Najdziwniejszy finał świata! Vive Tauron odrabia 9 bramek, wygrywa karne i zdobywa Ligę Mistrzów [ZDJĘCIA]

To był najbardziej niesamowity finał Ligi Mistrzów piłkarzy ręcznych. Vive Tauron Kielce przegrywało już z węgierskim MVM Veszprem 19:28, ale doprowadziło do dogrywki, a potem wygrało w rzutach karnych! Kielczanie są pierwszym polskim zespołem piłkarzy ręcznych, który wygrał Champions League!!!

- Kto wygra finał? Strasznie trudno to przewidzieć. Można być jedynie pewnym, że to będzie bardzo twardy mecz - mówił mi pół godziny przed meczem Staffan Olsson, legenda światowej piłki ręcznej, były reprezentant Szwecji i THW Kiel, a teraz asystent Zvonimira Serdarusicia w Paris Saint-Germain. Chwilę wcześniej z paryską ekipą zdobył brązowe medale tegorocznej Ligi Mistrzów, pokonując THW Kiel. Naciskany na wytypowanie końcowego wyniku meczu Vive Tauron Kielce - MVM Veszprem w końcu uległ: - OK, Veszprem wygra 26:25.

Kielczanie zaczęli podobnie jak sobotni półfinał z PSG, czyli słabo. A raczej rywale bardzo twardo rozpoczęli pojedynek. Bronili na granicy faulu i nic dziwnego, że sędziowie co chwila upominali graczy mistrza Węgier żółtymi kartkami, a w pierwszych ośmiu minutach wysłali na ławkę kar dwóch zawodników MVM Veszprem.

To się jednak Węgrom opłaciło, bo agresywna obrona sprawiała, że kielczanie popełniali błąd za błędem. W pierwszych dziewięciu minutach nasi gracze mieli aż pięć strat w ataku. Gdy do tego dodamy, że kielecka defensywa nie radziła sobie z akcjami rywala, to nic dziwnego, że Węgrzy szybko objęli prowadzenie 3:0, a po czternastu minutach było już 8:4. Rywale co chwila zaskakiwali Vive Tauron akcjami w ataku, w kieleckiej bramce Sławomira Szmala zastąpił Marin Sego. W ataku nasz zespół bazował głównie na indywidualnych akcjach.

Mistrzowie Polski często udowadniają jednak, że potrafią gonić przeciwnika. Poprawili zarówno obronę, jak i atak w ostatnich dziesięciu minutach przed przerwą i ze stanu 7:11 oraz 10:13 doprowadzili do wyniku 12:13. Niestety, zamiast doprowadzić do remisu, znów proste straty sprawiły, ze Węgrzy zdobyli trzy gole z rzędu. Statystyka po pierwszej połowie mówiła wszystko, kielczanie z drugiej linii zdobyli jedną bramkę na cztery rzuty, Węgrzy - 10 goli na 13 prób.

W przerwie kibice nie tracili jednak nadziei. - Gramy do końca - śpiewali, gdy na boisko wróciła drużyna Tałanta Dujszebajewa.

Kielczanie próbowali, ale Węgrzy byli na fali. Świetnie bronili, wydawało się jakby na szóstym metrze był ruchomy mur. Mieli też w składzie kapitalnie rzucającego i równie świetnie asystującego islandzkiego rozgrywającego Arona Palmarssona, a na kole silnego jak tur Szweda Andreasa Nilssona. To głównie dzięki tej dwójce już po dziesięciu minutach drugiej połowy Veszprem prowadziło już 24:16. Kilka tysięcy węgierskich kibiców w Lanxess Arenie było w siódmym niebie.

Nie pomógł czas wzięty przez Dujszebajewa. Węgrzy grali jak natchnieni, niesieni przez świętujących już swoich kibiców. Było niemal pewne, że w tym spotkaniu nic nie może się jednak stać. Czternaście minut przed końcem Veszprem wygrywało 28:19. Ale to, co stało się potem, trudno wytłumaczyć.

Kielczanie nagle ruszyli do odrabiania strat. Sygnał do boju dał skrzydłowy Tobias Reichmann, nie tylko zdobywając gola za golem, ale też mobilizując drużynę. Kielczanie podwyższyli obronę, a w bramce Szmal też spisywał się znakomicie. Przewaga Węgrów topniała w oczach, zespół z Veszprem po prostu stanął.

Osiem, siedem, sześć, pięć - prowadzenie Węgrów zmniejszało się błyskawicznie, a do końca meczu było jeszcze sporo czasu. W końcu cztery minuty przed końcem Karol Bielecki wykorzystał rzut karny, doprowadzając do remisu 28:28! Mało tego - sto sekund później kielczanie mieli szansę na objęcie prowadzenia, ale tym razem karnego Bieleckiego obronił świetny chorwacki bramkarz Mirko Alilović. Dwie minuty przed końcem Węgrzy w końcu zdobyli 29. bramkę - to było ich pierwsze trafienie od dwunastu minut!

Gdy chwilę później Alilović znów obronił karnego, tym razem Manuela Strleka, a mistrzowie Węgier, prowadząc 29:28, mieli piłkę, wydawało się, że wygrają. Stracili jednak piłkę, a dwie sekundy przed końcem podstawowego czasu gry Krzysztof Lijewski doprowadził do remisu. Dogrywka.

W finale Ligi Mistrzów gra się ją dwa raz po 5 minut. I to już był prawdziwy rollercoaster, prowadzili raz kielczanie, raz ekipa z Veszprem. Szmal obronił karnego Momira Ilicia, a za chwilę słynny Laszlo Nagy zdobył gola rzutem przez całe boisko, bo kielczanie wycofali bramkarza.

Półtorej minuty przed końcem Julen Aginagalde wyprowadził kielecki zespół na prowadzenie 35:34. Rywale wykorzystali grę w przewadze, bo dwuminutową karę otrzymał Piotr Chrapkowski i trzy sekundy przed końcem Cristian Ugadle doprowadził do remisu. Rzuty karne.

W nich można zmieniać bramkarza. Marin Sego i Szmal bronią rzuty rywali, a wśród kielczan myli się tylko Ivan Cupić. Vive Tauron Kielce wygrywa 39:38 i jako pierwszy polski zespół zostaje zwycięzcą Champions League!!!

Zobacz wideo

Vive Tauron Kielce - MVM Veszprem 39:38 (35:35, 29:29, 13:17)

Vive Tauron: Szmal, Sego - Jurecki 3, Tkaczyk, Reichmann 9 (2), Chrapkowski, Kus, Aginagalde 5 (1), Bielecki 7 (3), Jachlewski 2, Strlek 4 (1), Lijewski 5, Paczkowski, Zorman 4, Cupić. Kary: 10 minut.

MVM Veszprem: Mikler, Alilović - Gulyas, Ivancsik 1, Schuch, Ilić 7 (2), Palmarsson 6 (1), Nilsson 6, Nagy 5, Ugalde 7, Marguc 1, Rodriguez, Terzić, Sulić, Lekai 3, Slisković 2 (1). Kary: 12 minut.

Sędziowali: Oscar Raluy Lopez i Angel Sabroso Ramirez (Hiszpania). Widzów ok. 20 tys.

Przebieg meczu: I połowa: 0:3, 1:4, 2:5, 4:6, 4:8, 6:8, 7:9, 7:11, 8:12, 10:12, 10:13, 12:13, 12:16, 13:17; II połowa: 13:18, 15:19, 15:21, 16:21, 16:24, 17:24, 17:26, 19:26, 19:28, 28:28, 28:29, 29:29. Dogrywka: 30:29, 30:31, 33:34, 35:34, 35:35. Rzuty karne: 4:3. Końcowy wynik 39:38.

Więcej o:
Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.