Przemysław Rodak: Otrzymałem propozycję i mimo że była to oferta z IV ligi, to stwierdziłem, że mogę porozmawiać o transferze do Widzewa. Następnie zadzwonił do mnie prezes Marcin Ferdzyn i przekonywał, by przyjść do łódzkiego klubu. Muszę przyznać, że też sporo się zastanawiałem. Podjąłem jednak decyzję, że warto przyjąć ofertę. Nie ukrywam, że nie było łatwo zostawić Siedlce i wyprowadzić się dość daleko od domu.
- Przede wszystkim możliwości miasta. Jeśli wszystko ułoży się sportowo, to nie wykluczam pozostania w Łodzi na dłuższy czas. Być może ułożę sobie życie w tym mieście.
- To prawda, że pracowałem, ale do szkoły dojeżdżałem około 60 kilometrów. Muszę przyznać, że było to męczące. W Łodzi mogę mieć inne perspektywy. Poza tym przez ostatnie pół roku w Pogoni praktycznie nie grałem.
- To nie tak, że opuszczałem treningi kosztem pracy. Było ciężko to pogodzić, ale ćwiczyłem normalnie.
- Na razie nie chciałbym o tym mówić. Jest pewna propozycja, ale zostawię ją dla siebie.
- Na razie to jedynie plotki, więc nie ma o czym rozmawiać ( śmiech ). A poważnie, to rzeczywiście jest w Widzewie taki pomysł. Muszę jednak o tym porozmawiać z zarządem, więc na razie ucinam temat.
- Decydującym aspektem było miasto, o czym już wspomniałem. A pieniądze? Takie informacje zostawię dla siebie.
- Mam taką nadzieję. A czy będę miał zagwarantowane miejsce w składzie? Szczerze, to nigdy nie byłem tego pewny, w żadnej z lig, w których grałem. Przed każdym meczem zawsze była nutka niepewności. Jestem człowiekiem, który wychodzi z założenia, że wszystko musi sobie sam wywalczyć.
- Na końcowy sukces składa się praca nie trzech osób, ale całej drużyny. Wszyscy musimy grać o awans: pierwsza jedenastka, rezerwowi i cały sztab. Zdarzają się przecież kontuzje i kartki. Kilka awansów w swoim życiu już przeżyłem i zawsze cała drużyna pracowała na taki sukces.
- Wszystko się okaże na boisku. Na razie jestem w trakcie przeprowadzki do Łodzi i czekam na rozpoczęcie przygotowań.