Marcin Wasilewski - mistrz, co talentu nie miał

Do Krakowa lada dzień przyleci medal za mistrzostwo Anglii. Albo nie przyleci. W zasadzie jeszcze nie wiadomo, czy przyleci. Wiadomo za to, że człowiek z Nowej Huty Marcin Wasilewski właśnie przeszedł do historii piłki nożnej.

Chcesz więcej? Polub Kraków - Sport.pl

Na filmie nie da się dużo zobaczyć. Najpierw w oczy rzuca się skupienie na twarzach kilkunastu facetów. Potem są krzyki, podskoki, objęcia, kamera się trzęsie. Waldemar Kocoń, były trener juniorów Hutnika Kraków, widział to nagranie. Opisuje: - Oho, Marcin jak zwykle na pierwszym planie. W tym roku nie grał zbyt dużo, ale on się nie obraża. Od razu widać, że jest dobrym duchem szatni. Ma 36 lat na karku, a ja go pamiętam, jak miał 16.

Leicester, gdzie nakręcono film, to nie jest mała miejscowość. Mieszka tam o połowę mniej ludzi niż w Krakowie, ale to ciągle sporo. To drugie po Londynie skupisko Polonii w Anglii. Można kupić polskie gazety, zjeść obiad w polskiej restauracji, pomodlić się w polskim kościele. Jest też stadion piłkarski, najważniejsze miejsce w mieście.

Paweł Wasilewski, piłkarz Górnika Wieliczka, był tam raz. W odwiedzinach u brata Marcina. Zapamiętał, że dzień meczu to dzień święty: - Pod tym względem to inny świat. Kiedy gra Leicester City, trzy pokolenia idą przez miasto: dziadek, ojciec i syn, wszyscy w niebieskich koszulkach.

Rezerwowa pula

Byłaby szkoda, gdyby medal za zdobycie mistrzostwa Anglii nie przyleciał do Krakowa. Ale regulamin to regulamin. Dostają go piłkarze, którzy w danym sezonie wystąpili co najmniej w pięciu spotkaniach. A Wasilewski zagrał tylko w dwóch. - Sam już nie wiem, jak to będzie - brat Paweł rozkłada ręce.

Jest szansa, że medal jednak przyleci do Krakowa. Bo klub, który zdobywa mistrzostwo, dostaje ich aż 40. Czyli jest rezerwa i działacze mogą ją wręczyć wybranym pracownikom. Dla Marcina być może też się znajdzie. Byłby drugim Polakiem, który go dostał. Wcześniej cztery razy tytuł z Manchesterem United zdobył Tomasz Kuszczak. Był w podobnej sytuacji, złoto otrzymał z rezerwowej puli.

Paweł Wasilewski: - A nawet jeśli nie dostanie, to co z tego? I tak się zapisał w historii klubu, i tak zdobył tam sympatię. Do tego w zeszłym sezonie strzelił gola w Premier League, a Polakowi od lat się to nie udało [ostatnim przed Wasilewskim był Robert Warzycha w 1992 roku - przyp. red.].

Film został nakręcony w mieszkaniu piłkarza Leicester. Zaprosił kolegów z drużyny na wspólne oglądanie spotkania Chelsea - Tottenham. Mecz zakończył się remisem 2:2, a taki wynik dawał bohaterom filmu mistrzostwo Anglii. Niespodzianka? Mało. Sensacja? Być może największa w historii kraju. Jeśli przed sezonem na taki scenariusz ktoś postawił funta, to dużo zarobił. Konkretnie pięć tys. funtów. Brat Marcina przyznaje, że w życiu by na to nie wpadł.

Materiał na gwiazdę

Mecz juniorów Wisła - Hutnik. Kilkunastoletni Marcin Wasilewski goni rywala. Przebiegł już 10 metrów, 20 metrów... Trener widzi, co się święci. "Dobra, zostaw go!" - krzyczy. Wasilewski puszcza to mimo uszu, biegnie dalej. 30 metrów, 40 metrów... I znowu: "zostaw go!". 50 metrów, 60 metrów... "Zostaw go!". Ale nie po to przebiegł pół boiska, by się nagle zatrzymać! Dogania rywala, kosi go równo z trawą.

- Coś ty zrobił?! - pyta trener.

- Ja już taki jestem - słyszy odpowiedź.

Taki, to znaczy zawzięty, charakterny, uparty. Nie odpuszcza.

Kogo zapytać o Wasilewskiego, każdy potwierdzi: to nie był materiał na gwiazdę. Najprawdopodobniej nikt nigdy nie powiedział: "on osiągnie więcej niż inni". - Talentu to wielkiego nie miał - uśmiecha się brat Paweł.

Trener Kocoń: - Marcin sercem do wszystkiego doszedł, bo wirtuozem nazwać faktycznie go nie można. Na boisku taki surowy, byli lepsi od niego. Ale miał charakter. Nikogo nie pytał, czy trzeba iść na trening.

Marcin Makuch, były piłkarz Hutnika, kolega Wasilewskiego: - Nie ma co cukrować, ale ile osób by pan nie zapytał, nikt złego słowa na niego nie powie. Nie był brylantem, ale pracował dużo. I - proszę bardzo! - w Premier League gra. Dwie cechy pozwoliły mu zrobić karierę: pokora i charakter.

Zasługa mamy

Baraż o awans do finału juniorskich mistrzostw Polski. Hutnik gra z Resovią. Wasilewski nie spał całą noc, bo był w drodze ze zgrupowania młodzieżowej reprezentacji Polski. Przyjeżdża na zbiórkę, pali się do gry.

Trener nie chce na niego patrzeć: - Chłopie, jesteś wykończony, odpuść, kogoś innego wstawię.

A Wasilewski nalega: - Gorąca prośba, niech pan mnie wpuści. Zobaczy trener, pomogę.

I pomógł. Zdobył gola decydującego o awansie.

Jest obrońcą, ale zaczynał jako napastnik. Trener Zbigniew Urbańczyk prowadził go w trampkarzach. Wspomina, że kiedy próbował zdjąć go z boiska, Wasilewski udawał, że nie widzi. Nie chciał zejść. - To, że mu się udało, to zasługa jego świętej pamięci mamy, który była na każdym treningu. Mimo że na zajęcia przychodził pierwszy, to schodził ostatni - mówi Urbańczyk.

Kary za śpiewanie

Wasilewski w Leicester nie jest anonimowy. Owszem, w mistrzowskim sezonie głównie grzał ławę, a kiedy już wszedł na boisko, popełnił poważny błąd, po którym rywale zdobyli gola. Dlatego jeden z angielskich portali napisał o nim: "Ktoś mógłby zażartować, że Polak miał większy wkład w mistrzostwo niż ci, którzy grali. Bo trzymał się z dala od boiska". Ale dwa lata temu pomógł drużynie awansować do Premier League, rok później się w niej utrzymać.

Paweł Wasilewski stawia tezę: - Mój brat jest dziś najciężej pracującym piłkarzem Leicester. Przecież mógłby zacząć symulować kontuzję, a on sam dla siebie dodatkowe treningi siłowe sobie urządza. Dlatego jest tam ważną postacią, szanują go.

W Leicester City starszy jest tylko Mark Schwarzer, bramkarz z Australii (43 lata). Dlatego Polak w szatni ma dużo do powiedzenia. W języku piłkarskim mówi się: "odpowiada za atmosferę".

Trener Kocoń: - Już w młodości na zgrupowaniach był wodzirejem, ciągnął grupę za sobą. Czasem dostawał kary, bo w pokoju śpiewał do godz. 23. Ale jak komuś nie chciało się pracować, to miał z nim do czynienia.

Piwko albo dwa

Pawła Wasilewskiego czasem mylą z Marcinem, ale twierdzi, że za brata nigdy autografu nie złożył. Wyjaśniał, że zaszła pomyłka, że nie o niego chodzi. Po meczu Chelsea - Tottenham dostał ok. 20 wiadomości z gratulacjami. Mówi, że mistrzowi Anglii nie zazdrości ("Inaczej to bym jego bratem nie był!"). Jak twierdzi, zawsze robił wszystko, by - tak jak Marcin - "zostać piłkarzem, a nie tylko kopaczem". I dodaje, że może szczęścia brakło.

Pytamy, czy wie, co się działo w mieszkaniu piłkarza Leicester tamtego dnia. W końcu na filmie widać niedużo. - Szaleństw podobno nie było. Wypili piwko albo dwa, bo następnego dnia trzeba było na trening iść. Huczna impreza dopiero będzie - odpowiada.

Obserwuj @JaroslawKowal

Zobacz wideo

Szokujący mistrz Anglii! Liczby, historia i kasa przeciwko nim [KLIKNIJ]

Więcej o:
Copyright © Agora SA