Ostatni turniej GP w tym sezonie - korespondencja z Australii

Czterdzieści tysięcy widzów przyjść na Stadion Olimpijski w Sydney. Na treningu widać było, że motocykle Tomasza Golloba są wolniejsze od rywali

- Ja będę walczył tak, jakbym miał do zdobycia mistrzostwo, inny krążek lub ścigał się o bycie w czołowej dziesiątce - tak Krzysztof Cegielski (16. w ogólnej klasyfikacji) uciął dywagacje, że jedzie o pietruszkę, więc na luzie i bez obaw o wynik. Wśród najlepszych w takiej sytuacji jest Tony Rickardsson, Szwed już zapewnił sobie tytuł (ma 26 pkt przewagi nad Ryanem Sullivanem, a zwycięzca GP otrzymuje 25).

Walka rozgorzeje o dwa pozostaje miejsca na podium. Ryana Sullivana i Jasona Crumpa dzieli tylko 3 pkt. Na treningu błyszczał przede wszystkim Crump. Według menedżerów odmierzających czasy, to on najszybciej pokonywał jedno okrążenie toru. Raz doszedł i przegonił Tomasza Golloba, który nie narzekał na sprzęt, ale widać było - szczególnie na wirażach - że jest sporo wolniejszy od czołówki. Bydgoszczanina prześcignął też raz Rickardsson, ale Szwed zajechał przy tym Polakowi drogę. Zachował się jednak fair wobec. Podszedł przed kolejnym wyjazdem na tor i wymachując rękami wytłumaczył Gollobowi niuanse niespodziewanej zmiany toru jazdy. Polonista pokiwał ze zrozumieniem głową.

"Bez biegów, bez hamulców, bez strachu" - takie jest hasło przewodnie żużlowej Grand Prix, od kiedy organizację walki o tytuł najlepszego na świecie przejęła Benfield Sports International. Zdaniem gazety "The Daily Telegraph", po obejrzeniu skrótów poprzednich tegorocznych turniejów GP w australijskiej TV Fox (która kupiła w Australii prawa do transmisji sobotnich zawodów) można dodać śmiało jeszcze, że "bez głowy", bo niektórzy jeżdżą jak szaleni i dochodzi do wielu wypadków.

A głowy nadstawiać dziś nie będzie prawie na pewno Mark Loram. Anglik nie uczestniczył w treningu. Był usprawiedliwiony. W tym czasie w jednym ze szpitali miał prześwietlany odcinek kręgosłupa. Jak już pisaliśmy, przed dwoma tygodniami upadł w finale indywidualnych mistrzostw Wielkiej Brytanii, ale badania i rtg nie wykazały żadnych powikłań neurologicznych. Loram poleciał do Australii z gorsetem na korpusie. Okazało się, że gdy zdejmie usztywnienie na dzień-dwa, przy zbitym kręgosłupie tworzą się krwiaki. Wtedy obolały żużlowiec Point S/Polonii nie może wygodnie założyć gorsetu.

Próbne jazdy jego rywali na 100-tysięcznym Telstra Stadium oglądało około tysiąca widzów, siedzących w pełnym wiosennym słońcu na trybunie na wysokości maszyny startowej. Gazety uważają, że dziś zjawi się kibiców przynajmniej 40 tys. Tak dużo było dotąd tylko w czerwcowej GP Wielkiej Brytanii w Cardiff. Trudno jednak wierzyć, że sympatycy sportu wychowani głównie na wieściach z boisk rugby, koszykarskich parkietów czy konnych torów wyścigowych tak tłumnie przyjdą na imprezę żużlową - skoro np. największy tutejszy dziennik "The Sydney Morning Herald" wczoraj na sześciu kolumnach sportu nie dał choćby krótkiej wzmianki o GP.

Tak jak kibice na trybunach, tak zawodnicy będą mieć równie gorąco w podziemiach stadionu, w swoich boiskach. I tak jak na Millenium Stadium w Cardiff, parking urządzono pod tysiącami ton betonu, w holu bez okien i dostępu świeżego powietrza. Jest duszno i potężnie huczą silniki motocykli. Parking zrobiono dość prymitywnie: zawodników oddzielają tylko drewniane płotki jakby z marketu z meblami i częściami ogrodowymi. A na tor zawodnicy wyjeżdżają po płachcie czarnego włókna, wyprodukowanego specjalne na potrzeby GP, po to by zakryć i nie zniszczyć trawiastej nawierzchni stadionu Olimpijskiego, na której kilka dni po GP jedynym śladem będą może fotogramy w głównym holu podziemi, obok wielkich zdjęć z ceremonii otwarcia i zamknięcia igrzysk w 2000 roku czy Pucharu Świata w rugby.

Dla Gazety

Krzysztof Cegielski

Żadnego luzu nie będzie, choćby dlatego, że do rozdania są stałe dzikie karty na kolejny cykl. Trzeba sobie na taką zasłużyć, choć wiem, że jeden turniej chyba nie przesądzi o wyborze. Słyszy się nazwiska wymieniane jako kandydatów do dzikich kart i nie będę zaprzeczał - jestem wśród nich. Jeśli ją dostanę, będę się cieszyć; jeśli nie - będzie to oznaczać, że skoro nie zmieściłem się w najlepszej dziesiątce, to na dziką kartę nie zasługuję.

not. jad

Rozmowa z Tomaszem Gollobem

Zależy mi na dobrym końcu

Jarosław Dąbrowski: Nie masz szans na medal, nie wypadniesz poza dziesiątkę cyklu, więc startujesz chyba bez żadnej presji...

Tomasz Gollob: Jadę bez obciążeń, ale po sportowemu: bardzo mi zależy na dobrym wyniku, będę walczył do końca i nie patrzył, ani nie kalkulował z kim jadę, kto może dzięki mnie cos zyskać lub stracić. Jestem dobrej myśli - każdy, kto zna się trochę na żużlu widzi, że od czasu drugiego miejsca w Vojens, jestem w każdych zawodach na czele.

Kto w sobotę będzie się tu liczył?

- Przede wszystkim Australijczycy. Crump z Sullivanem walczą przecież między sobą o wicemistrzostwo. Australijczycy trenowali na tym torze przed oficjalnym treningiem. Ja jeździłem w Australii bodaj osiem lat temu, tyle że na klasycznych, naturalnych torach. Ten widzę pierwszy raz i tamte moje doświadczenia nie mają żadnego znaczenia. Ale uważam, że ta sztuczna nawierzchnia jest naprawdę dobrze przygotowana. Nie mogę tylko pojąć, po co każą lać wodę po kilku jazdach? Przecież się nie kurzy, nawierzchnia dobrze wchłania wodę. A kiedy wyjeżdża polewaczka, robi się ślisko, jest coraz więcej błota i tor się rozłazi.

Nie kryłeś, że lecisz do Australii też odpocząć. Jak więc dotąd spędzałeś czas i co zamierzasz po GP, a przed powrotem do kraju?

- W Sydney widzieliśmy i zwiedziliśmy prawie wszystko, co warte uwagi. Płynęliśmy statkiem po zatokach, byliśmy pod operą, widzieliśmy akwarium z rekinami pływającymi nad głowami przechodzących turystów. Ale niesamowite wrażenie zrobiła na mnie wspinaczka po konstrukcji mostu, w kombinezonie i na zabezpieczającej uprzęży. Odważyłem się i nie żałuję.

- Wczoraj był mały zgrzyt na spotkaniu z tutejszą Polonią, gdzie się nie pojawiłeś i zostałeś wygwizdany...

- Nikt mnie oficjalnie nie zaprosił. Organizator mówił coś o tym na wycieczce statkiem po Sydney. Miał ktoś po mnie przyjechać do hotelu, odebrać i zawieźć w umówione miejsce. Nikt tego nie uczynił, a przecież bym nie odmówił. Denerwuje mnie to, że ktoś mnie potem oczernia, zamiast zadzwonić, zapytać i wszystko wyjaśnić.

Copyright © Agora SA