Sensacja w TBL: "Trener na jeden mecz" pokonał Stelmet

Dziewięć zwycięstw mistrza polski z rzędu i... Nikt nie przypuszczał, że zwycięska seria skończy się w niedzielę w Lublinie, gdzie szefowie Startu zwolnili trenera i jeszcze nie zdążyli zatrudnić nowego. Ale stało się! Start, jeden z najsłabszych zespołów w lidze, pokonał lidera 82:78

Przed meczem koszykarze Startu, pytani o ewentualność sensacji, bardziej z tego żartowali, niż dawali się wciągać w poważne rozważania. Kibice chyba widzieli rzecz podobnie. Stąd na początku, kiedy Stelmet szybko zyskał przewagę 7:0 i 11:2, fanom w Lublinie mogło się zdawać, że czeka ich wieczór wyłącznie małych radości - ot, choćby niedolot Łukasza Koszarka czy z drugiej strony szczęśliwa trójeczka i udany blok. Ale już w pierwszej kwarcie zdarzyły się dwie zaskakujące historie. 1. Zasłabł jeden z sędziów. 2. Start otrząsnął się i zaczął grać tak, jakby nie widział naprzeciw niepokonanego w TBL euroligowca, tylko zespół, którego akcje można obronić, a po tym ukarać kontrą. I właśnie tak odrobił straty, wyszedł na prowadzenie. Gościom nie pomogła przerwa wzięta przez trenera Saso Filipovskiego. Pierwsza kwarta zakończyła się zdumiewająco. Zdumiewająco tym bardziej, że Start prowadził trener (jakkolwiek brzydko to zabrzmi) tymczasowy - Michał Sikora. Szefowie lubelskiego klubu już pożegnali Pawła Turkiewicza, ale jeszcze nie powitali jego następcy. Dlatego Sikora, śmiejąc się, że nawet zwycięstwo nie da mu stałej posady "pierwszego", dostał szansę na debiut w okolicznościach typu Mission Impossible...

Już w drugiej kwarcie Stelmet przestał być przyjacielem Startu oraz trenera debiutanta. Mistrzowie włożyli w swoje ataki więcej staranności i odpowiedzialności, a to sprawiło, że gracze z Lublina już nie dostawali w prezencie kontrataków. Z kolei atak pozycyjny Startu nie czynił krzywdy zielonogórzanom, oczywiście pod warunkiem, że przykładali się do obrony na całego, a po pierwszej ostrzegawczej kwarcie tak się właśnie działo.

Zapis wyników z połowy meczu oddawał istotne zwroty w jej przebiegu: 2:11, 20:13, 33:43. Prawdopodobne wydawało się, że mistrzowie z Zielonej Góry zachowają solidny rytm, którego Start nie wytrzyma. Ale przez nieomal całą trzecia kwartę wychodziło tak... w sumie nijak. Bo ani Stelmet nie był w stanie potraktować rywala równie bezwzględnie i widowiskowo, jak sam został potraktowany kilka dni temu w Eurolidze przez Panathinaikos, ani też koszykarze z Lublina nie potrafili skrócić dystansu na tyle, by faworyt wpadł w popłoch. Jednak wszystko do czasu... Finisz trzeciej kwarty już zdecydowanie wymykał się poza opisaną regułę. Jeden krok, drugi, trzeci i gospodarze meczu wykorzystali mdły atak mistrzów. Dzięki dobitce Nicka Kellogga (takiej w stylu Mateusza Ponitki) tuż przed końcem przedostatniej części gry lubelscy koszykarze znaleźli się jeden rzut - 53:56 - za drużyną, która w tym sezonie nie przegrała jeszcze żadnego ligowego starcia. Co ciekawsze, Start na tym nie poprzestał. Na początku czwartej kwarty doprowadził do remisu 56:56. A na niespełna siedem minut przed końcem meczu objął prowadzenie 58:56!

Ciągle zdawało się, że nie wypada głośno myśleć o sensacji. Że Stelmet takiego zuchwalstwa nie wybaczy. Tymczasem sprawy zabrnęły o wiele dalej. Po trójce Alana Czujkowskiego Start wygrywał już całkiem pokaźnie - 68:62, a na niespełna cztery minuty przed końcem było 72:64. Czy lubelską drużyną dopadł wtedy strach przed tym, co się za chwilę może zdarzyć? W półtorej minuty oddała całą przewagę i na ostatnie 60 sekund od remisu 74:74 musiała stanąć ze Stelmetem do wojny nerwów. Ciężko uwierzyć, lecz to prawda - po trzypunktowym trafieniu Grzegorza Małeckiego Start zrobił strasznie ważny krok (22 sekundy do końca i prowadzenie 79:78), żeby ową wojnę nerwów wygrać. A kiedy Stelmet spartaczył swój atak na wagę odzyskania prowadzenia, koszykarski Lublin był już jedną nogą w niebie. I chociaż jeszcze trochę się natrudził, uciekając od fauli i strat, to dostawił także drugą nogę! Kropka nad i należała do Małeckiego, który trafił dwa wolne.

START LUBLIN - STELMET BC ZIELONA GÓRA 82:78

KWARTY: 20:13, 13:30, 20:13, 29:22

START: Trojan 16, Małecki 15 (2), Kellogg 8 (1), Salomonik 6 (2), Poole 3 (1) oraz Czumakow 16, Czujkowski 12 (2), Grzeliński 4, Kowalski 2, Kowalski 2, Ciechociński 0.

STELMET: Szewczyk 14 (3), Gruszecki 9 (1), Ponitka 8, Hrycaniuk 5, Koszarek 2 oraz Bost 21 (3), Borovnjak 10, Reynolds 7 (1), Zamojski 2.

Więcej o:
Copyright © Agora SA