Zagłębie Sosnowiec. Artur Derbin: Już wyciągają rączki po naszych piłkarzy [WYWIAD]

- Rozmawiam z zawodnikami. Wiem, że czują się w Sosnowcu dobrze i dalej chcą stanowić o sile Zagłębia. Chodzę po tym świecie jednak wystarczająco długo, że wiem jaka jest siła pieniądza. Forsa potrafi przemówić do wyobraźni, a wtedy o zmianę barw klubowych jednak... łatwiej - przyznaje Artur Derbin, trener Zagłębia Sosnowiec.

Facebook?  | A może Twitter? 

Piłkarze Zagłębia Sosnowiec już na urlopach, ale trenerzy wciąż pracują. Artur Derbin i Tomasz Łuczywek wyjechali na staż do Legii Warszawa. Maja wrócić bogatsi o wiedzę i piłkarzy, którzy wzmocnią kadrę pierwszoligowca.

Wojciech Todur: To dla Pana pierwszy staż w Legii Warszawa?

Artur Derbin: - Nie tylko pierwszy w Legii, ale pierwszy w ogóle. Przymierzałem się do niego już latem, ale wtedy Legia była ciągle w rozjazdach i trudno było znaleźć dogodny termin. Jakkolwiek to zabrzmi... czujemy się w Warszawie jak u siebie. Niemal wszystkie drzwi są dla nas otwarte. Mówię "niemal wszystkie", bo jednak do szatni pierwszej drużyny nie zaglądamy. Nie ma w tym jednak nic dziwnego. Każdy zespół ma przestrzeń zarezerwowaną tylko dla siebie. Obserwując pracę piłkarzy Legii wiem, że nie mamy się czego wstydzić. Różnica tkwi w niuansach.

Jest Pan w Warszawie razem z asystentem Tomaszem Łuczywkiem. Jak to wygląda technicznie? Ktoś się wami opiekuje? Kto te wszystkie drzwi przed wami otwiera?

- Bardzo pomocny jest dyrektor Dominik Ebebenge. To niezwykle serdeczny i uczynny człowiek. Zawsze możemy też liczyć na ludzi z otoczenia pierwszej drużyny. Przede wszystkim na kierownika zespołu. Najcenniejszy jest dla nas czas, który spędzamy podczas treningów pierwszej drużyny.

Do szatni Zagłębia trenerzy też zaglądają po naukę?

- Zdecydowanie tak. My też nie mamy nic do ukrycia. Nie tak dawno naszej pracy przyglądał się Adrian Pajączkowski. Nasz były zawodnik jest obecnie trenerem MKS-u Gogolin. W naszym przypadku taki staż idzie o tyle dalej, że zachęcamy odwiedzających nas trenerów do czynnego udziału w zajęciach. Po prosto mają swoje zadania podczas treningów pierwszej drużyny.

Jest już znany plan przygotowań Zagłębia do rundy rewanżowej. Jest Pan zadowolony z doboru sparingpartnerów i miejsc zimowych zgrupowań?

- Pojedziemy zimą na dwa obozy - do Istebnej i Wałbrzycha. To będą krótkie, bo cztero i pięciodniowe zgrupowania. Krótkie, bo nie chcemy, żeby piłkarze zmęczyli się swoją obecnością i zaczęli na siebie warczeć.

Tak naprawdę ma być intensywnie i ciekawie. W planach jest również zgrupowanie na własnych obiektach. Mamy fantastyczną bazę, więc grzechem byłoby jej nie wykorzystać.

Dobór zimowych rywali? Jasne, że każdy chciałby grać tylko z ekstraklasą. Nam udało się zakontraktować dwa sparingi z ligowcami. Zmierzymy się więc z Niecieczy i Górnikiem Zabrze. Prawda jest jednak taka, że nie mamy pewności czy przyjdzie nam grać z pierwszymi składami tych drużyn. Żałuję, że w planie nie ma sparingu z Wisłą Kraków, która była naszym tradycyjnym rywalem podczas zimowych przygotowań. Tym razem nie wyszło.

Rok temu również pracowaliście w Wałbrzychu i to miejsce nie kojarzyło się potem piłkarzom najlepiej.

- No tak.. Zespół chorował. Jedni wychodzili z choroby, inni leżeli w łóżkach. Zarażaliśmy się wzajemnie... To jednak nie zmienia faktu, że zgrupowanie było przygotowane profesjonalnie i warto tam wrócić. Teraz chcemy podczas tego obozu położyć większy nacisk na przygotowanie mentalne. Będzie dobrze.

W czasie ubiegłorocznej zimy Zagłębie wypracowało formę, która najpierw zapewniła mu awans do pierwszej ligi, a potem miejsce w czołówce i półfinał Pucharu Polski. Za przygotowania odpowiadał jednak wtedy jeszcze trener Mirosław Smyła. Teraz pracuje Pan już na własne konto. Są obawy?

- Każdy myślący człowiek czuje niepokój, gdy wkracza na nieznany mu teren. Ze mną było i jest podobnie. Gdy przejmowałem stery pierwszej drużyny, to również zastanawiałem się nad tym czy podołam. Na człowieka spadają nowe obowiązki. Zdecydowanie większa odpowiedzialność. Trzeba jednak wziąć się z nimi za bary, bo w przeciwnym razie nasza praca nie miałaby sensu. Jest mi o tyle łatwiej, że mam za sobą zespół, Tomka Łuczywka, Roberta Stanka [dyrektora sportowego klubu - przyp.red.]. Zawsze mogę się z nimi skonsultować. Poprosić o radę. Nie czuję strachu przed zimą.

Za wami pierwsze decyzje kadrowe. Zagłębie pożegnało Tomasza Szatana, Przemysława Mizgałę i Tomasza Margola. Na liście do wypożyczenia znalazł się Hubert Tylec. Czy to koniec pożegnań?

- Wygląda, że tak. Została grupa, z którą chcemy pracować. Ludzie sprawdzeni w boju, którzy wciąż mają przed sobą zadanie do wykonania.

Na tej liście zaskoczyło mnie nazwisko Mizgały, który miał potencjał, żeby być jednym z liderów Zagłębia.

- To prawda. Przemek miał w Sosnowcu znakomite momenty. Niestety równie często zmagał się z kontuzjami. Dochodził do wysokiej formy i nagle... baaach. Znowu trafiał do gabinetu lekarza. Latem pracował na pełnych obrotach. Sam żartował, że jest zdziwiony, że nic mu nie dolega. Na boisku to jednak nie było to - nawet jeżeli grał dobrze. Podrywał zespół do walki, ale finalnie nie przemawiały za nim statystyki. Brakowało asyst, kluczowych podań, bramek... A to przecież na jego pozycji konieczność. Podobnie było też z Tomkiem Szatanem. Wierzę, że w nowych klubach zagrają na miarę talentu i potencjału, jaki przecież mają.

W Zagłębiu nie ma też na razie Jakuba Araka, który trenuje z Legią

- Sytuacja się powtarza. Jakub jest piłkarzem Legii, która chce teraz ocenić jak jego talent rozwija się w Zagłębiu. Jesienią w Sosnowcu wypromowało się jednak więcej zawodników. Inne kluby już wyciągają rączki po naszych piłkarzy. Nie będę mówił o nazwiskach, bo wierzę, że do żadnych pożegnań nie dojdzie. Rozmawiam z zawodnikami. Wiem, że czują się w Sosnowcu dobrze i dalej chcą stanowić o sile Zagłębia. Tyle, że chodzę już po tym świecie na tyle długo, że wiem jaka jest siła pieniądza. Forsa potrafi przemówić do wyobraźni, a wtedy o zmianę barw klubowych jednak... łatwiej.

Więcej o:
Copyright © Agora SA