściarza, który mógł namieszać w wadze ciężkiej, ale jego kariera przedwcześnie zgasła, gdy zdiagnozowano u niego krwiaka mózgu po zwycięskiej walce z Wasilijem Żirowem. Okazało się, że była to zła diagnoza, ale Mesi po długiej przerwie od boksu już się nie odnalazł.

De Leon znalazł w Wachu dobrego ucznia.

Polak znokautował między innymi Tye Fieldsa i Kevina McBrida, czyli pięściarza, który pokonał odchodzącego z boksu Mike'a Tysona. Obaj ci przeciwnicy odznaczali się dwoma cechami: nie ustępowali Polakowi wzrostem i stanowili łatwy cel - manewrowali po ringu z gracją i w tempie lotniskowca.

Teraz Wach nie ustępuje Kliczce wzrostem i zasięgiem ramion. Właściwie będzie to pierwsza walka Ukraińca, w której przeciwnik patrzy na niego z góry. Jednak, jak dowodzi historia boksu, centymetry nie biją. Na przykład Ukraińca pobiła szybkość rąk i siła ciosów rywali (dzięki nim prawdziwe lanie w dwóch rundach sprawił mu Corrie Sanders) połączone z niebywałą wytrzymałością i odpornością na ciosy (dzięki temu wygrali Lamon Brewster i Ross Purity).

Jest już w Hamburgu starszy brat Witalij, który ma na rozkładzie dwóch Polaków pokonanych przed czasem (Alberta Sosnowskiego i Tomasza Adamka). Tradycyjnie znajdzie się w narożniku młodszego brata. Jest też fan boksu Sylvester Stallone, co można by przyjąć jako pewien symboliczny, optymistyczny znak, gdyby nie to, że jego Rocky przegrał.

No, ale to był tylko film.

Porównanie rywali:

Więcej o:
Copyright © Agora SA