Podbeskidzie. Mateusz Szczepaniak: Reforma ligi pomaga Górnikowi. Komu zaszkodzi? [ROZMOWA]

- Nie jesteśmy 15-latkami, którzy będą przez dwa tygodnie lamentować nad tym, że nie znaleźli się w górnej ?ósemce?. Nie można mówić o braku gazu. Mamy go pod dostatkiem - zapewnia Mateusz Szczepaniak, napastnik Podbeskidzia Bielsko-Biała.

Jesteś kibicem z Bielska-Białej? Dołącz do nas na Fejsie! >>

Piłkarze Podbeskidzia Bielsko-Biała przegrali trzy spotkania w grupie spadkowej i nad strefą spadkową mają już tylko dwa punkty przewagi. O tym, czy bielszczanie zostaną w Ekstraklasie, znów zadecyduje finisz ligowych rozgrywek.

Paweł Przybyła: Przeżywacie rollercoaster. Przed chwilą walka o grupę mistrzowską, a teraz widmo spadku.

Mateusz Szczepaniak: Rzeczywiście, mamy teraz bardzo trudny okres, ale przecież każdy zespół przechodzi taki w przeciągu sezonu czy nawet rundy chociaż raz. Wierzę, że damy radę, bo jesteśmy zespołem, który nie boi się wyzwań. Ta poprzednia, udana faza sezonu chyba pokazała, że potrafimy grać w piłkę. Wiem po sobie, że nie jest to zbyt przyjemne uczucie, kiedy mogłem być w "ósemce", a ostatecznie walczę o utrzymanie. W dolnej części tabeli piłka wygląda inaczej: to już nie jest gra na luzie, gra o zwycięstwo i jeżeli się przegra, to w zasadzie nic się nie dzieje. W grupie spadkowej każda porażka zbliża nas do nieszczęścia.

Czujecie w szatni pomoc tych najbardziej doświadczonych zawodników - Marka Sokołowskiego czy Dariusza Kołodzieja? Są przecież specjalistami od obrony przed degradacją.

- Oni powtarzają przede wszystkim jedno: musimy utrzymać się jeszcze przed ostatnią kolejką. Jeżeli musisz się bić do ostatniej kolejki o to utrzymanie, to jest straszna nerwówka. Mamy cztery ostatnie mecze i one zadecydują, czy zostaniemy w lidze, czy ją opuścimy. Najważniejsza będzie dyspozycja dnia. Szkoda, że w trzech poprzednich kolejkach nie udało się zdobyć żadnych punktów, trzy porażki z rzędu to zły wynik. Mogę jednak zagwarantować, że zapomnieliśmy już o tych ostatnich meczach i patrzymy przed siebie z optymizmem.

Co zmieniło się w szatni po podziale tabeli na dwie części? W przegranych 0:1 meczach z Niecieczą i Górnikiem wyglądaliście na stłamszonych.

- Stłamszonych? Nie jesteśmy 15-latkami, którzy będą przez dwa tygodnie lamentować nad tym, że nie znaleźli się w górnej "ósemce". To nie zależało od nas. To porażka organu - sam nie wiem, jakiego - że takie zamieszanie miało w ogóle miejsce! Ale to już sprawa zamknięta. Graliśmy w tych meczach tak samo jak wcześniej, ale po prostu nam nie wyszło. Nie ma mowy o tym, że byliśmy jakoś specjalnie zdołowani czy stłamszeni. Tak wygląda piłka - raz się wygrywa, raz przegrywa. Raz idzie, raz nie. A kiedy nie idzie, trzeba spojrzeć prawdzie w oczy i wziąć się w garść. Tak chcemy zrobić.

Ale jednak coś nie funkcjonowało. Chyba głównie ofensywa, prawda?

- Fakt, mieliśmy problem z grą do przodu. Po spotkaniu z Górnikiem wyciągnęliśmy wnioski, bo pierwsze 20 minut meczu ze Śląskiem [przegranego 1:2 - przyp. red.] było bardzo dobre. Graliśmy to, co sobie założyliśmy. Później trochę oddaliśmy inicjatywę. Myślę, że wtedy powinniśmy grać już na ich połowie i nie pozwalać im wyprowadzać ataków. Przez pierwsze 20 minut przynosiło to skutek, a później? Coś nie wyszło, robiliśmy błędy. Wierzę, że wyciągnęliśmy wnioski i mamy nadzieję na dobry rezultat w Białymstoku.

Czujecie, że ten dobry fragment meczu ze Śląskiem może być przełomem?

- Przełomowy mógłby być, gdybyśmy wygrali. Nie ma sensu oceniać zawodnika czy drużynę po dobrych 20 minutach. Liczy się cały mecz, który trzeba zagrać dobrze i konsekwentnie, a przede wszystkim skutecznie. Na razie musimy się przełamać poprzez zwycięstwo.

Górnik zaczyna łapać formę, Podbeskidzie jest chyba w trochę gorszej dyspozycji. Ta liga będzie jeszcze bardzo ciekawa.

- Dla kibiców na pewno, bo i w górnej, i w dolnej części tabeli nic nie jest jeszcze jasne. Ta reforma jest taka, że jednemu pomoże, a drugiemu zaszkodzi. Jak na razie pomaga Zabrzu, ale jeszcze nie wiadomo, komu zaszkodzi. Trzeba skupić się tylko i wyłącznie na sobie; nie patrzeć na Górnika, Jagiellonię, Koronę. Liczy się to, co prezentujemy my.

Dopiero ostatnie dwa tygodnie zdecydują o tym, czy cała praca wykonana przez was - szczególnie na wiosnę - będzie coś warta...

- Nie jest to dla nas łatwe. Gramy wiele miesięcy, a o wszystkim zdecydują dwa ostatnie tygodnie. To rzeczywiście frustrujące, ale zauważmy, że często jeden mecz decyduje o najważniejszych rozstrzygnięciach, więc trzeba być na to przygotowanym.

Trenujecie teraz inaczej czy ostatnie porażki nie mają wpływu na wasze przygotowania?

- Jesteśmy w fazie finałowej sezonu, więc obciążenia nie są już tak duże jak na początku. Zostały cztery mecze, które trzeba zagrać z czystą głową. Musimy wykonywać na boisku swoje zadania i zwracać uwagę na detale, bo to one dziś decydują o wynikach. Fizycznie czujemy się mocni, trener Michał Mirota pieczołowicie przygotował nas do sezonu, więc pod tym względem jesteśmy pewni siebie. Nie można mówić o braku gazu. Mamy go pod dostatkiem.

Myśli pan już o tym, gdzie zagra w przyszłym sezonie?

- Na razie skupiam się na tym, żeby Podbeskidzie utrzymało się w Ekstraklasie. Czas na myślenie o przyszłości przyjdzie po zakończeniu sezonu.

Więcej o:
Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.