Nowi nie pomogli - Cracovia przegrała przy ul. Kałuży z Lechią

Cracovia nie wygrała w lidze już od czterech spotkań. Na dodatek pierwszy raz przegrała w tym sezonie u siebie - 0:1 z Lechią Gdańsk

Piątek, godz. 18, piękna pogoda, dobry rywal, trzech nowych piłkarzy w kadrze, miesiąc przerwy od ostatniego meczu przy ul. Kałuży z kibicami - trybuny stadionu Cracovii wypełniły nieco więcej niż w połowie. 8413 fanów to drugi wynik w tym sezonie. Stadion opuszczali jednak rozczarowani (poza sporą grupą z Lechii).

Trener Jacek Zieliński nie miał wątpliwości i Tomasza Brzyskiego, który z drużyną trenuje dopiero od poniedziałku, wstawił do podstawowego składu. Dzięki temu na skrzydło wrócił Jakub Wójcicki, który w tym sezonie (podobnie jak Deleu) był przesuwany z lewą na prawą obronę i odwrotnie.

I w 8 min Brzyski mógł zaskarbić sympatię kibiców. 34-letni obrońca w Legii znany był z nieźle wykonywanych stałych fragmentów Koledzy pozwolili mu uderzyć z rzutu wolnego, ale strzelił nad poprzeczką. Później jeszcze kilka raz dobrze dośrodkował, ale z minuty na minutę zaczął tracić siły aż skończyło się tym, że łapały go kurcze.

Na ławce rezerwowych zaczęli Piotr Malarczyk i Krzysztof Piątek. W tym akurat nie było nic dziwnego, bo stoperzy Cracovii ostatnio nie popełniali wielkich błędów, a do tego na tej pozycji ważne jest zrozumienie. Także w ataku Mateusz Szczepaniak spisuje się na tyle dobrze, że wstawienie od razu Piątka byłoby niezrozumiałe.

Przed meczem spodziewano się ciekawego i emocjonującego widowiska. Obie drużyny lepiej bowiem czują się w ataku. I rzeczywiście piłkarze szybko zaczęli się rozkręcać. Po kombinacyjnej akcji Erik Jendrisek trafił w słupek. Lechia wyprowadziła błyskawiczną kontrę, ale Grzegorz Sandomierski znakomicie odbił strzał Milosa Krasicia. Goście uzyskali przewagę i szybko Zieliński mógł pożałować, że jednak nie zrobił zmian w obronie. Rafał Wolski na dwa zamachy ograł jak dziecko Huberta Wołąkiewicza. Dograł w pole karne, a tam nikt nie przeszkadzał ani Flavio Paiaxo (akurat fatalnie skiksował), ani Marco Paixao - ten pewnie kopnął do siatki.

Cracovia mogła błyskawicznie wyrównać, ale gdańszczanom znów pomógł słupek (po strzale głową Miroslava Covili). Kolejne dobre okazje zmarnowali Marcin Budziński i Szczepaniak. Jeszcze więcej działo się pod bramką Cracovii, ale gospodarzom dopisywało szczęście. Momentami byli bezradni po atakach skrzydłami Lechii, ale np. Marco Paixao z ok. 5 m trafił w Sandomierskiego.

Po przerwie Cracovii nie pozostało nic innego jak zaatakować. Osiągnęła przewagę, ale zamiast wziąć przykład z rywali i próbować wykorzystać skrzydła, pchała się środkiem boiska. Długo więc nie było efektów poza minimalnie niecelnym strzałem Jakuba Wójcickiego. Minuty mijały, a krakowianie wciąż nie potrafili stworzyć dogodnej okazji.

Wszyscy nowi zadebiutowali w Cracovii, bo trener Zieliński wolał na boisko wpuścić Piątka niż Mateusz Cetnarskiego, jednego z bohaterów poprzedniego sezonu. 21-letni napastnik już po kilkudziesięciu sekundach mógł zasłużyć na miano dżokera, ale z ok. 13 m strzelił za słabo.

W 84 min kibice domagali się rzutu karnego za zagranie ręką Rafała Janickiego, ale sędzia Jarosław Przybył przewinienia nie zobaczył.

Cracovia - Lechia Gdańsk 0:1 (0:1)

Gole: M. Paiaxo (17.)

Cracovia: Sandomierski - Deleu, Polczak, Wołąkiewicz (26., Malarczyk), Brzyski (70., Piątek) - Covilo, Dąbrowski - Wójcicki, Budziński, Jendriszek (46., Wdowiak) - Szczepaniak.

Lechia: Milinković-Savić - Wojtkowiak, Nunes, Maloca Ż, Wawrzyniak (73., Janicki Ż) - Sławczew, Krasić, Wolski (71., Chrapek) - Kuświk (23., Haraslin Ż), M. Paixao, F.Paixao Ż.

Więcej o:
Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.