Polskie kluby przed meczami Pucharu UEFA

Primorje, Servette Genewa, FC Utrecht i FC Porto stają na drodze polskich klubów w I rundzie Pucharu UEFA.

Legia, która w czwartek o 19 zagra z Utrechtem, zarobi na dwumeczu z Holendrami przynajmniej 1,5 miliona złotych: za sprzedaż praw do transmisji, reklamy wokół boiska, wpływy z biletów i premie od UEFA. Te ostatnie wynoszą - za każdą runde eliminacji Ligi Mistrzów i Pucharu UEFA - 80 tys. franków szwajcarskich. - Opłaca się grać w Pucharze UEFA, ale na pewno nie tak bardzo, jak w Lidze Mistrzów. Im wyżej będziemy awansować, tym pięniądze są większe - mówi "Gazecie" prezes Edward Trylnik. Zyski, klub przeznaczy na spłatę części długów (wynoszą około 10 mln. zł.), modernizację stadionu, zapłacenie kar dla PZPN i UEFA za rzucanie przez kibiców kamieniami i rozpalenie rac. - Część zachowany, trzeba będzie jakoś przeżyć zimę - mówi prezes. - Jesteśmy także winni drużynie 3,5 miliona zł. do podziału za mistrzostwo. Obiecałem, że jeśli wyeliminujemy Holendrów, dostaną część zaległości.

- Utrecht to nie Barcelona, Real czy MU i doskonale o tym wiemy. Ale wiemy też, że Holendrzy prezentują dobrą piłkę. Tam nie ma gwiazd. Gra cała drużyna, wszyscy w każdy mecz wkładają maksimum sił - twierdzi trener Legii Dragomir Okuka przed meczem mistrzów Polski z siódmą drużyną holenderskiej ekstraklasy ubiegłego sezonu.

Z legionistów na stadion przy Łazienkowskiej w czwartkowy wieczór na pewno nie wybiegną kontuzjowani Tomasz Sokołowski, Moussa Yahaya Radosław Wróblewski, Marek Citko, Tomasz Łapiński i Krzysztof Szewczyk. Nie zagra też Jacek Magiera, który dostał czerwoną kartkę w spotkaniu z Barceloną.

- Holendrzy bardziej niż na wyjazdach są groźni u siebie. Ale musimy uważać, bo nasza gra defensywna ostatnio dobrze nie wyglądała - mówi Okuka. Jako gość honorowy z holenderską drużyną przybył eks-reprezentant Polski, gracz Utrechtu, a wcześniej krótko także Legii - Włodzimierz Smolarek.

Jak polska IV liga

- To teraz już wiem, jak się FC Barcelona mogła czuć u nas. Tak samo my dziwimy się tutaj - wiceprezes Wisły Zdzisław Kapka kręcił głową na oglądając prowincjonalny stadionik NK Primorje z pięciotysięcznej Ajdovszcziny. Przeciętny obiekt czwartoligowy w Polsce nie wypada gorzej. Krakowianie trenowali wczoraj na pstrokatej seledynowo-ciemnozielonej murawie Primorja. Dzisiaj o 15 zmierzą się z wicemistrzem Słowenii. Na meczu ma się zjawić ledwie 800 widzów, bo tylu zazwyczaj chodzi na ligę.

- Przeczytałem w telegazecie, że awansowaliśmy na 24 miejsce w rankingu UEFA, ale Primorje nie ma większych szans z Wisłą. Gra ostatnio źle, chociaż gdyby krakowianie wygrali tu, a my jeszcze wyżej w Krakowie, to nie obraziłbym się - rozmarzył się Griegor, kibic ekipy z Ajdovszcziny. Narzekał na wczesną porę meczu ("To wsszystko przez polską telewizję!"), bo gdy jego ulubieńcy będą się zmagać z Polakami, on będzie zajęty obsługiwaniem klientów w składzie budowlanym.

Krakowianie wystąpią w najsilniejszym składzie (nie licząc kontuzjowanych od dawna Tomasza Frankowskiego, Artura Sarnata i Mirosława Szymkowiaka), z Maciejem Żurawskim, który przechodził ostatnio wirus grypy. - Primorje to podobny rywal do Glentoranu Belfast z rudny wstępnej. Jeśli zagramy spokojnie z tyłu, konsekwentnie w ataku, to powinniśmy sobie wypracować przewagę bramkową przed rewanżem - powiedział "Gazecie" Żurawski.

Po ostatniej porażce z Rudarem Valenje 1:3 Primorje spadło na siódme miejsce w lidze. To spore rozczarowanie dla kibiców, którzy rozumieją jednak, że zespół musi radzić sobie bez trójki kontuzjowanych piłkarzy. Primorje jest profesjonalną drużyną. Kontrakty piłkarzy wahają się od tysiąca do trzech tysięcy euro.

Recepta Henryka Kasperczaka na sukces w konfrontacji ze Słoweńcami? - Kopać piłkę do przodu i strzelać gole - trener Wisły dostroił swój humor do świetnej pogody panującej w Słowenii. - A tak poważnie, to musimy być czujni, bo choć rywal jest teoretycznie słabszy od nas, to może nas czymś zaskoczyć.

Wisła niewiele zarobi, jeśli wyeliminuje Primorje. - Mamy tak skonstruowaną umowę z firmą Sportfive, że im atrakcyjniejszego przeciwnika wylosujemy, tym większe są zyski ze sprzedaży praw transmisyjnych - tłumaczy wiceprezes Kapka. Kapka dodał, iż najwyżej wyceniona ewentualną konfrontację Wisły z rywalem niemieckim. Słoweńskie drużyny należą do najmniej opłacanej grupy. Nieoficjalnie dowiedzieliśmy się, że klub dzieli się z zawodnikami wpływami z tytułu udziału w PUEFA na zasadzie pół na pół.

Przeciętna Amica

Servette Genewa, z którym gra Amica, nie jest dla wronieckiego klubu wymarzonym rywalem, jeśli chodzi o strategię marketingową holdingu. Oprócz pieniędzy za transmisje telewizyjne, Amica zarabia też na kontraktach handlowych zawieranych przy okazji meczów w pucharach. Na dwumeczu ze Szwajcarami nie da się zarobić 300 tys. euro, a tyle Amica zyskała na spotkaniach z Herthą Berlin w 2000 roku.

Piłkarze Amiki dotarli do Szwajcarii we wtorek późnym popołudniem. Czekał tam na nich trener Mirosław Jabłoński, który w Genewie przebywa od niedzieli. Jabłoński poleciał do Szwajcarii wcześniej, by obejrzeć Servette w ligowym starciu z beniaminkiem ligi, zespołem SR Delemont. Szwajcarzy wygrali aż 5:0, ale wynik nie zrobił na wronieckim trenerze wielkiego wrażenia. - Do przerwy było 0:0, a gracze z Genewy ruszyli na rywali dopiero po zdobyciu pierwszej bramki. Zwycięstwo przyszło im łatwo, bo przeciwnik nie stawił większego oporu - mówił Jabłoński.

Amica ma szczęście, bo reprezentacyjny pomocnik Szwajcarii Sebastien Fournier musiał poddać się operacji lewej nogi i na pewno nie zagra w czwartek. Wraca natomiast do zespołu najbardziej znany piłkarz Servette Alexandre Comisetti, który ma za sobą występy m.in. we francuskim AJ Auxerre. W Amice zabraknie kontuzjowanych Tomasza Sokołowskiego i Remigiusza Sobocińskiego.

- Piłkarzom Amiki radziłbym, aby nie obawiali się Servette. Nie jest to drużyna wybitna, ale też nie można jej zlekceważyć - mówi Dariusz Skrzypczak, polski piłkarz FC Aarau, który od ośmiu lat gra w lidze szwajcarskiej. - Servette preferuje techniczną piłkę. Bardzo nie lubią, gdy rywal gra ostro, stosuje pressing.

Spotkanie Amiki z Servette nie wywołuje w Szwajcarii zainteresowania. - O Amice pisze się i mówi niewiele, ale Szwajcarzy i uważają, że to zespół zdecydowanie do przejścia - twierdzi Skrzypczak. Nic dziwnego, bo Servette, które porzeżywa spore kłopoty finansowe, w ubiegłym sezonie doszło aż do 1/8 finału Pucharu UEFA, eliminując po drodze m.in. Slavię Praga, Real Saragossę i Herthę.

Na oficjalnej stronie internetowej Servette zorganizowano sondę, której uczestnicy oceniają, jaką drużyną jest Amica. Do środy wyniki sondy były dla Szwajcarów optymistyczne. Ponad połowa (56 proc.) głosujących uznała polski zespół za przeciętny, a niewiele ponad 6 proc. oceniła go jako mocny.

Bez sznas?

- Polonia have no chance - mówi otwarcie były zawodnik FC Porto Grzegorz Mielcarski przed czwartkowym meczem Polonii w pierwszej rundzie Pucharu UEFA

- Po sześciu godzinach podróży ekipa Polonii dotarła do Porto. Po zakwaterowaniu się i obiedzie zawodnicy mieli czas wolny. Wieczorem odbyli oficjalny trening na głównej płycie stadionu Estadio das Antas . Nikt nie narzeka na urazy. Jesteśmy w dobrych nastrojach i chcemy tu sprawić niespodziankę - mówi kierownik zespołu Marek Kęska.

Trener ,,Czarnych koszul" Janusz Białek ma jednak od dłuższego czasu mały ból głowy. Brak możliwości zmian w składzie. Zaskoczyć czymś przeciwników będzie mu niezwykle ciężko. Z szesnastu zawodników jakich zabrał do Porto przynajmniej dziesięciu od dłuższego czasu jest pewnych występu. Jak by nie grali to i tak musi ich wystawić do gry w następnym meczu - bo i kogo? Kluczem do osiągnięcia korzystnego rezultatu w Porto wydaje się być przede wszystkim koncentracja. Przy jej braku może być niedobrze. Brak rywalizacji o miejsce w składzie na pewno jej nie sprzyja.

W meczu z Porto Białek nie będzie mógł skorzystać z kontuzjowanych: Arkadiuszów Bąka i Kaliszana, Mateusza Bartczaka i Pawła Kaczorowskiego. W Porto wystąpi więc ten sam skład, co w sobotę z Ruchem. Jose Mourinho trener Porto choć pochlebnie wypowiada się o przeciwniku jest raczej spokojny o awans do II rundy. W jego zespole z podstawowych zawodników nikt nie narzeka na urazy. Drużyna jak na razie jest nie pokonana w swojej lidze.

Były piłkarz FC Porto, Grzegorz Mielcarski daje FC Porto 80 proc. szans na awans. Początek meczu o 22.30 naszego czasu.

Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.