Łukasz Kadziewicz: Ceny biletów na Ligę Światową to strzał w kolano [ZDJĘCIA Z FINAŁU]

- Mamy prawo czuć się zawiedzeni. Oczekiwaliśmy reprezentacji na wyższym poziomie - podkreśla były reprezentant Polski, dziś ekspert Polsatu Sport.

Damian Gołąb: Reprezentacji Polski nie udało się awansować do strefy medalowej.

Łukasz Kadziewicz: Gdyby to miała być impreza docelowa i Ligą Światową kończylibyśmy sezon reprezentacyjny, to trzeba byłoby jasno powiedzieć, że przestrzeliliśmy z formą. I to mocno. Mamy jednak igrzyska i tak szybko nie wydawałbym wyroków skazujących dla Stephane'a Antigi i ekipy. Wszystko, co najważniejsze, wciąż przed nami. Może to trochę naciągane, ale w tym roku jeszcze niczego nie zdążyliśmy przegrać.

Z Serbią zabrakło niewiele. Maciej Jarosz [były reprezentant - przyp. red.] fajnie powiedział: cud zdarzył się nam w Berlinie [w czasie kwalifikacji olimpijskich - przyp. red.] i może wykorzystaliśmy już limit szczęścia. Mam nadzieję, że jeszcze trochę się do nas uśmiechnie w Brazylii. W Krakowie nie wyszło. Mamy prawo czuć się trochę zawiedzeni, bo chyba oczekiwaliśmy reprezentacji przygotowanej na grę o poziom wyżej.

Co trzeba poprawić?

- Dla mnie problemem jest to, że nie zobaczyłem pierwszej szóstki. Nie wiem, w jakim ustawieniu ta drużyna będzie grać: Mika i Kubiak czy Buszek i Bednorz, Konarski czy Kurek. Po ostatnim meczu można się też zastanawiać, czy będzie rozgrywał Drzyzga czy Łomacz? Nowakowski dostał dużo szans, ale grą nikogo nie rzucił na kolana. Pytań jest dużo, ale poczekajmy. Za miesiąc będziemy mądrzejsi i poprzemy nasze opinie argumentami, bo na razie to wróżenie z fusów.

Brak Marcina Możdżonka w kadrze na igrzyska to dobra decyzja?

- Nie ukrywam, że na miejscu Stephane'a, zabrałbym Marcina do Rio. Może się mylę, może nie potrafię spojrzeć na siatkówkę z perspektywy człowieka, który już jej nie uprawia. W głowie cały czas jestem chyba zawodnikiem, może trenerzy inaczej postrzegają przydatność siatkarzy do drużyny.

Z drugiej strony, Władimir Alekno w finale igrzysk w Londynie przestawił Dmitrija Muserskiego na pozycję atakującego i to wypaliło. Antiga nie zabrał Bartosza Kurka na mistrzostwa świata i też był efekt. Cholera, to są kontrowersyjne decyzje, ale może wielcy trenerzy mają w sobie iskierkę szaleństwa. Może dlatego są nietuzinkowi i potrafią wygrywać.

W Krakowie oglądaliśmy Brazylię, Francję, USA i Włochy. Jedna z tych drużyn będzie prawdopodobnie rywalem Polaków w ćwierćfinale IO.

- Francuzi mieli tydzień wolnego i nie możemy oceniać ich formy. Amerykanie w pierwszym meczu wypadli słabo, Włosi podobnie, Brazylijczycy z Amerykanami zagrali drugim składem... Wszyscy się czarują. Nikt nie wyszedł jedną szóstką, nie zagrał trzech czy czterech dobrych spotkań. To wszystko na razie przebiega według zasady: pokażę się, ale nie do końca zdradzę.

Jest pan zaskoczony niską frekwencją w Tauron Arenie?

- Oczywiście. Sam przez parę lat miałem przyjemność grać w kraju w meczach LŚ, i kiedy wchodziło się do pełnej hali nie trzeba było się rozgrzewać. A dzisiaj ludzie, którzy oceniali, ile powinien kosztować bilet, mocno przeszarżowali. Traktujmy siatkówkę jak dobro narodowe, nie szukajmy milionów zarobku. Rozmawiałem z Serbami i Amerykanami. Powiedzieli, że dla nich to szok. Pamiętają mistrzostwa świata, kiedy nawet bez reprezentacji Polski hale momentami były pełne.

Ceny biletów to przegięcie. W naszym kraju trudno jest zapełnić 15-tysięczny obiekt. A jeżeli przy cenach biletów mówimy o setkach, a momentami tysiącach złotych, to można to nazwać strzelaniem w kolano. Nie mam pretensji do kibiców, mogę ich tylko przeprosić, bo jestem człowiekiem, który trochę w siatkówce siedzi.

Zobacz wideo
Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.