Damian Gołąb: Zaczynacie turniej od spotkania z Serbią.
Sławomir Szmal: Najważniejsze będzie opanowanie nerwów. Będą emocje i musimy uważać, by nas nie przerosły. Trzeba podkreślić, że ta drużyna zawsze na nich grała, miała wielkie serce do gry. Bardzo często to nam pomagało, choćby w spotkaniu z Hiszpanami o brązowy medal ubiegłorocznych mistrzostw świata.
- Oglądaliśmy ich ostatnie mecze z Węgrami. Grają podobną piłkę ręczną do naszej. Chyba dlatego starcia z nimi w ostatnich latach były bardzo wyrównane. Brakuje im kilku gwiazd, ale są dzięki temu bardziej skonsolidowani. Tak jak my stwarzają duże zagrożenie z drugiej linii. Największe ze strony Petera Nenadicia. On potrafi sam wygrać mecz.
- Warto na takiej hali przeprowadzić kilka treningów, bo na co dzień trenujemy w zdecydowanie mniejszych. Boisko jest takie samo, ale obszar wokół ma wpływ na podania, czucie odległości. Wydaje mi się, że treningi nam pomogły. Czy to będzie nasz atut? Akurat u Serbów podstawowi zawodnicy grają w Bundeslidze i na co dzień występują na takich obiektach. Dla nich nie powinno być to więc niespodzianką. Wydaje mi się za to, że miłym zaskoczeniem będą dla nich nasi kibice.
- Przede wszystkim w czasie treningów. To ważne ze względów taktycznych, bo wszyscy muszą się rozumieć i wiedzieć, gdzie się poruszać. Nie zawsze to wychodzi, dlatego wsparcie starszych jest tu potrzebne. Z presją każdy musi poradzić sobie sam. Żaden zawodnik nie będzie biegał z kolegą za rękę, psycholog nie będzie siedział za ławką i podpowiadał. Zresztą ta drużyna go nie potrzebuje.
- Z Brazylią i Szwecją nasza gra nie wyglądała najgorzej, liczba zdobytych bramek nas zadowalała. Z Hiszpanami bardzo słabo spisaliśmy się w ataku. Pokazaliśmy nasze drugie oblicze. Momentami nic nam nie wychodziło, ale mam nadzieję, że to już się nie powtórzy.