Jeszcze w piątek na treningu staw skokowy skręcił Jirzi Żidek i wiadomo było, że przeciwko Noteci Czech nie zagra. Do kolejnego nieszczęścia doszło już podczas rozgrzewki. Tomasz Jankowski zapakował piłkę do kosza, chwycił się za nogę i po chwili musiał zejść do szatni. Już z niej nie wrócił.
- Źle spadłem i coś naciągnąłem. Jestem wściekły, ponieważ po raz pierwszy w tym sezonie na meczu pojawiła się moja rodzina z Poznania. Zaprosiłem również znajomych, którzy nigdy w życiu nie byli na meczu koszykówki - żalił się po meczu Jankes.
Lekarz stwierdził, że nie może on zagrać i w trybie awaryjnym ściągnięto z trybun Joe McNaulla, który właśnie zajadał się popcornem i popijał colę. McNaull podbiegł się przebrać do szatni i po 15 minutach opóźnienia rozpoczął się mecz. Wracający po kontuzji środkowy Prokomu nie miał zbyt dużo czasu na rozgrzewkę (biegał wzdłuż trybun). Na boisku pojawił już w 6 min. i zagrał najlepszy mecz w tym sezonie. McNaull grał 23 minuty, zdobył osiem punktów (wszystkie w drugiej kwarcie), miał sześć zbiórek. O tym, że z jego kolanem jest już wszystko w porządku świadczy akcja z 17 min., kiedy efektownie wsadził piłkę do kosza, choć na plecach wisiał mu potężny Eric De Young.
- Rzeczywiście jest już coraz lepiej, chociaż mam jeszcze braki kondycyjne. Nie mogę za dużo biegać - mówił po meczu McNaull, który pod koniec drugiej kwarty błagał o zmianę.
Niestety, nie mógł go już zmienić Filip Dylewicz, który kilka minut wcześniej skręcił staw skokowy. Pod nieobecność Żidka i Jankowskiego, Dylewicz wyszedł nawet w pierwszej piątce, ale z powodu kontuzji zagrał tylko 11 minut i nie mógł się zbytnio wykazać. Tak więc w drugiej połowie Prokom miał po koszem tylko dwóch zawodników: kulejącego i zmęczonego McNaulla oraz Tomasa Masiulisa, który często grał jako center.
Litwin, który miał być gwiazdą nie tylko Prokomu, ale także całej ligi, nareszcie zagrał zgodnie z oczekiwaniami. Zdobył 16 punktów, miał 11 zbiórek i pięć asyst. Mógłby nawet zostać bohaterem meczu, gdyby nie Goran Jagodnik. Słoweniec już w pierwszej kwarcie zdobył 11 punktów, a w 45 sekundzie meczu miał już trzy zbiórki w ataku. Kryjący Jagodnika Alex Austin nie wiedział jak go zatrzymać i nie miał innego wyjścia, jak tylko zgodzić się na pojedynek strzelecki, co zresztą uwielbia. Amerykanin zdziwił się jednak mocno, ponieważ tym razem przegrał. Rzucił 21 punktów (8/21 z gry) i miał dziewięć zbiórek, ale to było za mało. Jagodnik miał tyle samo zbiórek (sześć w ataku), ale zdobył pięć punktów więcej i trafiał ze zdecydowanie lepszą skutecznością (12/17 z gry).
- Uważam, że w tym meczu powinniśmy przegrać niżej, nawet 12 punktami. Momentami gramy naprawdę nieźle w ataku, ale nadal mamy spore kłopoty z obroną - mówił po meczu Jerzy Chudeusz, trener Noteci. - W porównaniu z naszym ostatnim meczem w Stargardzie, dzisiaj zagraliśmy naprawdę nieźle, ale na Prokom to i tak zdecydowanie za mało - dodał Tomasz Mrożek, drugi po Austinie strzelec Noteci.
W drużynie z Inowrocławia, szczególnie w pierwszej połowie, zawiedli rozgrywający: Rayn Serravalle i Łukasz Żytko, którzy obudzili się dopiero po przerwie. Rewelacyjnie nie grał również rozgrywający Prokomu Drew Barry, który miał kilka udanych akcji, ale w drugiej połowie nie miał żadnej asysty i aż cztery starty.
Kwarty: 23:20, 23:11, 26:25, 26:20
Prokom: Jagodnik 26 (1), Vranković 17 (1), Masiulis 16, Barry 8 (2), Dylewicz 3 oraz Maskoliunas 10 (1), McNaull 8, Marković 4, Krzykała 4, Wilczek 2
Noteć: Austin 21 (3), Mrożek 16 (3), Czaska 10, Serravalle 10 (2), De Young 6 oraz Żytko 10 (1), Radke 2, Skonieczny 0
Koszykarz meczu: Goran Jagodnik - wygrał pojedynek strzelecki z Austinem
dr Paweł Cieśla
lekarz Prokomu
Jirzi Żidek. Skręcony staw skokowy. Nie wygląda to najgorzej, zawodnik miał już wcześniej takie kontuzje. Czech na pewno nie pojedzie na wtorkowy mecz pucharowy z Alitą Alytus, robimy wszystko, aby był gotowy na kolejne spotkanie ligowe z Polonią Warszawa.
Tomasz Jankowski. Wszystko wskazuje na to, że naciągnął przewodziciele. Dokładniej zbadamy go dopiero w poniedziałek, kiedy zrobimy USG. Miejmy nadzieję, że to tylko naciągnięcie, a nie zerwanie. Na pewno nie jedzie na mecz z Alitą, co dalej - zobaczymy.
Filip Dylewicz. To świeża kontuzja, dopiero we wtorek będę mógł powiedzieć, ile musi pauzować. Oczywiście na Litwę nie jedzie, pod dużym znakiem zapytania stoi również jego gra w meczu z Polonią.