Podbeskidzie - Lech Poznań 4:1. Mistrz Polski rozbity w Bielsku-Białej!

Niespodzianka pod Klimczokiem. Ostatnie do tej pory w tabeli Podbeskidzie pewnie pokonało u siebie słabego Lecha Poznań.

Podbeskidzie Bielsko-Biała utrzyma się w ekstraklasie? Podyskutuj na Facebooku >>

Lech przystępował do meczu w Bielsku-Białej w roli zdecydowanego faworyta, ale trener Jan Urban przestrzegał, że Podbeskidzie może być groźne i w końcu będzie chciało się przełamać.

Urban miał nosa - Lech faktycznie nie miał łatwo, to Górale od początku nadawali ton grze. Pierwszą połowę miejscowi zakończyli prowadzeniem. W 17. minucie Damian Chmiel zauważył dobrze ustawionego w polu karnym Roberta Demjana, a Słowak pewnie wpakował piłkę do siatki!

Podbeskidzie w tej części gry mogło zdobyć kolejne bramki, ale najpierw Mateusz Szczepaniak, a potem Mateusz Możdżeń nie zdołali pokonać dobrze broniącego Jasmina Buricia.

Największym zaskoczeniem pierwszej połowy była bardzo słaba gra gości - defensywa poznaniaków wyglądała tego wieczora na zupełnie zagubioną, a w ataku poznaniacy nie mieli pomysłu na sforsowanie obrony gospodarzy. Nie pomagały pokrzykiwania wyraźnie poirytowanego Jana Urbana. Przed przerwą bramkarz bielszczan Emilijus Zubas ani razu nie musiał interweniować!

- Gramy zespołowo, to nasz atut. Mam nadzieję, że w drugiej połowie nadal pokażemy nasz charakter i wygramy - zapowiadał w przerwie przed telewizyjną kamerą Chmiel. - Chcemy tę piłkarską wiosnę w Bielsku-Białej zacząć z przytupem - dodawał jego kolega drużyny Dariusz Kołodziej.

Goście jednak nie składali broni. - Nie gramy na razie dobrze, ale to musi się zmienić. Chcemy tu wygrać. Aby to osiągnąć będziemy musieli mocniej pójść do przodu i wykorzystać nasze atuty w ataku - tłumaczył obrońca Lecha Maciej Wilusz.

W drugiej połowie gra Lecha długo wyglądała równie nieciekawie jak w pierwszej. Poznaniacy próbowali atakiem pozycyjnym rozbić defensywę Podbeskidzia, ale przez kwadrans było to bicie głową w mur. W końcu jednak wyrównali. Uderzenie Darko Jevticia Zubas jeszcze efektownie obronił, jednak gdy dziesięć sekund później - po centrze Tamasa Kadara - strzelił rezerwowy Dawid Kownacki, litewski bramkarz gospodarzy był bez szans.

Wydawało się, że teraz faworyt rzuci się na miejscowych, ale riposta Górali była znakomita. Po dośrodkowaniu Adama Mójty z rzutu rożnego, Marek Sokołowski idealnie przyłożył głowę i piłka wpadła do siatki tuż przy słupku! To był jeden z dwóch kluczowych momentów tego spotkania. Drugi to - przy stanie 2:1 - kapitalna interwencja Zubasa po strzale głową Marcina Kamińskiego.

W 80. minucie Podbeskidzie dobiło Lecha. Po kontrataku i uderzeniu Mójty błąd popełnił Burić, który wybił piłkę wprost do Szczepaniaka, a ten wpakował ją do siatki.

Tuż przed końcem meczu bezradni przyjezdni stracili czwartego gola. Po raz trzeci w tym meczu asystował Mójta, a na listę strzelców wpisał się tym razem Jakub Kowalski.

Warto podkreślić, że to pierwsze w tym sezonie ligowe zwycięstwo Podbeskidzia na własnym stadionie. Co ciekawe, Górale zdobyli w tych rozgrywkach w meczach z Lechem komplet sześciu punktów, bo jesienią - po golu Szczepaniaka - wygrali 1:0 na Bułgarskiej.

Dzięki tej wygranej bielszczanie opuścili strefę spadkową wyprzedzając w tabeli Górnika Zabrze i Wisłę Kraków, z którą na wyjeździe zagrają w następnej kolejce.

ŚLĄSK.SPORT.PL na Twitterze. Obserwuj już teraz >>

Który klub zdobędzie wiosną najmniej punktów?
Więcej o:
Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.