Przyjmujący Asseco Resovii, Marco Ivović: Cieszę się, że wróciłem, ale wyjazdu do Rosji nie żałuję

Marco Ivović był jednym z bohaterów Asseco Resovii w sezonie 2014/15. Z Serbem w składzie rzeszowianie sięgnęli po mistrzostwo Polski i drugie miejsce w Lidze Mistrzów. Przed rokiem Ivović zamienił jednak Rzeszów na rosyjski Biełgorod. - Tamtej decyzji nie żałuję, ale bardzo się cieszę z powrotu do Resovii.

Chcesz wiedzieć wszystko o Asseco Resovii? Wejdź na RZESZOW.SPORT.PL

Rozmowa z Marko Ivoviciem

Kamil Gorlicki: Za tobą pierwsze treningi w Rzeszowie. Szybko odnalazłeś się w nowym-starym zespole?

Marco Ivović: - Zdecydowanie tak. Czuję się, jakby nie było mnie tu tylko przez jeden dzień ( śmiech ). Możesz mi wierzyć albo nie, ale naprawdę cieszę się, że znowu tu jestem i trenuję w hali Podpromie.

W Rzeszowie podczas twojej nieobecności zaszły spore zmiany. Z mistrzowskiego zespołu, z którego odchodziłeś do Rosji, zostało tylko kilku zawodników.

- Zgadza się, w szatni zobaczyłem sporo nowych twarzy ( śmiech ). Są jednak m.in. Jochen Schops i Piotrek Nowakowski, z którymi już wcześniej świetnie się dogadywałem. Z nowymi kolegami także szybko złapałem dobry kontakt. Wszystko jest tak, jak trzeba.

W Asseco Resovii nie ma już jednak Nikołaja Penczewa. Teraz spotkasz go po przeciwnej stronie siatki. Lubisz mecze, w których musisz mierzyć się ze swoimi dobrymi kolegami?

- Pewnie, zawsze to będzie ciekawiej na boisku ( śmiech ). W PGE Skrze grają jeszcze dwaj Serbowie: Srecko Lisinac i Drazen Luburic. Im wszystkim życzę jak najlepiej, ale w trakcie meczu trzeba będzie zapomnieć o przyjaźni. Po spotkaniu wszystko wróci do normy. Taki jest przecież sport. Raz możemy grać razem, a za chwilę przeciwko sobie.

Sport bywa też okrutny. Mimo kapitalnej gry w Lidze Światowej reprezentacji Serbii zabrakło na igrzyskach olimpijskich. Zwycięstwo w "światówce" osłodziło wam trochę nieobecność w Rio?

- Igrzyska to najważniejsza impreza w siatkówce i z tym nie ma co dyskutować. My wiedzieliśmy jednak, że w tym sezonie wszystkie swoje siły musimy rzucić na Ligę Światową i wypadło to rzeczywiście bardzo dobrze. Z trenerem Nikolą Grbicem na ławce trenerskiej prezentujemy się coraz lepiej.

Ty sam zaliczyłeś chyba najlepsze mecze w kadrze, zostałeś wybrany na MVP turnieju finałowego.

- Faktycznie, w trakcie Final Six grało mi się znakomicie. Zresztą cały ten sezon reprezentacyjny był moim najlepszym w karierze.

Już na pierwszy rzut oka dało się zauważyć, że mocno poprawiłeś element przyjęcia. Treningi w Biełgorodzie zrobiły więc swoje?

- Zdecydowanie tak. Wiadomo, jaką zagrywką dysponują Rosjanie. Takie doświadczenie bardzo mi pomogło i rzeczywiście czuję, że z moim przyjęciem jest coraz lepiej. W ogóle swoją przygodę z siatkówką zaczynałem na rozegraniu. Dopiero mając 17 lat, przestawiłem się na przyjęcie, dlatego pewnie odbiór zagrywki nie jest moim najmocniejszym elementem.

Co cię zaskoczyło w Rosji najbardziej?

- Byłem pod wrażeniem tego, jak rosyjscy kibice odnoszą się do swoich zawodników. Nieważne, w jakim mieście graliśmy, to i tak Muserskij, Chtiej i Tietiuchin zawsze dostawali ogromne brawa od publiczności. Widać, że reprezentacja jest dla nich zawsze na pierwszym miejscu.

Ty byłeś za to jedynym obcokrajowcem w Biełogorie Biełgorod. Taka sytuacja miała wpływ na to, że twoja przygoda z ligą rosyjską trwała tylko rok?

- Trudno powiedzieć. Zawodnicy przyjęli mnie bardzo dobrze, nie mogę powiedzieć o nich nic złego. Szczególnie cieszyłem się z gry z Tietiuchinem, który jest przecież legendą siatkówki i wciąż jednym z najlepszych siatkarzy na mojej pozycji. Sporo się od niego nauczyłem. W klubie oprócz Rosjan był jeszcze Andrzej Zahorski [były trener przygotowania fizycznego Asseco Resovii - przyp. red.] i to z nim spędzałem najwięcej czasu. Razem zresztą podjęliśmy też decyzję o powrocie z Rosji. Siatkówka jest tam na świetnym poziomie, ale cały sezon to w zasadzie tylko ciągłe podróże i życie w hotelach. Wiadomo, jakie są odległości między miastami.

Żałujesz, że rok temu obrałeś kierunek na Rosję?

- Na pewno nie. Tak jak mówiłem wcześniej - czuję, że siatkarsko się tam rozwinąłem. Poza tym dobrze było posmakować ligi rosyjskiej. Zobaczyć, jak ona wygląda od środka.

Po sezonie w Biełgorodzie długo zastanawiałeś się nad tym co dalej? Ciekawych ofert na pewno nie brakowało.

- Dostałem kilka propozycji z czołowych włoskich klubów, u siebie widziały mnie też inne rosyjskie drużyny, ale kiedy pojawiła się konkretna oferta z Rzeszowa, postanowiłem że wracam do Resovii. Już przed rokiem mówiłem, że jeśli będę miał kiedyś szansę tutaj wrócić, to na pewno tak zrobię.

Teraz oczekiwania związane z tobą będą jeszcze większe niż przed dwoma laty, kiedy po raz pierwszy dołączyłeś do zespołu. Kibice widzą w tobie jednego z liderów zespołu.

- Znam już Rzeszów i wiem, że tutaj wszyscy żyją siatkówką. Kibice muszą jednak pamiętać, że my będziemy chcieli zdobyć w tym sezonie mistrzostwo Polski tak samo, jak oni. Ze swojej strony mogę obiecać, że zrobię wszystko, żeby tak się stało, ale nie będę opowiadał, że zostanę liderem tego zespołu, bo to wszystko zweryfikuje boisko.

Na papierze wyglądacie naprawdę mocno. Mówi się nawet, że to może być najsilniejsza Resovia w historii.

- Zgadza się, tylko szkoda, że papier nie zagra ( śmiech ). Tak na poważnie to faktycznie nasz skład prezentuje się bardzo dobrze. Na każdej pozycji zapowiada się duża rywalizacja o pierwszą szóstkę. W sezonie reprezentacyjnym kilku chłopaków świetnie się zaprezentowało. Teraz będzie trzeba przenieść to na grunt klubowy.

Od kiedy wyjechałeś z Serbii, każdy kolejny sezon zaczynasz w nowym klubie. Myślałeś o tym, żeby przycumować gdzieś na dłużej?

- Szczerze mówiąc, nigdy się nad tym nie zastanawiałem. Staram się koncentrować na tym, co jest tu i teraz. Jeśli jednak po sezonie szefowie Resovii będą ze mnie zadowoleni, to dlaczego nie?

Pytam, bo wielu fanów widzi w tobie nowego Oliega Achrema. On w twoim wieku przyszedł do Rzeszowa i został tu na kolejnych siedem lat.

- Doskonale wiem, że Olieg był ulubieńcem kibiców. To było świetne, jak wszyscy go wspierali po tej fatalnej kontuzji sprzed roku. Teraz w Rzeszowie już go nie ma, ale mam nadzieję, że i tak damy kibicom mnóstwo radości z naszej gry. Jeśli chodzi o mnie, to tak jak mówiłem, staram się nie robić długoterminowych planów. Zobaczymy, jak życie się potoczy.

Przed rokiem odchodziłeś z Rzeszowa jako mistrz Polski i wicemistrz Europy. Poprawić ten wynik będzie ogromnie trudno.

- Zgadza się, ale czym byłby sport, gdybyśmy nie stawiali przed sobą kolejnych celów. Wiem, że ostatni sezon był przeciętny, dlatego jestem przekonany, że teraz chęć rewanżu i kolejnych zwycięstw będzie w zespole jeszcze większa. Mam nadzieję, że na koniec sezonu wszyscy będziemy zadowoleni.

Twórz z nami Rzeszów.Sport.Pl! Dołącz do nas na Facebooku

Więcej o:
Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.