Górnik Zabrze. Może czas już porozmawiać o prawdziwym problemie klubu? [KOMENTARZ]

Leszek Ojrzyński zawiódł, więc stracił pracę. A jakie konsekwencje poniesie Małgorzata Mańka-Szulik, prezydent Zabrza, i dlaczego nie poniesie ich wcale? - pyta Kamil Kwaśniewiski.

Stwórz własną drużynę i Wygraj Ligę!

Gdyby zapytać Małgorzatę Mańkę-Szulik, prezydent Zabrza, o gry komputerowe typu "menedżer piłkarski", pewnie stwierdziłaby, że nigdy w takie nie grała. I słusznie, bo po co miałaby to robić? To samo ma w realu. Zwłaszcza że za swoje decyzje ponosi taką samą odpowiedzialność jak w grze, czyli żadną. Właścicielem klubu jest miasto, więc Mańce-Szulik wolno na Roosevelta dosłownie wszystko. Odpowiada wyłącznie przed samą sobą, a tak się składa, że dla samej siebie jest bardzo wyrozumiała.

Pierwsza do blasku fleszy

Górnik zamyka tabelę, ale problem nie zaczął się przecież miesiąc temu. Wystarczy przypomnieć sobie, jak przed sezonem Robert Warzycha prosił o dwóch piłkarzy: obrońcę i napastnika. Niewiele. Mówił, że tyle wystarczy mu, żeby zespół odpowiednio funkcjonował. Nie dostał jednak nikogo, bo klub musiał oszczędzać. OK, ma to sens. Choć tylko do momentu, kiedy przypomnimy sobie, że z chwilą wyrzucenia Warzychy do Górnika momentalnie trafiło sześciu (!) zawodników. Wszystko dlatego, że pani prezydent Warzychy w klubie nie chciała już od dłuższego czasu. - Mogła więc zwolnić go jeszcze przed sezonem - pomyśli kibic i oczywiście będzie miał rację. Tylko że Mańka-Szulik nie jest kibicem - mimo że bardzo stara się go udawać - ale politykiem. Wolała poczekać aż Górnik straci kilka cennych punktów, a na rynku zostaną gracze, których w innych klubach nie chcą. Wysoka cena? Nie za to, że w zamian mogła w blasku fleszy wkroczyć do klubowego budynku i ogłosić ratunek. Takie akcje wprost bowiem uwielbia. Inaczej niż sytuacje, w których wypadałoby przyznać się do błędu. Wtedy dziwnym trafem pani prezydent robi dwa kroki w tył, wypychając przed szereg kogoś innego.

Albo polityka, albo koncepcja klubu

Kolejna zmiana trenera to więc swego rodzaju temat zastępczy. Oczywiście, że Leszek Ojrzyński zawiódł (w sobotnim meczu z Legią Warszawa drużynę ma poprowadzić Jan Żurek, tymczasowy trener), ale - inaczej niż chciałaby pani prezydent - to nie oznacza, że Górnik właśnie pozbył się swojego największego problemu. Wręcz przeciwnie. To przecież nie Ojrzyński sprawił, że dopiero co klub był na skraju finansowej przepaści (nie jest już tylko dlatego, że kilkadziesiąt milionów złotych długu pani prezydent spłaca z pieniędzy mieszkańców), a w jego działaniach brakuje jakiejkolwiek koncepcji. Brakować będzie jej tak długo, jak o wszystkim w Górniku będzie decydował polityk.

I dlatego to, kto zostanie nowym trenerem, jest ważne, ale nie najważniejsze. Prawdziwy problem Górnika znajduje się w Urzędzie Miasta. Może już czas przestać udawać i porozmawiać o nim otwarcie?

Ekskluzywne materiały i ciekawostki o Górniku Zabrze na Facebooku >>

Więcej o:
Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.