Koszykarze Prokomu chcieli się zrehabilitować za porażkę we Włocławku i w ich grze widać było olbrzymią determinację. Zwłaszcza w obronie, gdzie koszykarze z Rygi rzadko znajdowali dobrą pozycję rzutową. Ich najlepszy strzelec, Amerykanin Lamayne Wilson, zupełnie nie wiedział o co chodzi. Swoje pierwsze punkty rzucił dopiero 47 sekund przed końcem pierwszej połowy, kiedy wykorzystał dwa rzuty wolne. Rozrzucał się dopiero pod koniec meczu, ale było to zdecydowanie za późno. Wilsona dobrze pilnowali na przemian Goran Jagodnik, Tomas Masiulis i Filip Dylewicz. Jagodnik angażował się zresztą nie tylko w obronie, ale jak zawsze można było na niego liczyć w ataku. Już w pierwszej kwarcie zdobył 10 punktów, w całym meczu - 19, do tego miał jeszcze 12 zbiórek. W ogóle Prokom zdecydowanie wygrał walkę o zbiórki - 46:29. Dobrze grali również rezerwowi sopockiej drużyny: Tomasz Jankowski w 17 min. zdobył 14 punktów, no i nareszcie obudził się Dragan Marković. Popularny "Dragon", tak jak w poprzednim sezonie, trafiał za trzy punkty i dobrze bronił.
Ponieważ słaby był Wilson w drużynie Skonto ciężar zdobywania punktów wziął na siebie drugi Amerykanin, środkowy Troy Ostler, który z 24 rzuconych punktów, aż 16 zdobył efektownymi wsadami. Wielką karierę ma przed sobą 21-letni rozgrywający Kristaps Valters, jeden z dwóch synów trenera Skonto - Valdisa, który miał wczoraj 11 asyst i pokazał kilka efektownych zagrań. - Bardzo podobała mi się gry naszego rywala. To perspektywiczny zespół - chwalił drużynę z Rygi Dragan Marković.
Prokom Trefl Sopot - Skonto Ryga 91:70. Kwarty: 23:17, 27:22, 14:12, 27:19
Prokom: Jagodnik 19, Vranković 13 (1), Żidek 10, Masiulis 8, Barry 3 (1) oraz Marković 16 (4), Jankowski 14 (1), Maskoliunas 4 (1), Dylewicz 4
Skonto: Ostler 24, Wilson 17 (2), K. Valters 12 (1), Sneps 5 (1), S. Valters 4 oraz Blums 5 (1), Jumikis 2, Janicenoks 1, Cipruss 0
