Ruch Chorzów. Co krzyczeli kibice do graczy niebieskich?

Ruch Chorzów przegrywając na Cichej z Wisłą Kraków postawił się w bardzo trudnej sytuacji. Niebiescy muszą za tydzień zremisować w Gdańsku, żeby być pewnymi miejsca w mistrzowskiej ósemce.

Na co stać w tym sezonie Ruch Chorzów? Podyskutuj na Facebooku >>

- Jestem zły. Jedyne, co mogę zrobić, to przeprosić kibiców i kolegów z drużyny, bo ta bramka mogła nam dać pierwszą ósemkę - mówił Patryk Lipski, który w doliczonym czasie gry zmarnował rzut karny. - Tak jak krzyczeli kibice, trzeba podnieść głowy do góry, bo już za tydzień następny mecz. Trzeba pokazać w kolejnym meczu, że zasługujemy na górną ósemkę, a ja muszę udowodnić, że nie bez przyczyny kibice obdarzyli mnie zaufaniem. Będę się starał odpłacić im i kolegom z drużyny, bo mam im coś do oddania - dodał.

W meczu z Wisłą - obok Lipskiego - wyróżniającym się graczem Ruchu był tradycyjnie Kamil Mazek. - Bramka na 2:3 dodała nam skrzydeł. Graliśmy ofensywnie, chcieliśmy za wszelką cenę zdobyć wyrównującego gola. Była do tego znakomita sytuacja - rzut karny. Niestety, nie udało się go wykorzystać. To się czasem zdarza. Nikt do Patryka nie będzie miał pretensji. Głowa do góry! Jeszcze nic straconego, choć dzisiejsza porażka oznacza, że musimy zapunktować za tydzień w Gdańsku - podkreślał Mazek.

Do Gdańska niebiescy pojadą osłabieni brakiem pauzujących za kartki Michała Koja i Mariusza Stępińskiego. - Mamy mocną ławkę, to będzie świetna szansa dla zmienników, którzy nie mieli zbyt wielu możliwości do występów, bo Michał Koj i Mariusz Stępiński są podstawowymi zawodnikami. Oby te zmiany wyszły nam na dobre - mówił Lipski.

Więcej o:
Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.