Jak prezes Serwotka rządzi Odrą Wodzisław i miastem

Ireneusz Serwotka jest prezydentem Wodzisławia i prezesem Odry, sensacyjnego lidera piłkarskiej ekstraklasy. W niedzielę chce znów zostać wybrany prezydentem, a trzech jego piłkarzy kandyduje na radnych. - Zachowuje się jak dyktator. Stosuje komunistyczne chwyty wobec opozycji - mówi o Serwotce jeden z radnych.

- Nie jestem typem, który we wszystko ingeruje. Ja tylko udzielam wskazówek - przekazuję to, co mi się podoba, a co nie podoba. I tyle - mówi Ireneusz Serwotka, prezydent Wodzisławia Śląskiego i tamtejszej Odry, lidera piłkarskiej ekstraklasy.

Jednak kiedy pięciu radnych nie poparło wniosku o modernizację stadionu, na którym grają piłkarze, ich nazwiska wydrukowano w gazetce dla kibiców. Z określeniami "szakal" i "betoniarz"

Piłkarze z tego 51-tys. miasta przy granicy z Czechami grają świetnie. W ostatniej kolejce pokonali faworyzowaną Wisłę Kraków, wcześniej zremisowali w Warszawie z Legią. W Wodzisławiu wszyscy są zgodni - to zasługa Ireneusza Serwotki. - Gdyby nie on, klub pałętałby się w III lidze - twierdzą kibice

Prezes PZPN Michał Listkiewicz uważa Serwotkę za jednego z najbardziej dynamicznych prezesów w polskiej lidze. - Dałby się pokroić za swój klub i region. Chciałbym, żeby każde miasto miało prezesa tak walczącego o swoją drużynę - uważa Listkiewicz.

- Zachowuje się jak dyktator. Nie znosi sprzeciwu. Stosuje komunistyczne chwyty wobec opozycji - twierdzi wodzisławski radny Stefan Grzybacz, opozycyjny radny, przewodniczący klubu Wodzisławianie dla miasta.

Cygara za grę

Wodzisławscy kibice tłamsili w sobie kompleksy przez 75 lat. Odra dołowała w niższych ligach, więc z zazdrością odwiedzali pobliskie miejscowości, gdzie zawitała ekstraklasa - Niedobczyce, Radlin, Rybnik i Jastrzębie.

Jeszcze siedem lat temu prawie nikt - poza Śląskiem - o klubie z Wodzisławia nic nie słyszał. Wielkich talentów nie było tam zbyt wiele - ponad ligową przeciętność wybił się jedynie Stanisław Oślizło, maturzysta z wodzisławskiego LO im. 14. Pułku Powstańców Śląskich, potem obrońca Górnika Zabrze i reprezentacji Polski (ćwierć wieku później tę samą szkołę skończył Ireneusz Serwotka).

Wodzisławski klub do bogatych nie należał. Przed wojną patronat nad Odrą sprawowała miejscowa fabryka cygar. Jeden z prezesów załatwił piłkarzom pracę przy budowie miejscowego gimnazjum. Po wojnie klubem opiekowali się kolejarze, potem przeszedł na garnuszek górnictwa.

Od początku lat 90. Odra przeżywała ogromne problemy finansowe. Po wycofaniu się kopalni 1 Maja ze sponsorowania znalazła się skraju katastrofy. Piłkarze spadli do III ligi i wydawało się, że to koniec. I wtedy w klubie pojawił się Ireneusz Serwotka.

Posłuszni wobec ojca

Piłkarze Odry boją się prezesa. Kilku go chwali, a żaden z nich nie powie złego słowa. Wiele nauczył ich konflikt Serwotki z Ryszardem Stańkiem dwa lata temu. Staniek był jedynym zawodnikiem, który otwarcie próbował przeciwstawić się prezesowi klubu.

- Mam żal do działaczy Odry Wodzisław. Gdyby prezes powiedział mi wcześniej, że klubowi brakuje pieniędzy, to pożyczyłbym mu 200 tys. zł na zapłacenie Legii za mnie raty transferowej - mówił nam Staniek we wrześniu 1999 r. Ta wypowiedź bardzo piłkarzowi zaszkodziła.

- Prezes Serwotka postanowił mnie zniszczyć za wypowiedzi dla "Gazety Wyborczej". Kiedy powiedziałem, że Odra prowadzi błędną politykę kadrową, prezes Serwotka zabronił mi wstępu do klubowej szatni - opowiadał Staniek rok później "Piłce Nożnej". - Wodzisław to śląskie miasto, a w tym regionie obowiązuje bezwzględne posłuszeństwo wobec ojca rodziny. W Odrze taki nasz "fater" to pan Serwotka.

- To wina Ryśka, że tak się wszystko potoczyło. Za mało przykładał się do treningów i meczów. Za mało biegał i walczył - przekonuje menedżer Odry Edward Socha. Dziś 31-letni wicemistrz olimpijski z Barcelony kopie piłkę w A-klasowym Zabłociu koło Skoczowa.

Nie ta noga

Jaki jest prezes Serwotka ? To kumpel czy raczej tyran? - pytamy piłkarzy. - Wszystko zależy od wyników. Z reguły spotykamy się wtedy, kiedy jest źle. Prezes miewa humory i czasami potrafi być nieprzyjemny. Jednak potrafi też - kiedy wygramy - przybić piątkę - mówi anonimowo jeden z zawodników.

W chwilach entuzjazmu Serwotka potrafi posunąć się dalej. Po ubiegłorocznym zwycięstwie nad Wisłą razem z wszystkimi piłkarzami Odry zafarbował sobie włosy na czerwono. Miały podobny odcień do tych, które nosi Michał Wiśniewski z Ich troje.

Piłkarze przyznają, że Serwotka zna się na piłce. Nic dziwnego, że wolą być rozliczani przez prezesa niż przez zarząd. Dlaczego? - Jakiś facet, którego w ogóle nie znam nagle zadaje pytanie w stylu "dlaczego kopnął pan piłkę prawą, a nie lewą nogą?". To śmieszne, a my musimy wysłuchiwać tego ze spuszczonymi głowami.

Staniek widzi to inaczej: - Siedzieliśmy jak barany przy stoliku, a Serwotka gadał. A później było, że Rada Drużyny ustaliła to i to.

Ireneusz Serwotka: - Trenerom się do polityki kadrowej nie wtrącam. Nigdy nie powiedziałem - tego proszę wstawić do składu, a tego nie. Po meczu do szatni nie wchodzę.

Ryszard Staniek: - Serwotka starał się tego przestrzegać. Choć raz, późną jesienią 1998 r., nie wytrzymał. Po kolejnym przegranym meczu - kiedy mieliśmy na swoim koncie kilka punktów i zajmowaliśmy ostatnie miejsce w tabeli - otworzyły się drzwi i wszedł prezes. "Zapalę wam świeczki na Dzień Wszystkich Świętych" - powiedział wściekły.

Jak Serwotka traktuje piłkarzy?

Staniek: - Według zasady: dziel i rządź. Kto się wychyli, ma problemy. Pamiętam, że był taki okres, że zaległości w stosunku do piłkarzy były roczne, a w prasie nie było o tym ani słowa. Kiedy zajmowaliśmy ostatnie miejsce w lidze [jesień 1998 r. - red.], to zawodnicy musieli pożyczać pieniądze, żeby zapłacić za mieszkanie.

Piotr Sowisz, były piłkarz Odry, dziś Tłoki Gorzyce: - Wiadomo, że Odra do krezusów nie należy, ale prezes jest słowny. Mieliśmy ustną umowę, że jeśli znajdę sobie nowy klub, pozwoli mi odejść. Dotrzymał słowa. No i wypłacił mi wszystkie zaległe pieniądze.

Staniek: - Muszę przyznać, że wszystkie zobowiązania wobec mnie uregulował.

Trener Marcin Bochynek wprowadził Odrę do ekstraklasy i awansował z nią do europejskich pucharów. Współpracę z Serwotką wspomina bardzo dobrze: - Prezes ma zasadę: Najpierw praca, potem płaca. Świetnie zna się na piłce i czyta grę. Potrafi ocenić złe i dobre strony piłkarza. A przede wszystkim jest uczulony na nieróbstwo. Rozstaliśmy się w zgodzie. Spotkałem się z nim po porażce z Górnikiem 0:6. Powiedział tylko tyle: "Dziękuję za wszystko. Szkoda".

Najtańsze punkty w lidze

Menedżer Edward Socha podkreśla: - Odra nie jest bogata, ale każdy wie, na co może liczyć [za ligowe zwycięstwo jest ponad 50 tys. zł do podziału na drużynę - red.]. Coraz więcej zawodników się tutaj pcha, bo wiedzą, że w Odrze wszystko jest poukładane - mówi Socha.

Serwotka: - Na Śląsku warunki życia gwałtownie się pogarszają, jest coraz mniej firm, które mogą pomóc. Wiele by chciało, ale nie może, bo ma trudności ze zdobyciem pieniędzy nawet na wypłaty dla pracowników. Jednak piłkarze Odry nie mogą na razie narzekać.

Pytamy prezesa, czy marzy o mistrzostwie Polski?

- Każdy ma marzenia. Nie zawsze najbogatsi są najlepsi. Gdyby wszystko przeliczać na pieniądze, nie trzeba by w ogóle rozgrywać meczów, ale od razu rozrysować tabelę. Mogę powiedzieć, że w porównaniu z innymi klubami zdobycie 1 pkt. nas kosztuje najmniej w lidze. Oczywiście proszę nie doszukiwać się żadnych podtekstów.

Bon mot po wodzisławsku

- Serwotka to trudny rozmówca. Niewielu ludzi ma tak niewyparzony język - uważa prezes Listkiewicz. O tym, że Serwotka potrafi "przyciąć", przekonał się Zbigniew Boniek. W maju odbyło się spotkanie przedstawicieli klubów I i II ligi zdenerwowanych, że PZPN z zaskoczenia wprowadził reformę rozgrywek. Na zebranie przybył również Boniek, ówczesny wiceprezes PZPN i główny pomysłodawca zmniejszenia ekstraklasy. Od razu starł się z przeciwnikami reformy.

Boniek: - Panowie, kto bronił wam lobbować za swoim rozwiązaniem?

Serwotka: - Próbowaliśmy, ale nie mieliśmy specjalnych monet do rozdawania członkom zarządu [z okazji MŚ wypuszczono serię pamiątkowych monet z wizerunkami polskich piłkarzy; członkowie zarządu PZPN otrzymali je w specjalnych etui - red].

Boniek się zapowietrzył. Wściekły opuścił zebranie.

Konkretny zawód, synu!

Ostrzyżony na rekruta, kiedyś nosił wąsy. Już z postury wygląda na jednego z potężniejszych prezesów w lidze, ale kiedy podaje rękę na powitanie - w ogóle nie ściska dłoni rozmówcy.

Rocznik 1961. Urodził się w Radlinie (kilka kilometrów od Wodzisławia). Kibicował nie Odrze, ale miejscowemu Górnikowi, który w latach 50. był jednym z najsilniejszych śląskich klubów (w 1951 r. zdobył nawet wicemistrzostwo ligi).

Mały Irek marzył o karierze piłkarza, ale kiedy miał 16 lat, lekarze wykryli u niego arytmię serca. - Szkoda, bo dobrze się ponoć zapowiadałem - żałuje. W ataku III-ligowego wówczas Górnika (dziś V liga) zdążył rozegrać kilka meczów.

Mimo kłopotów zdrowotnych chciał studiować na AWF. Jednak rodzice mu to wyperswadowali. - Miałem zdobyć konkretny zawód - wspomina. Pracę magisterską obronił na Akademii Ekonomicznej w Katowicach. Temat dotyczył wodzisławskich placówek gastronomicznych.

Karierę karierę zaczął w 1985 r. jako referent w wydziale zdrowia Urzędu Miasta w Wodzisławiu, po pół roku został naczelnikiem wydziału działalności gospodarczej.

Jednocześnie wspólnie z bratem przejął firmę od ojca, który w 1968 r. zaczynał jako właściciel warsztatu ślusarskiego. W latach 90. rodzinna firma rozwinęła się bardzo szybko. Zajęła się sprzedażą węgla, handlem stalą oraz skupowaniem wierzytelności. Dziś do firmy należą trzy stacje benzynowe, hurtownie śrub, lin i elektrod oraz materiałów budowlanych, sklepy w wyposażeniem łazienek i wnętrz. Semet oferuje także konsultacje w Ośrodku Badań Środowiska Pracy oraz wypożycza namiot wielofunkcyjny o pow. 600 m kw., (wyposażenie dodatkowe to 100 stołów i 200 ławek).

Serwotka jest także współautorem patentu. Jako współwłaściciel Semetu zastrzegł w Urzędzie Patentowym "rozporę rurową dwustronnego działania służącą do stabilizacji odrzwi górniczej obudowy przeznaczonej do zabudowy wyrobisk korytarzowych".

Z futbolem w tym czasie miał niewiele wspólnego. Na mecze nie chodził, tylko czasem przed telewizorem kibicował Górnikowi Zabrze.

Poczuli się zagrożeni

Był 1993 rok. Zrezygnowani działacze Odry zastanawiali się nad likwidacją klubu. Wtedy uznano, że ostatnią szansą jest rzutki biznesmen Serwotka.

- Działacze przyszli do mnie i mówili: Pomóż. Długo się nie wahałem - mówi.

Do zarządu został wybrany zaocznie, bo akurat przebywał w Stanach Zjednoczonych. W listopadzie 1993 r. sytuacja Odry była już katastrofalna. W klubie bieda aż piszczała, drużyna zajmowała przedostanie miejsce w II lidze (spadały cztery drużyny). - Zaproponowałem współpracę kilku osobom, powstał zupełnie nowy zarząd. Wzięliśmy się do roboty - wspomina Serwotka.

W 1996 roku Odra w świetnym stylu awansowała do ekstraklasy. - I właśnie wtedy, przy największym sukcesie w historii, miasto zaczęło się od nas odwracać. Niektórzy naszym sukcesem chyba poczuli się zagrożeni. Miasto chciało, żeby klub odpłatnie korzystał ze stadionu. "Bo wy robicie na tym biznes" - słyszałem w kółko. Nie docierało do nich, że to bzdury.

Trzeba było działać. Z własną listą wystartowałem w wyborach na prezydenta Wodzisławia. Jedyną przyczyną była Odra - podkreśla Serwotka.

Jan Woś, były piłkarz Odry, dziś Ruchu Chorzów, był radnym Wodzisławia przez 14 miesięcy: - Pomysł kandydowania zrodził się stąd, że wybuchł wtedy konflikt na linii miasto - klub. Miasto, właściciel stadionu, chciało przerzucić wszystkie wydatki, jak na przykład opłatę za prąd na klub. Chodziło o kwotę 1,3 mld starych złotych. Dlatego zrodził się pomysł, żeby przejąć władzę w mieście.

- Za rządów poprzedniego prezydenta Adama Krzyżaka Odra też grała w I lidze i krzywdy nie miała. Miasto, na ile mogło, pomagało - twierdzi radny Stefan Grzybacz.

Jednak kibice mieli inne zdanie. Chcieli jeszcze większych sukcesów. Dlatego w marcu 1997 r. Serwotka został wybrany na prezydenta Wodzisławia.

Od tego czasu Serwotka dzieli swój czas między klub i miasto. Urząd i stadion dzieli zaledwie 200 m. W prezydenckim gabinecie Serwotki w urzędzie miejskim wisi wielkie zdjęcie prezesa z piłkarzami.

W niedzielnych wyborach samorządowych Serwotka znów walczy o fotel prezydenta. MKS Odra Wodzisław wystawia w nich swoją własną listę (pod taką właśnie nazwą). Na liście jest 46 nazwisk - nauczyciele, ekonomiści, policjanci, a także trzech piłkarzy Odry (m.in. Paweł Sibik). - Startuję tylko dlatego, że naszemu prezesowi się nie odmawia... - mówi jeden z piłkarzy.

Klub dla miasta czy miasto dla klubu?

W radzie miasta Serwotka na razie ma większość - jego ugrupowanie razem z koalicjantami może liczyć na 21 głosów, opozycja ma 11 radnych (ośmiu należy do grupy "Wodzisławianie dla miasta", trzech jest z AWS).

Janusz Wyleżych, opozycyjny radny z Wodzisławia, uważa, że Serwotka jest najpierw prezesem, a dopiero potem prezydentem: - Przed wszystkim dba o Odrę. Czasem zastanawiam się, czy klub jest przy mieście, czy odwrotnie.

Wkrótce rozstrzygnie się, kto wygra przetarg na montaż oświetlenia na stadionie [należy do miasta - red.]. Koszt to ok. 3,5 mln zł. Tymczasem w mieście jest mało pieniędzy na inwestycje. Dlatego oświetlenie stadionu nie może być priorytetem - denerwuje się Grzybacz.

Wyleżych: - Odra dzierżawi od miasta parkingi. Nie mamy możliwości kontroli, ile biletów parkingowych się sprzedaje. Kiedyś było tak, że skarbnik wydawał bilety i wiadomo, ile ich było w obiegu. Teraz skarbnikowi przedstawia się jedynie sprawozdanie ze sprzedanych biletów.

Grzybacz podkreśla, że w Wodzisławiu nikt nie chce inwestować, nie ma tu żadnego większego zakładu pracy. Największym pracodawcą jest ZOZ. Zupełnie inaczej jest w sąsiednich miastach - Rybniku czy Żorach. A przecież Wodzisław to miasto przygraniczne.

Serwotka: - Nie możemy porównywać się z trzy razy większym Rybnikiem. Jednak już wkrótce wszystkie nasze szkoły podstawowe i gimnazja będą miały sale gimnastyczne - trwa budowa dwóch ostatnich. Mało które miasto może się tym pochwalić. Nigdy się nie zdarza, że nie mamy zagwarantowanych środków na podwyżki dla nauczycieli. Nie brakuje też pieniędzy na kulturę. Utrzymujemy noclegownię dla bezdomnych, dokładamy na ośrodek dla dzieci niepełnosprawnych.

Sprawa przetargów

- Funkcjonowanie administracji znam od podszewki. Nikt z podległych mi ludzi nie zrobi mnie w konia - podkreśla Serwotka.

Jednak chyba nie do końca tak jest. Regionalna Izba Obrachunkowa (kontroluje finanse gmin) podejrzewa, że ukartowano sześć przetargów, m.in. na remonty ulic, które miały się odbyć w maju 1999 r. Przetargi na roboty warte 300 tys. zł wygrały dwie firmy. Prokuratura zarzuciła całej komisji przetargowej niedopełnienie obowiązków i poświadczenie nieprawdy - m.in. wiceprzewodniczącemu rady, sekretarzowi komisji (pracownicy urzędu), kierownikowi referatu inwestycji i gospodarki komunalnej, członkowi zarządu (żonie komendanta miejscowej policji), innemu członkowi zarządu (byłej posłance) i radnemu (policjantowi). W czerwcu akt oskarżenia trafił do sądu rejonowego w Wodzisławiu.

Opozycja powtarza, że rozdaje w mieście przywileje: córka radnej X. dostała pracę w Miejskim Ośrodku Kultury, córka pana radnego Y. w Urzędzie Miasta, żona radnego Z. otrzymała posadę w Zakładzie Gospodarki Mieszkaniowo-Remontowej

- Kompletne bzdury! Nigdy nie kupowałem sobie przyjaźni, nie rozdawałem przywilejów - zapewnia Serotka. - Nowy dyrektor służb komunalnych i nowy skarbnik to po prostu fachowcy. Niewykluczone, że mogło się zdarzyć, że gdzieś pracuje jakaś koleżanka szkolna lub daleki sąsiad podjął jakąś pracę w jednostce budżetowej. Miasto jest małe, wielu ludzi znam. Jednak nigdy nie kieruje się względami pozamerytorcznymi.

Jak najdalej od spółki

Opozycja zarzuca Serwotce, że niezgodnie z prawem łączy funkcje prezydenta miasta i prezesa klubu, bo zabrania tego tzw. ustawa antykorupcyjna.

- Nie ma nic dziwnego w tym, że łączę oba stanowiska. Przecież prezydent Ostrowca pełni również funkcję prezesem KSZO. Ustawa antykorupcyjna nie ma w tym wypadku zastosowania, bo Odra i KSZO nie są klubami zawodowymi, ale stowarzyszeniami. Dopiero kiedy Odra stanie się sportową spółką akcyjną, zrezygnuję - ripostuje Serwotka.

A Odra stanie się spółką dopiero wtedy, gdy taki będzie wymóg PZPN. - Nie chcemy być spółką, bo stowarzyszeniu dużo łatwiej zdobywać pieniądze. Przykłady klubów, które przekształciły się w spółki - Górnika Zabrze czy GKS Katowice - pokazują, że nie warto. Dlatego do momentu, kiedy nie będzie konieczności, nie będziemy tego robić - mówi. I podkreśla, że za prezesurę nie bierze ani grosza. Swojej pensji prezydenckiej też zresztą nie bierze. Przeznacza ją w całości na cele społeczne, m.in. utrzymanie Odry.

Nie chce powiedzieć, ile własnych pieniędzy zainwestował w klub. - Nie zostały zmarnowane - twierdzi. Był jednak właścicielem kilku kart zawodniczych, m.in. Sławomira Palucha, dziś piłkarza Ruchu Chorzów. Pieniędzy szuka wszędzie. Piłkarze tankują benzynę na jednej ze stacji należących do Semetu. Każdy wpisuje się do zeszytu. Prezes potrąca im te sumy z premii za wygrane mecze.

Awantura o odżywki

Wybuchła w kwietniu 2000 r. Wszystko zaczęło się od kontroli finansów Urzędu Miasta. Zdaniem urzędników Regionalnej Izby Obrachunkowej piłkarze Odry za pieniądze wodzisławskiego podatnika jedli, trenowali i zażywali odżywki.

RIO stwierdziła, że było to możliwe, bo prezesem klubu jest prezydent miasta. Zażądała od zarządu Wodzisławia, aby przedłożył projekt uchwały o odwołaniu Serwotki.

RIO zobowiązała też zarząd Wodzisławia do odebrania Odrze 130 989 zł, które klub otrzymał z miejskiego budżetu i przeznaczył na utrzymanie drużyny piłkarskiej. Izba powołuje się na ustawy o kulturze fizycznej, o finansach publicznych oraz o samorządzie gminnym, które zakazują finansowania sportu wyczynowego: - Miasto mogło dać pieniądze na klub sportowy. Jednak mogły one zostać wydane tylko na juniorów, a nie na I-ligową, a więc zawodową drużynę - podkreślał Lucjan Kabaciński, ówczesny prezes RIO w Katowicach. Tymczasem z pieniędzy tych w 1998 r. oraz w pierwszej połowie 1999 r. kupowano sprzęt sportowy, leki i płacono rachunki za wyżywienie piłkarzy.

Serwotka nie kwestionował zarzutów Izby. Jednak jego zdaniem miasto mogło dofinansowywać zespół. - Czterech inspektorów RIO, którzy przez kilka miesięcy mieli sprawdzać stan finansów miasta, natychmiast zażądało materiałów związanych z Odrą Wodzisław. To nie był przypadek, ktoś chciał nam zaszkodzić - uważa Serwotka.

Przekonał większość radnych, że działał zgodnie z prawem. W kwietniu 2000 r. zarząd otrzymał absolutorium. Ostatecznie RIO pozytywnie zaopiniowała wykonanie budżetu Wodzisławia, uznając, że nie ma podstaw do nieudzielenia absolutorium.

W stylu wczesnego Gomułki

Kolejny konflikt o Odrę wybuchł w listopadzie zeszłego roku. Poszło o uchwałę umieszczającą modernizację stadionu w programie inwestycyjnym na następne lata. Kilku radnych z opozycji policzyło, że może to być prawie połowa wszystkich wydatków miasta na inwestycje. Za podjęciem uchwały głosowała jednak większość rady, w tym Serwotka. Przeciwko było trzech radnych, dwaj wstrzymali się od głosu.

Kilka dni później nazwiska całej piątki zostały wydrukowane w gazetce klubowej, którą porządkowi wręczają kibicom wchodzącym na ligowe mecze Odry. List do kibiców nie był podpisany, ale z treści jednoznacznie wynikało, że napisali go członkowie zarządu klubu.

- Ta ulotka była napisana paskudnym językiem, w stylu wczesnego Gomułki - denerwuje się radny Janusz Wyleżych. - Nie rozumiem, jak można nazwać "szakalem" czy "betoniarzem" mecenasa K., doktora historii D. albo teoretyka muzyki panią W.

Serwotka w rozdaniu tego listu kibicom nie widzi nic niestosownego. - Sesje Rady Miejskiej są jawne i mieszkańcy mają prawo wiedzieć, jak głosują radni - przekonywał Serwotka. Zapewnia jednak, że zarządowi klubu nie chodziło ani o napiętnowanie, ani o podpuszczanie kibiców przeciwko radnym. Miała to być tylko odpowiedź na anonimowy list otwarty, w którym ktoś zarzucił władzom Wodzisławia chorowanie na "odromanię". Wymienieni z nazwiska radni mieli jednak na ten temat inne zdanie.

- Nie wiedziałem nic o tym liście, ale teraz rozumiem, dlaczego kilku ludzi tak dziwnie mi się dzisiaj przyglądało - mówi anonimowo jeden z nich.

Pytamy Serwotkę, czy nie przesadził. - Przecież naraził pan tych ludzi na niebezpieczeństwo.

Prezes milknie, przez chwilę wydaje się, że wybuchnie.

- Przecież to była prawda! - odpowiada ostrym tonem.

- Rozbudowa stadionu jest konieczna, jak można głosować przeciw? To jest dywersja, sabotaż. Jestem bardzo daleki, żeby na radnych napuszczać szalikowców. Poza tym nikomu nic się przecież nie stało - kończy.

Życzenia od Realu

Serwotka dwa razy chciał odejść z klubu. Pierwszy kryzys dopadł go w sierpniu 1999 r., kiedy zwyzywali go szalikowcy po przegranym meczu z Amicą. Następny rok później, kiedy po porażce z Groclinem część kibiców Odry zarzuciła piłkarzom i działaczom, że sprzedali mecz. - Nie pozwolę się obrażać. Jeśli ktoś wątpi w moją osobę, to proszę bardzo, zapraszam do klubu. Niech pokaże, na co go stać, a nie tylko krytykuje - mówił zdenerwowany Serwotka.

Za każdym razem dymisja nie została przyjęta przez zarząd. - Cieszę się, że udało nam się przekonać prezesa, żeby został na swoim stanowisku

- mówi zadowolony Hubert Mołdrzyk, wiceprezes Odry.

- Nie o to przecież chodzi, żeby w krótkim czasie coś rozwalić - komentował Serwotka.

Oprócz przykrych chwil są także takie, które dostarczają satysfakcji. Jak choćby ta, kiedy na adres wodzisławskiego klubu przyszły życzenia świąteczne od prezesa... Realu Madryt. - Dla takich momentów warto być prezesem - mówi Serwotka.

Grunt to stabilizacja

Spisaliśmy kilka zasad, którymi kieruje się szef Odry. Oto one:

1. Sprawami kadrowymi zawsze zajmuję się osobiście. Zbieram pełne dossier na temat osoby, którą chcę zatrudnić. Muszę wiedzieć, czym się zajmowała, jakie ma osiągnięcia. Przed podjęciem decyzji zawsze się spotykamy. Dopiero potem samotnie podejmuję decyzję.

2. Nie jestem łatwy we współżyciu, ale lubię konkrety, a nie bajki. Dlatego kiedy spotykam się ze współpracownikami, muszą być zawsze przygotowani. Dzięki temu moja codzienna obecność w klubie nie jest konieczna.

3. Nie działam impulsywnie. Każdy powinien mieć czas, żeby się wykazać. Grunt to stabilizacja (od kiedy Odra gra w ekstraklasie, Serwotka zatrudnił w klubie tylko czterech trenerów - Marcin Bochynek pracował w latach 1996-98, Albin Mikulski - w 1998 r., Jerzy Wyrobek latach 1998-2001 i Ryszard Wieczorek od 2001 r.).

4. Jestem Ślązakiem i szczycę się tym, ale w Odrze nie ma to znaczenia. Oczywiście staram się, żeby w naszym klubie grali piłkarze związani z regionem, jednak nie za wszelką cenę. U nas nie ma ślepego zauroczenia wychowankami. Grają lepsi (w Odrze świetnie zaaklimatyzowała się rodzina Bębnów - ojciec Marek, najpierw bramkarz, dziś drugi trener, i syn Marcin, bramkarz - który pochodzi z nielubianego na Śląsku Zagłębia).

5. Nie jestem przyrośnięty do prezesowskiego stołka. Jeśli pojawi się ktoś, kto lepiej poprowadzi klub, natychmiast odejdę. Jednak na razie takiego nie ma - kończy.

Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.