Michal Papadopulos: Kiedy spadliśmy z ekstraklasy musiałem odwdzięczyć się Zagłębiu

Ten sezon w wykonaniu Zagłębia Lubin to parabola. Mecze bardzo dobre przeplatamy słabszymi - mówi Michal Papadopulos, piłkarze KGHM Zagłębia Lubin

Znajdź nas na Facebook'u | Ćwierkamy też na Twitterze

Dawid Antecki: Transfery młodych piłkarzy do czołowych europejskich drużyn mają sens? Juniorzy często trafiają do wielkich klubów, ale zwykle grają w najlepszym przypadku w zespole rezerw. Pan w młodości trafił do wielkiego Arsenalu, ale długo nie był piłkarzem tego klubu.

Michal Papadopulos: Rok spędzony w Arsenalu dał mi naprawdę dużo. Nie tylko w aspekcie sportowym, ale i życiowym. Młody chłopak ze wschodniej Europy trafia do wielkiego świata futbolu i wielu zastanawia się, czy nie zwariuje. Dlatego ważne jest, jakim jesteś człowiekiem, jaki masz charakter. Ja 10-15 lat temu byłem taki sam jak dziś. Zawsze znałem wartość pieniądza. Nie uważałem się za lepszego człowieka od innych kolegów tylko dlatego, że byłem w Arsenalu.

Pobyt w tym klubie to była szkoła życia. Mieszkałem w Londynie sam. Niektórzy młodzi zawodnicy mieszkali w specjalnych rodzinach zastępczych. Tak było w przypadku chociażby Cesca Fabregasa. Moje życie wyglądało tak, że większość czasu spędzałem w klubie, wracałem do mieszkania, by odpocząć, i tak każdego dnia. Poświęciłem się piłce. Poza tym treningi z takimi zawodnikami jak Thierry Henry, Dennis Bergkamp, Robert Pires, Fredrik Ljungberg czy Patrick Vieira mogą tylko zaprocentować, bo chcesz ich naśladować. To dobra szkoła dla młodych.

Będąc juniorem, stał się pan członkiem historycznej drużyny Arsenalu, która w sezonie 2003/04 wywalczyła mistrzostwo Anglii bez nawet jednej porażki.

- To ostatni mistrzowski tytuł Arsenalu, więc faktycznie kawał historii (śmiech ). Sezon bez porażki to wielki wyczyn. Minęło tyle lat, a w Anglii nikomu nie udało się osiągnąć podobnego rekordu. Atmosfera w szatni Arsenalu była niesamowita. Tacy zawodnicy jak Bergkamp czy Vieira ani razu nie dali odczuć juniorom, że nie są pełnoprawnymi członkami ekipy. Wszyscy byliśmy dla nich równi, mimo że nie graliśmy.

W trakcie pobytu w Londynie najlepsze relacje miałem z obrońcą Gaelem Clichym. Z gwiazd najlepiej wspominam Bergkampa. Holender miał świetne relacje z młodzieżą. Bergkampa spotkałem kilka lat później na boiskach holenderskiej ekstraklasy, gdy ja byłem zawodnikiem Heerenveen, a Dennis trenerem juniorów Ajaxu Amsterdam. Ku mojemu zaskoczeniu to on rozpoznał mnie jako pierwszy. Długo wtedy rozmawialiśmy.

Jakim człowiekiem jest Arsene Wenger? Wszyscy podziwiają go za lojalność. W 2016 roku Francuz będzie świętował 20. rocznicę pracy w Arsenalu.

- To legenda nie tylko Arsenalu, ale całego angielskiego futbolu. Trener rewolucjonista, który przybywając na Wyspy Brytyjskie, pokazał nową wizję piłki nożnej. Prywatnie Wenger to osoba stonowana, ale budząca ogromny respekt. Pamiętam jego rozmowy z młodymi zawodnikami, z których zawsze można było wyciągnąć jakąś naukę. Jak wielkim jest trenerem, świadczy chociażby to, jak długo Arsenal znajduje się w grupie czołowych drużyn świata.

Pan w Arsenalu spędził jednak tylko 10 miesięcy.

Arsenal przygotował dla mnie pięcioletnią umowę, ale niestety dwa dni przed jej podpisaniem doznałem kontuzji kolana. Londyńczycy nie chcieli ze mnie rezygnować, ale też wiązać się na dłużej, bo nie wiedzieli, jak będzie przebiegało leczenie. Ostatecznie trafiłem do Arsenalu na zasadzie rocznego wypożyczenia z opcją pierwokupu.

Po sezonie odbyłem z Wengerem długą rozmowę. Trener chciał, abym został w Arsenalu, ale szczerze przyznał, że najbliższe sezony spędzę na wypożyczeniu albo w rezerwach, aby się ograć. Szanse na grę w pierwszym zespole miałbym małe. Dla mnie wybór był oczywisty. Młody zawodnik chce przede wszystkim grać, nawet kosztem odejścia z tak wielkiego klubu.

Miał pan szczęście do gry z wielkimi piłkarzami, trafił pan do Bayeru Leverkusen.

- To prawda, miałem szczęście do wielkich zawodników. W Bayerze grałem m.in. z doświadczonym reprezentantem Niemiec Carstenem Ramelowem czy wschodzącą gwiazdą Chilijczykiem Arturo Vidalem. I szczerze, to pobyt w Leverkusen dał mi najwięcej jako piłkarzowi. W Niemczech zrozumiałem, jak funkcjonować w wielkim klubie. W tym kraju bardzo podobało mi się to, jak wszyscy ludzie fascynowali się futbolem, a zwłaszcza atmosfera na trybunach. Bundesliga to dobre miejsce dla młodych.

Kilka lat temu gra w barwach Arsenalu i Bayeru Leverkusen, a dziś występy w polskiej lidze. Dlaczego tak potoczyła się pana kariera?

- Polskę wybrałem świadomie, nie dlatego, że byłem bez klubu i środków do życia. Na ofertę z Zagłębia zdecydowałem się ze względu na trenera Pavla Hapala. To on do mnie zadzwonił z propozycją gry w Zagłębiu. Byłem jeszcze wtedy zawodnikiem FK Rostów. Mój kontrakt dobiegał końca, ale Rosjanie chcieli zatrzymać mnie na dłużej. Zaproponowali trzyletnią umowę. Byłem blisko jej podpisania, ale telefon Hapala wszystko zmienił. Zdecydowałem się spróbować sił w nowej lidze. Poza tym perspektywa mieszkania bliżej rodzinnego domu w Czechach też była istotna przy podejmowaniu decyzji.

Był pan zaskoczony poziomem polskiej ekstraklasy?

- Tak, pozytywnie zaskoczony. W tutejszej ekstraklasie poza siłową grą sporo uwagi przywiązuje się też do taktyki. Taka gra bardzo mi odpowiada.

Rok temu Zagłębie spadło z ligi. Kilku zawodników nie interesowała gra w niższej lidze.

- Dla mnie sytuacja była dość oczywista. To my, piłkarze, przyczyniliśmy się do spadku Zagłębia z ekstraklasy. Czuliśmy odpowiedzialność za ten wynik i dlatego wielu z nas postanowiło nie wyjeżdżać z Lubina, tylko pomóc jak najszybciej wrócić z klubem do najwyższej ligi. W Lubinie czuję się naprawdę dobrze. Mamy profesjonalne warunki do treningów, świetnych kibiców, perspektywicznych juniorów i zarząd, który ma ambitne plany.

O co w tym roku gra Zagłębie?

- Póki co aktualny sezon w wykonaniu Zagłębia to parabola. Mecze bardzo dobre przeplatamy słabszymi. W kilku spotkaniach mieliśmy pecha, przez co straciliśmy trochę punktów. Jestem pewien, że wiosną ustabilizujemy formę i będziemy jeszcze lepiej punktować niż jesienią.

Więcej o:
Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.