Były skrzydłowy Korony: W Kielcach mogłem grać o najwyższe cele [ROZMOWA]

- Decyzja o przenosinach do Kielc na pewno nie była błędna - mówi Bartłomiej Pawłowski, były skrzydłowy Korony, który wrócił do Lechii Gdańsk i tam zamierza walczyć o miejsce w podstawowej jedenastce.

Tomasz Galiński: Odpocząłeś po poprzednim sezonie?

Bartłomiej Pawłowski: Urlop trwał aż miesiąc, nie pamiętam kiedy miałem podobnie długi. Poprzedni sezon skończył się dość wcześnie ze względu na mistrzostwa Europy, a Lechia jest klubem, który jako jeden z ostatnich zaczyna przygotowania do kolejnych rozgrywek. Wypocząłem bardzo dobrze.

Podczas wakacji miałeś dość nieoczekiwane spotkanie z kibicami Lechii.

- Tak, byłem w Kanadzie, poszedłem do dentysty i nie wiem jak to się stało, ale stomatolodzy byli Polakami, którzy studiowali w Gdańsku. Mieli koszulki Lechii i jak tylko mnie zobaczyli, od razu kazali mi je podpisać. Z pewnością było to bardzo miłe spotkanie i życzyłbym sobie więcej takich.

Kiedy zapadła decyzja o powrocie?

- Już w trakcie poprzedniego sezonu dochodziły do mnie głosy, że po zakończeniu rozgrywek prawdopodobnie wrócę do Lechii. Ale tak naprawdę najpierw dowiedziałem się o tym z mediów, dopiero kilka dni później otrzymałem telefon z Gdańska.

Wracasz do trochę innej Lechii. Trener Piotr Nowak stawia przede wszystkim na rzadko stosowaną w polskiej lidze taktykę.

- Wracam do zespołu poukładanego, który gra ładnie w piłkę. W rundzie wiosennej widać było, że Lechia narzucała swój styl gry praktycznie w każdy meczu. Jest tu wielu świetnych zawodników, reprezentantów Polski. Ja jednak czuję, że mam za sobą dobry sezon, miałem niezłe statystyki i jestem przekonany, że pomogę zespołowi.

System 1-3-5-2 jest ci znany? Jak u ciebie z grą defensywną?

- Nie miałem okazji grać jeszcze w tej taktyce. Widziałem ją tylko w telewizji, szczególnie oglądając wiosenne mecze Lechii. Wydaje mi się, że obejrzałem prawie wszystkie. Myślę, że dostanę czas, by się przystosować i nauczyć nowych zadań. Widziałem jak zawodnicy się poruszali po boisku. W Gdańsku ten system funkcjonuje na wysokim poziomie.

Mówisz, że oglądałeś mecze Lechii. Z czego - twoim zdaniem - brała się tak olbrzymia dysproporcja pomiędzy spotkaniami w Gdańsku, a tymi na wyjeździe? U siebie Lechia wygrywała niemal wszystko, w większości przypadków w dobrym stylu. Tymczasem na obcych stadionach szło jak po grudzie.

- Powiem szczerze, że naprawdę nie mam pojęcia. Lechia jest w ostatnim czasie bardzo poukładanym klubem, zawodnicy mają duży komfort pracy. Jest tu wielu dobrych piłkarzy, a tym samym duża rywalizacja. Wydaje mi się, że te kilka spotkań przegrało się w sportowej walce. Oglądając mecze Lechii w Gdańsku miałem wrażenie, że publiczność mobilizowała zawodników, by ci stanęli na szczycie swoich możliwości. Zresztą, będąc w Koronie, również lepiej spisywaliśmy się u siebie niż na wyjazdach. Zdarzało się nam, że prowadziliśmy 2:0 w Chorzowie lub w Szczecinie, a przegrywaliśmy 2:3. Dlatego też nie wiem czy jest tu jakaś konkretna przyczyna.

Pół żartem, pół serio. Nie żałujesz trochę, że obóz macie w Gniewinie, a nie odbędziecie np. jakiegoś tournée po USA, gdzie mieszka trener Nowak?

- Sama podróż jest męcząca, trwa kilkanaście godzin. Do tego przestawienie się do innej strefy czasowej trwa 4-5 dni. Myślę, że taki wyjazd nie byłby najlepszym pomysłem. Tym bardziej, że byłem już kiedyś w Gniewinie, to bardzo dobry ośrodek. Skoro trener tak postanowił, to na pewno wie co robi.

W Gniewinie czekają was bardzo fajne mecze sparingowe, m.in. z APOEL-em oraz Partizanem Belgrad.

- To klasowe zespoły, przyjdzie nam się mierzyć przeciwko bardzo dobrym piłkarzom. Nie pozostaje nam nic innego niż grać, pokazywać swoje umiejętności i przekonywać do siebie trenera.

W poprzedni czwartek po raz pierwszy spotkałeś się z kolegami z drużyny. Poznałeś wszystkich?

- Rzeczywiście ostatnio regularnie grałem w Lechii jeszcze za trenera Machado i znajomych twarzy jest już bardzo mało. Co by się nie działo w zespole zawsze jest Rafał Janicki [śmiech]. Kiedyś czytałem artykuł, że w Lechii zmieniają się trenerzy, piłkarze, a Rafał jest cały czas. Wiadomo, jest w drużynie paru nowych piłkarzy, ale nie wydaje mi się, by sprawiło mi to jakieś problemy z aklimatyzacją. Wręcz przeciwnie.

Widzisz dla siebie miejsce w wyjściowym składzie?

- Zdecydowanie tak. Przychodzę do Lechii z nadzieją na regularne występy. Tak jak wspomniałem, mam za sobą udany sezon. Poza tym nigdzie się nie pchałem. Wyciągnięto do mnie rękę, chciano mnie z powrotem w Lechii. Chcę udowodnić, że stać mnie na grę w wyjściowym składzie drużyny, która chce walczyć o europejskie puchary, a być może i o coś więcej.

Przykład Milosa Krasicia pokazuje, że warto zaufać trenerowi Nowakowi.

- To klasowy piłkarz, w przeszłości grał w bardzo dobrych klubach. W poprzedniej rundzie w każdym meczu udowadniał, że posiada wysokie umiejętności. Ja również liczę na taką regularność. Zobaczymy jakie plany będzie miał wobec mojej osoby trener Nowak, a wydaje mi się, że jakieś plany ma skoro bardzo nalegał, bym wracał.

Jak oceniasz dwa poprzednie sezony? Najpierw byłeś wypożyczony do Zawiszy Bydgoszcz, a następnie do Korony Kielce.

- Grając o utrzymanie ma się nóż na gardle. W Zawiszy było bardzo trudno. Przychodziłem do zespołu, który przez wszystkich był skazywany na porażkę, a walczyliśmy do samego końca i zabrakło nam tylko trzech punktów. Jako zespół wykonaliśmy niezłą pracę, ale nie wystarczyło to do utrzymania. Z kolei będąc w Koronie zabrakło nam tylko punktu, by awansować do górnej ósemki. Decyzja o przenosinach do Kielc na pewno nie była błędna. Czas pokazał, że nawet w Koronie, którą przed sezonem wszyscy skazywali na spadek, mogłem grać o najwyższe cele.

Co czułeś, gdy skreślali cię kolejni trenerzy w Lechii?

- Powiem tak: źle bym się czuł, gdybym nie grał regularnie. W Lechii nie było tak, że dany piłkarz mógł zagrać 2-3 spotkania z rzędu. Presja wyniku była w Gdańsku bardzo duża i nie ma co się dziwić, bo klub ma swoje ambicje. Rotacja była duża, a ja chciałem grać regularnie. Mogłem zostać w klubie, szczególnie wtedy, gdy strzeliłem dwie bramki w Pucharze Polski. Mogłem liczyć, że coś się zmieni, ale ostatecznie podjąłem decyzję o wypożyczeniu.

Patrząc z perspektywy czasu, nie żałujesz decyzji o wyjeździe do Hiszpanii?

- Twierdzę, że mój wyjazd był bardzo korzystny. Strzeliłem bramkę w Primera Division, rozegrałem kilka spotkań. Przede wszystkim nie wyjeżdżałem z topowego klubu w Polsce, ale z Widzewa, czyli drużyny, która biła się o utrzymanie. Czas pokazał, że piłkarze, którzy wyjeżdżali z Polski, odpalali za granicą gdzieś w trzecim sezonie, jak choćby Arek Milik, Piotrek Zieliński czy Paweł Wszołek. Ja byłem w Hiszpanii zaledwie rok. Wydaje mi się, że gdybym został tam dłużej, moja kariera mogłaby potoczyć się podobnie.

Jak wygląda sprawa twojego kontraktu?

- Obowiązuje mnie jeszcze roczna umowa, w której jest zapis, że może być przedłużona o dwa kolejne sezony.

Ciągnie cię jeszcze do zagranicznego klubu?

- Jest różnica, by iść za granicę tylko po to żeby iść, a poczekać na odpowiedni moment i pójść w szczycie formy, jak to miało miejsce przy transferze z Widzewa. Czułem się wtedy bardzo mocny. Życzyłbym sobie, by kontynuować moją karierę piłkarską za granicą, ale najpierw chcę wrócić na właściwe tory w Polsce.

Więcej o:
Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.