Piłkarze Jagiellonii Białystok w ramach przygotowań do meczu w Chorzowie powinni oglądać film "Oszukać przeznaczenie". Zespół z Podlasia - przed piątkowym spotkaniem - jedenaście razy przyjeżdżał na Cichą po ligowe zwycięstwo i zawsze wracał do domu rozczarowany.
Co tam jednak Jagiellonia... Jeszcze gorszy bilans na Cichej miał Michał Probierz! Trener zespołu z Białegostoku przegrywał w Chorzowie prowadząc Polonię Bytom, Wisłę Kraków, Lechię Gdańsk, ŁKS Łódź... Generalnie nie wygrał na Cichej nigdy.
Probierz był jednak przed piątkowym meczem dobrej myśli. Podkreślał, że jest spokojny o wygraną swojej drużyny. Jagiellonia rzeczywiście zaczęła spotkanie lepiej. Matus Putnocky, bramkarz Ruchu już po niespełna dziesięciu minutach gry miał na koncie udaną interwencję po strzale z woleja Tarasa Romanczuka.
Ruch odpowiedział szybko i równie efektownie. Po składnej akcji i mierzonym dośrodkowaniu Marka Zieńczuka pięknym strzałem głową popisał się Maciej Iwański. Szczerze mówiąc niedowierzaliśmy, że pomocnik chorzowskiego zespołu może oderwać się od ziemi aż tak wysoko. Niestety Iwański przydzwonił piłką w poprzeczkę.
Potem długo nic ciekawego się nie działo. No może poza exodusem kibiców Ruchu. Około 30. minuty spotkania część fanów opuściła swój sektor. Potem usłyszeliśmy, że solidaryzowali się w ten sposób z sympatykami niebieskich, którzy w ogóle nie weszli na stadion.
Ci co nie weszli i co wyszli nie zobaczyli szarży Fedora Cernycha, który tuż przed końcem pierwszej połowy zmylił defensywę niebieskich i pomknął sam na bramkę Putnocky'ego. Słowak starał się zatrzymać napastnika Jagiellonii, co mu się w gruncie rzeczy udało. Sędzia "wycenił" tę interwencję na rzut karny i czerwoną kartkę dla Putnocky'ego.
Ruch znalazł się pod ścianą, ale zespół mógł jeszcze wyratować z opresji Wojciech Skaba. Wieczny rezerwowy czekał na swoją szansę od lata 2014 roku, gdy zamienił Legię na Ruch. Skaba zmienił Iwańskiego, stanął między słupkami i po chwili musiał szukać piłki za plecami, bo Romanczuk uderzył skutecznie.
Niebiescy potrzebowali wielkiej metamorfozy, żeby wyjść z takich opresji. Nic takiego jednak się nie stało. Osłabiony Ruch był bezradny. Mnożyły się błędy w obronie. Nie pomagał Skaba. Po dwóch kolejnych trafieniach - Karola Mackiewicza i Przemysława Frankowskiego - kolejni kibice wyszli ze stadionu. Ci już jednak z nikim się nie solidaryzowali. Po prostu nie chcieli dłużej patrzeć na męczarnie swojej drużyny.