Trener cenniejszy niż piłkarze? Piotr Stokowiec prowadzi Zagłębie Lubin do sukcesów [OPINIA]

Piotr Stokowiec, trener Zagłębia Lubin udowodnił prezesom wielu klubów, że czasami ważniejsze od transferów tabunów piłkarzy jest zatrudnienie mądrego trenera. Bez spektakularnych transferów i medialnego szumu Zagłębie Stokowca awansowało do III rundy Ligi Europy.

"Nie boimy się europejskich pucharów. Traktujemy je jako nagrodę za dobrą grę w ekstraklasie. Czekamy na walkę w Lidze Europy" - powtarzał od dawna Stokowiec. Zdecydowanie wyróżnia go to na tle polskich szkoleniowców, wśród których dominuje pogląd Michała Probierza z Jagiellonii, że awans do pucharów jest dla trenera i klubu "pocałunkiem śmierci".

Rewelacja z Lubina

Probierz ma swoje racje. Polskie zespoły przed rywalizacją w Europie najczęściej się osłabiają, sprzedając kluczowych piłkarzy, a "wyczerpanie" rywalizacją międzynarodową ma potem fatalny wpływ na grę w ekstraklasie. To samo mówił Czesław Michniewicz, gdy pracował w Pogoni Szczecin - twierdził, że jego klub nie jest jeszcze gotowy na puchary. Przyłączył się do nich trener Cracovii Jacek Zieliński. I faktycznie Cracovia, a także rewelacyjny w poprzednim sezonie ligowym Piast Gliwice udowadniały, że gra w pucharach to kara, a nie nagroda dla polskiego klubu.

Na szczęście Stokowiec myśli inaczej. Awans Zagłębia do III rundy Ligi Europy po wyeliminowaniu w rzutach karnych zdecydowanie wyżej notowanego Partizana Belgrad nie jest przypadkowy. Klub z Lubina staje się rewelacją ekstraklasy.

W minionym sezonie lubinianie awansowali z I ligi i zakończyli rywalizację na trzecim miejscu. Oprócz Legii są jedynym naszym klubem, który pozostał w europejskich pucharach. I ciągle robią postępy. W ligowej tabeli uwzględniającej wyniki od początku 2016 roku są na pierwszym miejscu,, zdobyli dwa punkty więcej od Legii.

I wszystko to bez jakiś spektakularnych transferów i buńczucznych zapowiedzi. W czwartek wieczorem w podstawowym składzie Zagłębia na mecz z Partizanem wyszło 10 zawodników, którzy rok temu grali w lubińskim zespole w I lidze. Wśród nich czterech wychowanków: Kubicki, Woźniak, Rakowski i Krzysztof Piątek. Jedynym graczem w wyjściowej jedenastce, który nie wywalczył awansu był bramkarz Martin Polacek. Dopiero później do gry weszli: Krzysztof Janus i Jan Vlasko, też sprowadzeni do Lubina już po awansie.

Awans bez gwiazdy

A co ważniejsze - Zagłębie awansowało do III rundy LE bez swojego najlepszego wiosną zawodnika Filpa Starzyńskiego. Pomocnik reprezentacji Polski był tylko wypożyczony z belgijskiego Lokeren, a wykupienie zawodnika z Lokeren sfinalizowano dopiero wczoraj.

Wiosną, Starzyński prowadzony przez Stokowca, zachwycał formą i niespodziewanie awansował do reprezentacji Polski, z którą pojechał na Euro 2016. Zagrał tam tylko kilkanaście minut, ale przecież kilka miesięcy wcześniej Starzyński był tylko rezerwowym piłkarzem przeciętnego Lokeren.

W kwestii Starzyńskiego Stokowiec skromnie tłumaczył: " Forma Filipa to nie moja zasługa, a jego. Drużyna dobrze funkcjonuje, dzięki czemu taki zawodnik jak Starzyński był w stanie szybko i sprawnie wkomponować się w zespół. Do niedawna mówiło się, że piłkarze, którzy przechodzą do Zagłębia, zawsze tracą formę. Przykład Filipa pokazuje, że to nieprawda.".

Stokowiec jest specyficznym trenerem. Nie robi wokół siebie medialnego szumu, pozostaje nieco w cieniu wielu innych szkoleniowców. Ale konsekwentnie, spokojnie robi swoje. I ma wyniki. Tym samym pokazuje szefom klubów, że czasami ważniejsze od transferów wielu piłkarzy jest zatrudnienie jednego, mądrego trenera.

Normalność i konsekwencja

Zagłębie grając w europejskich pucharach nie przynosi nam wstydu. To nie jest bojaźliwy, prymitywny futbol, oparty tylko na obronie i próbach kontry. Stoper z Lubina Maciej Dąbrowski w niedawnym wywiadzie dla "Wyborczej" tłumaczył: "Gramy efektowny futbol, to nie jest jakieś kopanie po autach. Zdobywamy ładne gole, gramy kombinacyjnie, ofensywnie z coraz większą dojrzałością."

Sukces Zagłębia i Stokowca jest triumfem normalności, spokoju i profesjonalizmu. A przecież przez lata Zagłębie było symbolem klubu, przez których przewijały się tabuny głównie zagranicznych zawodników, którzy traktowali klub jako świetnie wypłacalny bankomat. W Lubinie nie poradzili sobie różni trenerzy, doświadczeni Orest Lenczyk, czy Jan Urban, młodzi Marek Bajor i Adam Buczek, czy obcokrajowiec Pavel Hapal.

Wreszcie ponad dwa lata temu szefowie klubu postawili na Stokowca i mimo, że nie uratował drużyny przed degradacją z ekstraklasy, to nie zwolniono go. Zaufano mu i pozwolono spokojnie pracować w I lidze. Zespół natychmiast wrócił do ekstraklasy. I nikt nie myślał o dymisji nawet wtedy, gdy na początku minionego sezonu drużyna zaliczyła mały falstart, remisując z Podbeskidziem, przegrywając z Koroną i Termaliką, a wygrywając tylko z Jagiellonią. Ówczesny prezes Tomasz Dębicki nie wykonał żadnego gwałtownego ruchu. Opłaciło się. Zagłębie Stokowca skończyło sezon na trzecim miejscu i nie zwalnia tempa.

Niedawno Holender Richard Grootscholten, który przez dwa lata był dyrektorem Akademii Piłkarskiej KGHM Zagłębia, odchodząc z klubu powiedział: "Za cztery lata Zagłębie wygra mistrzostwo Polski".

To skrajnie optymistyczna wizja, ale niepozbawiona podstaw.

Więcej o:
Copyright © Agora SA