Bernd Stange, trener mocno polityczny

Pracowałem dla komunistów i kapitalistów, sułtana i dyktatorów, ale zawsze chodziło o to, by piłka wpadała do bramki - mówi selekcjoner Białorusi, z którą Polska zagra we wtorek

Dyskutuj z ludźmi, nie z nickami. Nie bądź anonimowy na Facebook.com/Sportpl ?

W 2006 roku ówczesny prezes PZPN Michał Listkiewicz chciał mu dać posadę selekcjonera reprezentacji Polski. - Spotkałem się z nim na Białorusi i zrobił na mnie świetne wrażenie. To człowiek wykształcony, mówiący w kilku językach - opowiada Listkiewicz. - Szukałem trenera bliskiego nam mentalnie, który porozumiałby się z naszymi piłkarzami i wprowadził dyscyplinę w kadrze. O Stangem słyszałem wiele dobrego - nie jest gwiazdą medialną, ale uchodzi za bardzo pracowitego. Ma rękę do młodych piłkarzy.

Ludzi podważających fachowość 63-letniego dziś Niemca znaleźć trudno. Z Apollonem Limassol zdobył jedyne w ostatnich 17 latach mistrzostwo Cypru, kibice w Australii uważają go za najlepszego szkoleniowca, jaki wszedł do szatni Perth Glory, reprezentacja Białorusi za żadnego selekcjonera nie wygrywała tak często.

Przez niemal całą karierę Stange tłumaczy się jednak nie z tego, jak pracuje, ale dla kogo.

Zdjęcie z Husajnem w tle

W 1984 r. Stange prowadzi reprezentację NRD. Dzwoni do swojego poprzednika Jörga Bergera. który uciekł do zachodnich Niemiec i wypytuje o jego kontakty z kadrowiczami. Po obaleniu muru berlińskiego w odtajnionych aktach Stasi Berger znajduje notatkę z tej rozmowy. Wynika z niej, że planował pomóc zawodnikom w wyjeździe na Zachód.

Pod pseudonimem "Kurt Wegner" Stange współpracował ze Stasi 14 lat, donosił nie tylko na podwładnych i współpracowników, wydał także planującego ucieczkę przyjaciela. - Nie musiał tego robić, był karierowiczem, zależało mu na pieniądzach. Uważałem go za przyjaciela, nie wybaczę mu nigdy - mówił zmarły w 2010 r. Berger.

Stange przyznaje, że popełnił błędy, ale dodaje, że "to, co działo się w czasach NRD, jest dziś przeszłością", a on jest "trenerem, a nie politykiem".

Gdy na początku lat 90. prasa ujawniła, że donosił, stracił pracę w Hercie Berlin i wkrótce wyjechał za granicę. Dlaczego nie dostał szansy w Bundeslidze? - Po zjednoczeniu Niemiec wielu piłkarzy wyszkolonych na wschodzie zrobiło karierę: Mathias Sammer był kapitanem mistrzów Europy z 1996 r., Ulf Kirsten - królem strzelców Bundesligi, Michael Ballack - gwiazdą Bayeru, Bayernu i kadry. Trenerów, którzy fachu uczyli się w NRD, odsunięto, uważano ich za gorszych. Współpraca ze Stasi nie miała znaczenia - mówi Thomas Dudek, współpracownik magazynu "11 Freunde". - Tylko Hans Meyer z Carl Zeiss Jena, dostał szansę, ale zanim trafił do Mönchengladbach, trzy lata pracował w lidze holenderskiej.

Stange prowadził kluby ukraińskie i australijskie, dziesięć lat temu przez trzy miesiące pracował z reprezentacją Omanu. Krótko, ale jego drużyna pokonała Irak i w 2002 r. dostał ofertę z Bagdadu. - Wierzą we mnie i jestem z tego dumny. W moim wieku nie dostaje się wielu propozycji. Miałem wybór, mogłem zostać bezrobotny - tłumaczył w Niemczech.

Za sport w kraju dyktatora Saddama Husajna odpowiadał jego okrutny syn Udaj. W gmachu komitetu olimpijskiego, którego był szefem, kazał zbudować więzienie dla sportowców. Piłkarze drżeli przed grą w reprezentacji, bo po każdym błędzie lądowali w celi. - Za pomyłkę w obronie siedziałeś kilka dni, jeśli nie wykorzystałeś karnego, nawet kilka tygodni - opowiadał były zawodnik. Strażnicy nie pozwalali spać dłużej niż 30 minut. Wpadali do celi i żądali, by piłkarze złapali muchę, koniecznie płci żeńskiej. Jeśli piłkarzowi nawet się udało, twierdzili, że to samiec, i bili.

Gdy reprezentacja odpadła w eliminacjach mundialu w 1994 r. (reżimowi bardzo zależało na awansie, bo MŚ rozgrywano w znienawidzonych USA), Udaj kazał piłkarzom kopać betonową piłkę. - Pomyślałem: dlaczego mam być bity i siedzieć w więzieniu za uprawianie dyscypliny, którą kocham. Powiedziałem w związku, że rezygnuję z gry w reprezentacji. Dwa dni później wyciągnęli mnie z łóżka ochroniarze Udaja. Trafiłem do więzienia olimpijskiego, gdzie przez miesiąc obijano mi stopy i torturowano. Żyłem o chlebie i wodzie - wspomina Sharar Haydar, któremu udało się uciec z kraju.

Stange przyznawał, że o torturach słyszał, ale wszyscy w Iraku przekonywali go "że to nieprawda, więc musiał im wierzyć". Gdy opublikowano jego zdjęcie z portretem Saddama Husajna w tle, berliński brukowiec "B.Z." nazwał je "najbardziej skandaliczną fotografią roku". Oberwało mu się też od kolegów po fachu, którzy zarzekali się, że za żadne pieniądze nie podjęliby pracy u dyktatora.

Kuba prawdziwym kapitanem kadry nawet grając ogony w Borussii

Stange zapewniał, że nie chce mieszać się do polityki, Saddama i Udaja nigdy nie spotkał, a jego celem są igrzyska w Atenach w 2004 r. i mundial w Niemczech. - Powtarzałem sobie, że tam, gdzie gra się w piłkę, nie strzela się do ludzi - mówił Stange. Irak przygotowywał się jednak do interwencji Amerykanów i na sport brakowało pieniędzy. Reprezentacja często nocowała na lotniskach, bo federacji nie było stać na hotel. Gdy w marcu 2003 r. rozpoczęła się interwencja, Stange wyjechał do Niemiec. Wrócił po czterech miesiącach, kiedy iracki futbol już właściwie nie istniał. Selekcjoner sam finansował zgrupowania, wiosną 2004 r. jego drużyna rozbiła w Londynie reprezentację angielskich parlamentarzystów 11:0. Po spotkaniu, z Irakijczykami spotkał się minister spraw zagranicznych Jack Straw i przekazał 5 tys. piłek. Piłkarze nie chcieli fotografować się z politykiem popierającym inwazję na ich ojczyznę. - Ja się zdecydowałem, choć Straw to dla Irakijczyków śmiertelny wróg. Kiedy gazety opublikowały nasze zdjęcie, grożono mi śmiercią. Nie mogłem wrócić do Bagdadu - wspomina Stange. Już bez niego iraccy piłkarze zajęli czwarte miejsce w Atenach, a w 2007 r. pierwszy raz zdobyli Puchar Azji. FIFA odznaczyła Niemca za zasługi dla irackiego futbolu.

Na Białorusi przestępczości nie ma

Stange znalazł pracę na Cyprze, aż w 2007 r. został selekcjonerem Białorusinów i znów go pytano, dlaczego przyjął ofertę z kraju rządzonego przez ostatniego europejskiego dyktatora, w którym łamane są prawa człowieka, a wolność słowa nie istnieje. A on znów odpowiadał, że jest tylko trenerem. - To kraj o wielkich piłkarskich tradycjach i tylko to się liczy - mówił Niemiec, któremu w Mińsku najbardziej podoba się porządek i czystość. - Przestępczość nie istnieje. W niemieckiej Jenie musiałem wieczorem odbierać żonę z kina, bo się bała. Na Białorusi dziewczyny mogą spacerować nocami w parkach - twierdzi Stange. Pod jego wodzą Białorusini pokonali w meczach o punkty Holandię i Francję, w lutym wspięli się na 36. - najwyższe w historii - miejsce w rankingu FIFA. Na wielki turniej nigdy jednak nie awansowali, nie przyjadą także na Euro 2012.

- W federacji białoruskiej zmieniają się prezesi, ale Stange wciąż pracuje. To o czymś świadczy. Gdy pięć lat temu o niego wypytywałem, chwalono go także w niemieckim związku, choć nigdy dla nich nie pracował. Był jednym z pięciu kandydatów do zastąpienia Pawła Janasa, na liście życzeń zajmował trzecie miejsce, po Leo Beenhakkerze i trenerze z Bałkanów, którego nazwiska nie podam, bo mu to obiecałem. Zdecydowałem się na Leo - wspomina Listkiewicz.

Po remisie z Koreą: nadal nie mamy defensywy na Euro 2012

Więcej o:
Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.