Właściciel Polonii: Byli żużlowcy zasługują na szacunek

W niedzielę w kolejnym spotkaniu I ligi bydgoscy żużlowcy na własnym stadionie zmierzą się (15.30) ze Stalą Rzeszów. Właściciel klubu na mecz zaprosił byłych zawodników Polonii.

Rozmowa z Władysławem Gollobem

Waldemar Wojtkowiak: Za nami już trzy spotkania. Jak pan ocenia początek ligi w wykonaniu Polonii?

Władysław Gollob (właściciel Polonii): Zdaję się na ocenę zewnętrzną. To raczej kibice i dziennikarze powinni ocenić jazdę Polonii.

Myślę, że nie jest najgorsza.

- Pokazaliśmy, że nie jest tak źle. Oczywiście nie daje mi satysfakcji jazda niektórych zawodników. Jednym z nich jest Rafał Konopka. To bardzo sympatyczny chłopak, ale jak jeździ, każdy widzi. Potrzebuje jeszcze czasu na odblokowanie się. Chociaż możliwe, że to w ogóle nie nastąpi. Pamiętajmy, w jakich okolicznościach do nas przychodził. Miał wypełnić skład na wypadek jakichś kontuzji. To taka opcja awaryjna. Podobnie zresztą jak Jesper Soegaard. On pojawił się na jednym treningu i na tym chyba jego przygoda z Polonią się skończyła.

Kiepsko radzi sobie też Mikołaj Curyło.

- On ma za sobą dwuletnią przerwę. Jego niedyspozycja bardzo mnie martwi. Stajemy na głowie, że odbudować zawodnika. Trwa to dłużej, niż pierwotnie zakładaliśmy. Ale wierzę, że to się stanie. Musi znowu nabrać wielu nawyków.

Rozumiem, że na razie nikogo pan nie skreśla?

- Nie może być o tym mowy w sporcie. Już udowodniłem, że nie interesuje mnie żadna tymczasowość, doraźne szarpanie się o wynik tu i teraz. Zbudowaliśmy perspektywiczny skład. Oczywiście można nakupować zawodników i opowiadać o wielkich ambicjach. Ale do czego to prowadzi? Pamiętam, jak przed laty w Toruniu ściągnięto jednocześnie Tony'ego Rickardssona, Jasona Crumpa i Piotra Protasiewicza. Oni przez lata mieli zapewniać Apatorowi tytuły mistrzowskie. A jak to się skończyło, wszyscy wiemy.

Spodziewał się pan, że Andriej Kudriaszow i Wiktor Kułakow tak dobrze wejdą w sezon?

- Oczywiście, że się tego spodziewałem. Niektórzy twierdzą, że podobno nie znam się na żużlu. Zatem można napisać, że przyśniło mi się, że Rosjanie będą się dobrze spisywać. Teraz konkurencja zastanawia się, co z tym zrobić.

O ocenę Oskara Ajtnera-Golloba chyba nie muszę pytać?

- Oskar to takie niechciane dziecko Marka Cieślaka. Podobnie, jak w przeszłości Ryszard Nieścieruk z Jackiem, nie wiedział z czym ma do czynienia. Niby taki wielki trener, a zmarnował Oskarowi rok. Oskar już trzy lata temu powinien regularnie startować.

Pozostali juniorzy już tak dobrych not nie zbierają.

- Przez ostatnie lata szkółkę prowadzi trener Jacek Woźniak. I dziś widać, że oni nie potrafią jeździć. Trzeba zacząć z nimi pracę od podstaw. Kiedy będą pierwsze efekty? Nie wiadomo. Może za trzy, a może za pięć tygodni.

Przed meczem ze Stalą Rzeszów zaprosił pan byłych żużlowców Polonii do pojawienia się na stadionie. Skąd taki pomysł?

- Każdy klub powinien szanować swoich byłych zawodników, którzy zostawili w nim dużo serca i zdrowia. Przed laty podczas jednego z Grand Prix w Bydgoszczy osoba z ochrony poinformowała mnie, że przed bramą czeka ktoś na mnie. Byłem zajęty, ale ta prośba była powtarzana kilka razy. W końcu poszedłem zobaczyć, kim jest ta osoba. I wie pan, kto to był? Antoni Woryna, jedna z legend polskiego żużla. Dbanie o tych, którzy tworzyli historię tej dyscypliny, jest wizytówką naszej moralności sportowej.

Na liście żużlowców, których pan zaprosił, jest też Ryszard Dołomisiewicz. Kiedyś, delikatnie mówiąc, nie było panom po drodze.

- A teraz jest nam bardzo po drodze. Ryszardowi Dołomisiewiczowi należy się szacunek za to, co zrobił dla Polonii. Dlatego jego nazwisko znalazło się na 1. miejscu na liście zaproszonych.

Więcej o:
Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.