Piotr Celeban zapowiada: Chcę wyciągnąć Śląsk na prostą

Śląsk wyciągnął do mnie rękę, gdy wróciłem z Rumunii, wcześniej zdobyłem z nim mistrzostwo Polski. Odejdę tylko wtedy, gdy klub uzna, że oferta jest korzystna dla Śląska - mówi Piotr Celeban.

Dawid Antecki: Odchodzi pan do Steauy Bukareszt?

Piotr Celeban: Nikt ze mną nie rozmawiał w sprawie transferu do tego klubu. Wiem też, że Śląsk nie otrzymał za mnie żadnej oferty. Oczywiście Steaua to wielki klub i tylko szaleniec nie cieszyłby się, gdyby łączono go z taką drużyną. Porównując ten klub, można go zestawić w Polsce z Legią Warszawa, choć i to nie byłoby adekwatne, bo Steaua w Rumunii i Europie znaczy jeszcze więcej niż Legia w naszym kraju. Ale pomiędzy plotkami a rzeczywistością jest pewna różnica. Na dziś nie otrzymałem żadnej oferty z Rumunii. Nie słyszałem też nic o tym, aby wrocławski klub chciał mnie sprzedać i by ktoś kontaktował się z nim w tej sprawie.

Prezes Steauy Gigi Becali w rumuńskich mediach zapewniał: "Celeban zimą zostanie naszym piłkarzem".

- Prezes Becali ma prawo mówić, co chce. Właściciel Steauy to ciekawa postać, o której rozpisują się media, nawet w Polsce. Każdy ma swój styl bycia, on funkcjonuje tak, że lubi zwracać na siebie uwagę. Byłem w klubie, który funkcjonował podobnie. Prezes Vaslui też wywierał wielką presję na piłkarzach, decydował o wszystkim, mówił różne rzeczy, ale trudno się dziwić, skoro wykładał własne pieniądze. W polskiej lidze przez pewien czas też był prezes, który działał tak samo. O incydentach z udziałem pana Wojciechowskiego w Polonii Warszawa też było głośno.

Kilku prezesów rumuńskich klubów mówiło o tajemniczej klauzuli w kontrakcie, dzięki której może pan odejść ze Śląska w każdym momencie.

- To jedna z rzeczy, których nie rozumiem - dlaczego wypowiadają się o niej ludzie, którzy nie mają nic wspólnego z klubem rzekomo zainteresowanym moim transferem i którzy nie mogą mieć żadnej wiedzy na temat zapisów w moim obecnym kontrakcie. Poza tym nie wiem, czy jakikolwiek klub pozwoliłby sobie na taką klauzulę, która dawałaby piłkarzowi wolną rękę w szukaniu nowego zespołu w dowolnym momencie sezonu.

I jeszcze jedna rzecz - do głowy by mi nie przyszło, by próbować dogadywać się z kimś za plecami Śląska. Wrocławskiemu klubowi zawdzięczam naprawdę dużo. To Śląsk wyciągnął do mnie rękę, gdy wróciłem z Rumunii, wcześniej zdobyłem z nim mistrzostwo Polski. Odejdę tylko wtedy, gdy klub sam uzna, że ewentualna oferta, jaką ktoś za mnie złoży, jest korzystna dla Śląska.

Jeden z największych dzienników sportowych w Rumunii cytuje pana: "Mieliśmy z prezesem słowne porozumienie w tej sprawie. Umówiliśmy się, że do zimy, gdy będę już wolnym zawodnikiem, żaden z nas nic na ten temat nie powie".

- Na bieżąco śledzę to, co pojawia się na mój temat w rumuńskich mediach. Jestem w stałym kontakcie z moim przyjacielem z czasów gry w Vaslui, byłym graczem Korony Kielce Litwinem Vytautasem Eerniauskasem. Tłumaczy mi wszystko, co na mój temat piszą w Rumunii.

Byłem zaskoczony, gdy usłyszałem, co rzekomo miałem powiedzieć na łamach rumuńskiej prasy, tym bardziej że ja z zasady nie rozmawiam z mediami. Z drugiej strony mieszkałem w Rumunii przez dwa lata i poznałem już tamtejsze realia. Wymyślanie bajek dla tamtejszych mediów to chleb powszedni. Wystarczy zwrócić uwagę na jedną informację. Pewien rumuński portal informował, że mój kontrakt ze Śląskiem obowiązuje do czerwca 2016 roku, a przecież umowę mam ważną do lata 2017. Przekręcili nawet podstawową informację, którą bez problemu można znaleźć w internecie.

Piotr Celeban miał być transferowym priorytetem nowego trenera Steauy Laurentiu Reghecampfa.

- Trenera Reghecampfa znam z boisk rumuńskiej ekstraklasy. Kilkukrotnie grałem przeciwko drużynom, które prowadził. To świetny szkoleniowiec. Świadczą o tym sukcesy, które osiągnął ze Steauą. Awansował z tym klubem do fazy grupowej Ligi Mistrzów. Teraz wrócił do tego klubu, by znów zbudować silną drużynę. Mogę się tylko cieszyć, że taki fachowiec jak Laurentiu Reghecampf ceni Celebana, skoro rumuńskie media pisały o mnie jako o jednym z transferowych priorytetów nowego szkoleniowca Steauy.

Rozważa pan powrót do Rumunii?

- Niczego nie można wykluczyć, także tego, że w przyszłości mogę tam trafić. Ale żeby to się stało, najpierw musi pojawić się oferta, a tej - jak mówiłem - nie było. Pierwszy wyjazd do Rumunii był dobrą decyzją. Zyskałem w każdym aspekcie. Rumuńska liga w tamtym okresie była silniejsza od polskiej. Rozwinąłem się piłkarsko. Jako zawodnik Vaslui przebiłem się do reprezentacji Polski. Miałem okazję grać w europejskich pucharach i zmierzyć się m.in. na San Siro z Interem Mediolan, w składzie którego był m.in. Javier Zanetti. Finansowo do pewnego momentu też było bardzo dobrze. Późniejsze kłopoty właściciela Vaslui spowodowały, że klub ostatecznie upadł.

Liga rumuńska to już coraz bardziej normalne środowisko. Gdy rozgrywałem pierwszy sezon w Vaslui, trwała tam "czystka". Usuwano z futbolu ludzi zamieszanych w korupcję czy oszustwa przy transferach.

Prezes Steauy też zna się na transferach. Ostatnio sprzedawał 30-letnich piłkarzy do klubów z Arabii Saudyjskiej i Kataru za 2-3 mln euro.

- Ale niektórzy z nich to rewelacyjni zawodnicy. Do Arabii Saudyjskiej odszedł niedawno 34-letni Lucian Sânm rtean. Był kapitanem Vaslui, gdy byłem w tym klubie. Nie wiem, ile Steaua na nim zarobiła, ale to niewątpliwie najlepszy piłkarz, z jakim kiedykolwiek grałem. Nic dziwnego, że w Rumunii transferuje się piłkarzy za takie kwoty.

Kibice Śląska negatywnie zareagowali na informacje o pana możliwym odejściu w momencie, gdy drużyna jest na ligowym dnie.

- Patrząc na to, jakie miejsce Śląsk obecnie zajmuje w lidze, chcę zostać we Wrocławiu i pomóc wyprowadzić drużynę na prostą. Uważam, że nadal mamy szansę powalczyć o pierwszą ósemkę, różnice punktowe między zespołami są niewielkie. Potencjał w obecnym zespole jest duży. Ale sami jesteśmy sobie winni temu, w jakim miejscu się znaleźliśmy. Mieliśmy mnóstwo okazji bramkowych, ale nie potrafiliśmy ich wykorzystać. Graliśmy nieźle w obronie, ale nagle przytrafił się jeden bądź drugi błąd i zamiast zakończyć mecz z trzema punktami, zostaliśmy z niczym.

Piłkarze Śląska nie dostali zawrotów głowy, gdy w ciągu tygodnia trenowali z trzema różnymi szkoleniowcami?

- W Rumunii w ciągu dwóch lat pracowałem z siedmioma bądź ośmioma trenerami. Pierwszego zwolniono po tygodniu, jeszcze w okresie przygotowawczym. Więc w trakcie swojej kariery doświadczyłem już różnych sytuacji. Moje zadanie to walczyć na boisku. To, co dzieje się poza murawą, mnie nie interesuje. Wiem tyle, że taki klub jak Śląsk nie zasługuje na to, by zajmować ostatnie bądź przedostatnie miejsce. I trzeba zmienić jego sytuację wszelkimi możliwymi sposobami.

Dla zawodników nadeszły czasy ciężkiej pracy i walki - nowy trener Romuald Szukiełowicz przekłada je ponad wszystko.

- Choć z trenerem Szukiełowiczem pracujemy kilka dni, to faktycznie już widać różnicę między nim a trenerem Pawłowskim. Trener Szukiełowicz ma zupełnie inne podejście do zawodników, nie będę zdradzał jakie. Poza tym wiele można wywnioskować po ostatnich konferencjach prasowych. Wiem jednak, że takie podejście przyniesie efekt, a Śląsk zacznie regularnie punktować. Kluczowy będzie okres przygotowawczy. Musimy go naprawdę ciężko przepracować, a trener Szukiełowicz nam to gwarantuje. W ciemno przewiduję, że na obozie niektórzy nie będą w stanie wstać z łóżka, choć ja się akurat na to cieszę. Zawsze powtarzam, że nie ma sukcesu bez bólu.

Reprezentacja Polski to dla pana wciąż otwarty rozdział?

- Wszystko będzie zależeć od tego, jak będziemy się prezentować na wiosnę. Priorytet to wyciągnąć Śląsk z kryzysu. Sygnałów ze sztabu Adama Nawałki nie było, ale może dlatego, że zmieniłem numer telefonu ( śmiech ).

Więcej o:
Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.