Na ligową wygraną jego podopieczni czekają od 8 listopada ubiegłego roku (1:0 w Zabrzu). Nie doczekali się jej także cztery dni temu w Szczecinie, mimo że do 70. minuty prowadzili z Pogonią. - Co z tego, że w pierwszej połowie graliśmy naprawdę dobrze ? Co z tego, że możemy chwalić pojedynczych zawodników ? Najważniejsze jest to, że wróciliśmy bez punktu. Jako zespół nie zdaliśmy egzaminu - nie kryje rozczarowania szkoleniowiec Korony. Ale jednocześnie podkreśla: - Piłka nożna ma to do siebie, że nie możemy patrzeć wstecz. Musimy koncentrować się na kolejnych rywalach.
A ten najbliższy wystartował w tym roku z impetem. - Zwycięstwo 5:0 na pewno budzi respekt, ale pamiętajmy, że Podbeskidzie kończyło mecz w dziewiątkę. Do momentu pierwszej czerwonej kartki było 0:0. To bardzo mocny zespół, ale nie uważam, żebyśmy musieli się go obawiać - twierdzi pomocnik kieleckiej drużyny Łukasz Sierpina. On sam spotkania z Pogonią do udanych na pewno nie zaliczy. Rozczarowujących występów było zresztą więcej, czego efektem będą najprawdopodobniej zmiany w wyjściowym składzie.
- To jest taki moment, w którym wydają się konieczne. Okres przygotowawczy pokazał, że na wielu pozycjach mamy kilku równorzędnych graczy - mówi trener Brosz. Jednej roszady będzie musiał dokonać z przymusu. Przeciwko gdańszczanom nie wystąpi Bartłomiej Pawłowski (bardzo dobry mecz w Szczecinie). Powodem - zapis w umowie z Lechią, z której jest wypożyczony do kieleckiego klubu. Kto zastąpi 23-latka? - Rozważamy kilka opcji. Naturalnym zmiennikiem Bartka wydaje się być Tomek Zając, ale pamiętajmy także o Marcinie Cebuli. Jest jeszcze wariant z Siergiejem Pilipczukiem, ale wystawiając go, musimy mieć na uwadze to, że będzie w składzie czwartym zawodnikiem spoza Unii Europejskiej - zaznacza opiekun Korony. Bardzo mało prawdopodobne, że w sobotę będzie mógł skorzystać z usług Rafała Grzelaka, który co prawda wrócił do treningów, ale nadal nie jest gotowy do gry na pełnych obrotach.