Francuzi prowokowali polskich siatkarzy? "Nie pozwolę, by coś do mnie pokrzykiwali"

Po dramatycznym meczu Polska rozpoczęła finały Ligi Światowej od zwycięstwa z Francją 3:2. - Coś mi się wydaje, że na tym turnieju jeszcze się spotkamy - mówi Mateusz Bieniek, środkowy reprezentacji Polski.

Po dwóch słabych setach biało-czerwoni wrócili do gry w trzeciej partii. Kolejne były wyrównane, ale ostatecznie to oni mogli cieszyć się z wygranej 3:2.

- Pewność siebie buduje się zwycięstwami, a ich nam ostatnio brakowało. Na szczęście teraz przyszło. To była powtórka z turnieju w Japonii: przegrywamy 0:2, przychodzi przełamanie, Francja się rozluźnia. Kiedy im idzie, grają widowiskowo i się śmieją. Ale kiedy coś przestaje im wychodzić, ten zespół jest do pokonania - zaznacza Bieniek.

Środkowy nie zaczął spotkania w pierwszej szóstce, ale kiedy już pojawił się na parkiecie, miał duży udział w przemianie zespołu. To jego zagrywki w kluczowych momentach pozwoliły przełamać Francuzów. Między nim i rywalami kilka razy zaiskrzyło pod siatką.

- Le Roux i Ngapeth cały czas coś do mnie mówili. Mimo że to świetni zawodnicy, nie pozwolę sobie, by coś do mnie pokrzykiwali. W jakim języku mówili? Chyba po angielsku - opowiada Bieniek.

Przed meczem Polaków w Tauron Arenie Brazylijczycy rozbili Włochów. Młody środkowy uważa, że tegoroczne finały LŚ stoją na wyższym poziomie niż przed rokiem, choć uczestniczą w nich te same zespoły.

- W tamtym roku Włosi byli słabsi, mieli problemy wewnątrz zespołu. Serbowie też nie byli tak topowym zespołem jak teraz. Francuzi? Coś mi się wydaje, że na tym turnieju jeszcze się z nimi spotkamy. Pewnie znowu będzie tie-break, oby znów wygrany - podkreśla.

Zobacz wideo
Więcej o:
Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.