Lech Poznań jest na dobrej drodze do tego, by obronić mistrzostwo Polski juniorów młodszych. Przed rokiem zespół prowadzony przez Przemysława Małeckiego okazał się lepszy od Górnika Zabrze, Polonii Warszawa i Progresu Kraków. Teraz, w zmienionej formule mistrzostw, zagra w finale z krakowianami.
Wiadomo już, że dwumecz z Progresem będzie ostatnim, w którym drużynę Kolejorza poprowadzi Przemysław Małecki. Były zawodnik m.in. rezerw Amiki Wronki i Warty Poznań odchodzi z klubu. Przed niedzielnym rewanżem z UKS SMS Łódź młodzi gracze Kolejorza założyli na rozgrzewkę czarne koszulki z białym napisem: "Pewnych "rzeczy" nie powstrzymamy. Dziś dla ciebie gramy, dzięki za wszystko Mały!!!".
- Informację o moim odejściu przekazałem władzom klubu, ale też moim zawodnikom, bo uznałem, że powinni się szybko o tym dowiedzieć - tłumaczy Przemysław Małecki. - To miły gest z ich strony. Świadczy o tym, udało mi się być dla nich nie tylko trenerem, ale także ich przyjacielem. Osiągnęliśmy coś więcej niż tylko więź na linii trener - zawodnik. Ci chłopcy wiedzą, ze nasza przyjaźń przetrwa, nawet, gdy nie będziemy już pracowali razem w Lechu.
Trener juniorów młodszych nie chce jeszcze zdradzić, co będzie robił w nowym sezonie. - Skupiam się na dwóch meczach finałowych, potem będę myślał, co dalej - wyjaśnia.
W starciach z łodzianami Lech najpierw zremisował na wyjeździe 2:2, a w rewanżu rozegranym na głównej płycie stadionu przy Bułgarskiej pewnie zwyciężył 3:0. - Poza niefortunną pierwszą połową meczu w Łodzi, to pozostała część tamtego spotkania i dzisiaj cały mecz pokazały, że nasz awans był zasłużony i nie pozostawiliśmy drużynie SMS złudzeń co do tego, kto powinien grać w finale. Duży wpływ na taki przebieg rewanżu miał fakt, że zagraliśmy na stadionie przy Bułgarskiej. Dla wielu chłopców występy na tym boisku to wielkie marzenie i miejmy nadzieję, że to nie był ich ostatni mecz na tym obiekcie - mówi Przemysław Małecki, który nie ukrywa, że celem jego i drużyny są złote medale mistrzostw Polski. - Nie chciałbym, żeby to źle zabrzmiało, ale od początku mówiliśmy sobie w zespole, że nie ma planu minimum, a celem jest zdobycie po raz kolejny mistrzostwa Polski. Poprzeczkę zawieszamy sobie najwyżej. jak można, ale skoro ci chłopcy chcą spełniać swoje marzenia, to muszą mierzyć najwyżej, jak się da - twierdzi 33-letni szkoleniowiec.