Nenad Bjelica, nowy trener Lecha Poznań: Koniec żartów, nikt już nie będzie się śmiał z Lecha

"Kein alibi" - zabrzmiało w sali konferencyjnej Lecha Poznań na pierwszej konferencji nowego trenera Nenada Bjelicy. Żadnego alibi w grze. Dyscyplina, dawanie z siebie wszystkiego

Pierwsze wrażenie, jakie zrobi nowy trener zespołu jest bardzo ważne. Niespełna rok temu Jan Urban na pierwszej konferencji promieniał uśmiechem, optymizmem i hiszpańskim słońcem. Gdy został zwolniony, jego miejsce zajął Chorwat Nenad Bjelica - człowiek niezwykle stanowczy i zdyscyplinowany, charakteryzujący się charyzmą, reżimem pracy i chęcią zwyciężania.

Tak przynajmniej przedstawił go wiceprezes klubu Piotr Rutkowski, który zmiany trenerów z krotochwilnika na zamordystę tłumaczy: - Za każdym razem trzeba je dostosować do bieżącej sytuacji w klubie.

A bieżąca sytuacja w klubie jest zła. Drużyna co prawda nie przegrała czterech ostatnich spotkań, ale wcześniej była na ostatnim miejscu w tabeli i straciła zaufanie swej klienteli - kibiców.

Nenad Bjelica wie o tym. - Kiedy ostatnio pracowałem w Spezia Calcio we Włoszech, sytuacja była podobna - wspomina. - Pękły relacje między piłkarzami a kibicami. Gdy przychodziłem, napotkałem duży sceptycyzm.

Po czym przypowieść o La Spezia kończy morałem: - Mogę wam zagwarantować, że za mojej kadencji nie było ani jednego meczu, po którym piłkarze nie słyszeliby owacji i nie schodziliby z niego z podniesioną głową.

Relację Chorwata uwiarygodnia fakt, że gdy został zwolniony ze Spezia Calcio w zeszłym roku, kibice swe oburzenie zaznaczyli rzucaniem rac we władze klubu.

Nenad Bjelica może się też pochwalić tym, że trzy lata temu, w sierpniu 2013 roku ograł islandzki FH Hafnarfjördur, potem rodzime Dinamo Zagrzeb i wprowadził jako trener Austrię Wiedeń do Ligi Mistrzów (grał w niej np. z FC Porto czy Atletico Madryt, wygrał też 4:1 z Zenitem St. Petersburg). Lech Poznań na Islandczykach dotąd się potykał, a o Lidze Mistrzów jedynie marzy.

A jednak gdy chorwacki trener usiadł na krześle z herbem Lecha, powiada: - W żadnym z klubów, w których pracowałem, nie widziałem na pierwszej konferencji tylu dziennikarzy.

Rzeczywiście, jego przyjście sprawiło, że frekwencja na Lechu momentalnie wzrosła - na razie na konferencjach. Za czasów późnego Jana Urbana była chwilami jak guziki marynarki - na jeden rząd.

- To pokazuje, jak wielkim klubem jest Lech - łechce władze i kibiców klubu Nenad Bjelica. A swoje wystąpienie rozpoczyna niczym Winston Churchill w czasie bitwy o Anglię. - Teraz mogę obiecać jedynie ciężką pracę.

Pot i łzy mają przenieść Lecha na taki poziom, na jakim być powinien zawsze. Przynajmniej w mniemaniu nowego trenera. - Uważam, że obecna kadra w Lechu wystarcza na pierwszą trójkę polskiej ligi - mówi bez drgnięcia powieki.

Co jest zgodne z koncepcją klubu, że Lech ma walczyć o mistrzostwo... a minimum puchary.

Ta wypowiedź trenera Nenada Bjelicy dotyka istoty rzeczy, zwłaszcza jej fragment "obecna kadra wystarcza". Kiedy bowiem padają pytania o możliwe wciąż jeszcze transfery (do zamknięcia okna transferowego zostaje doba), Chorwat odpowiada:

- Nie stawiałem żadnych żądań transferowych. Będę się starał wycisnąć maksimum z tego zespołu, który Lech już ma. Żadnej gry na alibi, pełna determinacja, dyscyplina i dawanie z siebie wszystkiego. Tego będę wymagał.

Dopytywany przez kibiców na czacie #ZapytajBielicę dodał, że zamierza być dla piłkarzy "ostrym przyjacielem". Że zamierza przeprowadzać minimum sześć, a czasami siedem treningów w tygodniu oraz grać ustawieniem 1-4-3-3 albo 1-4-2-3-1. Że czasami zagra z ustawieniem defensywnych pomocników Łukasz Trałka - Abdul Tetteh (nazwanym jeszcze przez trenera Jana Urbana "poznańskim audi TT"), a czasami nie. I że kiedy pracował we Włoszech, uważano go za szaleńca w kwestii ofensywy.

Co zapowiada szturm na bramkę rywali, który ma przeprowadzać Lech Poznań po jego kierunkiem.

Po grze i pracy w ligach hiszpańskiej, włoskiej, niemieckiej, austriackiej, no i rodzimej, chorwackiej Nenad Bjelica zna pięć języków. Polskiego ma zamiar się nauczyć w pierwsze dwa, trzy miesiące swego dwuletniego kontraktu z Lechem (z opcją przedłużenia o rok). Wiceprezes Piotr Rutkowski podkreśla, że to ważne, bo dlatego Lech odrzucił kandydatury trenerów, którzy nie rokowali szybkim nauczeniem się polskiego i nie mieli szans na porozumienie się z piłkarzami i mediami.

Na razie odpowiada jeszcze po niemiecku albo po chorwacku. M.in. na pytanie, czy jego przyjście to koniec robienia z siebie przez Lecha pośmiewiska. - Nikt już nigdy nie będzie się z Lecha śmiał - obiecuje.

źródło: Okazje.info

Więcej o:
Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.