Bramkowa kanonada w Krakowie: Śląsk Wrocław rozgromił Wisłę i przerwał złą passę

Śląsk Wrocław rozbił w Krakowie Wisłę wygrywając aż 5:1. Niewiarygodnie skutecznie wrocławianie zagrali w ostatnich dwudziestu minutach pojedynku, kiedy strzelili cztery bramki.

Śląsk we wcześniejszych sześciu meczach sezonu wygrał tylko raz i strzelił zaledwie dwie bramki. Fatalna gra ofensywna wrocławian spowodowała, że trener Mariusz Rumak zdecydował się posadzić na ławce rezerwowych Węgra Bence Mervo i postawić na Kamila Bilińskiego. Wcześniej Rumak konsekwentnie pomijał Bilińskiego w podstawowym składzie zespołu, gdyż uważał, że napastnik jest w słabej formie.

Z kolei Wisła Kraków do meczu ze Śląskiem przystępowała po fatalnej serii pięciu przegranych pojedynków oraz gigantycznych problemach właścicielskich. Do składu wrócił Paweł Brożek, który ostatnio był kontuzjowany.

Początek dla Wisły

Początek meczu należał do Wisły. Miejscowi atakowali i próbowali stwarzać sobie okazje bramkowe. Wypracowali sobie dwie. Najpierw Małecki bardzo niecelnie uderzył z pola karnego, a potem Brożek będąc sam przed Pawełkiem źle przyjął piłkę i zaprzepaścił dobra okazję.

Z upływem minut Wisła traciła pomysł na grę, a Śląsk schowany na własnej połowie nie prezentował się lepiej. Mecz był bardzo słaby. Piłkarze obydwu drużyn mieli ogromne problemy ze skonstruowaniem akcji składającej się z kilku celnych podań. Dominował chaos i kopanina.

Do 40. minuty żadnemu z piłkarzy obydwu drużyn nie udało się oddać ani jednego celnego strzału na bramkę. Dopiero wówczas z dystansu mocno strzelił Madej, ale Miśkiewicz wybił piłkę nad poprzeczką.

Gol Bilińskiego

Końcówka pierwszej części należała do Śląska. Wrocławianie widać nieudolność rywali opanowali sytuację w środkowej strefie boiska i potrafili zdobyć gola. W 45. minucie po akcji najlepszego na boisku Alvarinho - Biliński z kilkunastu metrów trafił do siatki i przerwał fatlaną serię minut wrocławskiego zespołu bez gola.

Przez kilkanaście minut drugiej połowy na boisku w Krakowie nie działo się nic ciekawego. Śląsk cofnięty bronił prowadzenia, a Wisła starała się atakować. W 60. minucie Brożek zagrywał sobie piłkę, a Celeban stojąc w polu karnym zagrał ją ręką i sędzia odgwizdał rzut karny dla Wisły. Jedenastkę potężnym strzałem pewnie wykorzystał Mójta i był remis 1:1.

Bolesna riposta Śląska

Utracony gol błyskawicznie podział na graczy Śląska, którzy zaatakowali Wisłę i szybko zdobyli dwa gole. Najpierw Madej przeprowadził długi rajd po skrzydle i zagrał w pole karne, gdzie Morioka z bliska trafił do siatki. Dwie minuty później było już 3:1 dla wrocławian. Z rzutu wolnego dośrodkował Stjepanović a Portugalczyk Goncalves wykorzystał bierność bardzo słabo grającego Głowackiego i sprytnym uderzeniem głową zdobył trzeciego gola dla Śląska.

Beznadziejnie grającą Wisłę Śląsk dobijał kolejnymi bramkami. W 81. minucie Dvali wrzucił piłkę w pole karne, gdzie samotnie stojący Morioka spokojnie przyjął piłkę i z kilku metrów podwyższył na 4:1.

Tuż przed końcem meczu arbiter podyktował rzut karny dla wrocławian za zagranie ręką Jovicia, choć do zdarzenia doszło tuż przed polem karnym. Jedenastkę wykorzystał Stjepanović, który ustalił wynik meczu na 5:1 dla Śląska.

Wisła Kraków - Śląsk Wrocław 1:5 (0:1)

Bramki: 0:1 - Biliński (45), 1:1 - Mójta (60. z rzutu karnego), 1:2 - Morioka (69), 1:3 - Goncalves (71), 1:4 - Morioka (81), 1:5 - Stjepanović (90. z rzutu karnego).

Wisła: Miśkiewicz - Jović, Głowacki, Guzmics, Sadlok (46. Mójta) - Boguski, Mączyński, Uryga, Małecki - Zachara (58. Drzazga), Brożek.

Śląsk: Pawełek - Pawelec, Celeban, Kokoszka, Dvali - Madej (90. Dankowski), Goncalves (90. Idzik), Stjepanović, Morioka, Alvarinho - Biliński (90. Mervo).

Więcej o:
Copyright © Agora SA