Tonący brzydko się chwyta: Śląsk znalazł i ukarał odpowiedzialnych za kryzys [OPINIA]

Ratując posadę, trener Śląska Tadeusz Pawłowski zgodził się na całkowitą przebudowę sztabu szkoleniowego. Zachował się jak marionetka, którą szefowie klubu sterują, jak chcą.

W minionym tygodniu Marek Świder, do niedawna trener przygotowania motorycznego w Śląsku, opublikował oświadczenie związane z odejściem z klubu. Świder znalazł się w gronie kilku osób, które tworzyły sztab trenerski Tadeusza Pawłowskiego i teraz zostały odsunięte od pracy.

Śląsk uderza w Świdra

Świder w oświadczeniu pisze m.in.:

"Niestety pewne decyzje podjęte przez Klub zachwiały tę harmonię poprzez podanie określonych informacji, które moim zdaniem uderzają we mnie jako trenera i moją pracę. Staram się w dalszym ciągu analizować politykę i decyzję Klubu, ale nie znajduję logicznego powodu dla opublikowania następującej wiadomości: "Pomniejszony został także zakres współpracy z trenerem przygotowania motorycznego Markiem Świdrem", która w dniu 30 października 2015 roku ukazała się na oficjalnej stronie Klubu. Jest to o tyle zaskakujące, że mój zakres obowiązku nigdy nie został sformułowany w ten sposób. Rzeczywiście kilka dni wcześniej rozmawiałem z pierwszym Trenerem na temat zmiany systemu mojej pracy, ale wówczas nie padło jednoznaczne stwierdzenie o ograniczeniu zakresu moich obowiązków w Klubie. Dodatkowo - po owej publikacji kilkakrotnie sztab trenerski podkreślał, że nadal sposób i zakres obowiązków się nie zmienił.

Czym więc podyktowana była publikacja takiej informacji przez władze Klubu, o której dowiedziałem się z mediów? Można się tylko domyślać.".

Sterowana marionetka

Z przedstawionego opisu można ustalić pewne fakty. Przede wszystkim nikt - zarówno prezes Paweł Żelem, jak i trener Pawłowski - nie poinformował Świdra, iż zakres jego obowiązków został zmieniony i pomniejszony. Dziwi, że Pawłowski w rozmowach ze Świdrem zaprzeczał, iż zmienia się zakres jego pracy.

Takie zachowanie można wytłumaczyć na dwa sposoby. Albo trener Pawłowski w rozmowach ze Świdrem nie mówił mu prawdy, co pokazuje, że brakuje mu odwagi. Albo pierwszy trener Śląska nic nie wiedział o sankcjach podjętych wobec Świdra, gdyż nie miał żadnego wpływu na decyzje personalne dotyczące swoich współpracowników. Co oznacza, że wszystko działo się poza nim - to nie Pawłowski, tylko inne osoby w Śląsku decydowały, z kim pierwszy szkoleniowiec może współpracować, a kogo należy ze sztabu odsunąć.

Drugi z tych wariantów jest dla Pawłowskiego mocno kompromitujący. Podważa jego kompetencje, decyzyjność oraz pokazuje, że w sprawie współpracowników tylko posłusznie wykonywał polecenia innych. Stał się sterowaną marionetką, która akceptowała wszystko.

Szacunek dla klubu i szkoleniowca

Dodajmy, że w kilka dni po tym, jak Śląsk poinformował o "pomniejszeniu zakresu współpracy trenera od przygotowania motorycznego", Marek Świder sam podjął decyzję o całkowitej rezygnacji z pracy w Śląsku. I wtedy opublikował na FB oświadczenie.

Z wpisu wiadomo, że Świder nie ma pretensji do Tadeusza Pawłowskiego. Pisze: "Dziś dobiegła końca moja praca w Śląsku Wrocław. Z tej okazji chciałbym podziękować - przede wszystkim Trenerowi Tadeuszowi Pawłowskiego (za zaufanie i wiarę we mnie do samego końca) (....). Wypowiedzenie przeze mnie umowy było dla mnie bardzo trudną decyzją. Nie podjąłem jej pod wpływem emocji, lecz dobrze przemyślałem. Uwzględniłem perspektywę czasu, jaki spędziłem w Naszym Klubie, a także wkład pracy i energii, jaką mu poświęciłem".

Świder darzy Śląsk szczególnym szacunkiem. Z tego względu słowa Klub w odniesieniu do Śląska pisze wielką literą. Podobnie odnosi się do Tadeusza Pawłowskiego - o nim pisze Trener, też używając wielkiej litery.

Po co się poświęcać?

W innym fragmencie swojego długiego i momentami emocjonalnego oświadczenia Marek Świder przyznaje:

"Naprawdę, nie wiem o co chodzi, ale jednego jestem pewien - nie chcę uczestniczyć w czymś, co jest sprzeczne z moimi zasadami moralnymi i godzi w jakość i skuteczność mojej dalszej pracy. Te okoliczności zmusiły mnie do złożenia, w dniu 2 listopada 2015 roku - wypowiedzenia umowy łączącej mnie z Klubem. Składając pismo prosiłem jednocześnie Klub o wyjaśnienie pewnych kwestii związanych z cała sytuacją, które, jak mi się wydaje powinny być - w stosunku do mojej osoby, jako pracownika Klubu - uregulowane. (...)"

Opisując sytuację Śląska, Świder krytycznie ocenia stan wrocławskiego klubu.

"Realia stworzone przez Klub dla mojej dalszej pracy - wykluczają jej komfort i nie zachęcają do poświęceń na rzecz Klubu. Gdy zestawiam je z właściwą mi sumiennością, determinacją i zaangażowaniem w wypełnianiu, stojących przede mną zadań, dochodzi do konfliktu z zasadami, które mi przyświecają. Oznacza to, że zaistniała sytuacja nie pozwalałaby mi w przyszłości skupić całej mojej uwagi na zadaniach i celach, ani skutecznie organizować pracy z zawodnikami" - podkreśla.

Winni wszyscy inni!

Niestety, z obszernego opisu osoby, która zna Śląsk od wewnątrz, wyłania się smutny obraz wrocławskiego klubu. Klubu, gdzie ludzi traktuje się instrumentalnie i lekceważąco. Piłkarska spółka nie jest towarzystwem wzajemnej adoracji, w którym wszyscy radośnie mają klepać się po plecach. Ale równocześnie wcale nie musi być cyniczną firmą, w której króluje służalczość i dwulicowość.

Świder to jedna z wielu osób, które teraz pożegnały się ze Śląskiem. W ciągu kilku dni zmieniony został praktycznie cały sztab trenerski Śląska. Z ekipy Pawłowskiego - poza Świdrem - usunięto innych współpracowników: Pawła Barylskiego, Łukasza Becellę oraz Łukasza Czajkę. Poza tym zmieniono lekarza i odsunięto panią psycholog. Ostał się jedynie trener bramkarzy.

Zmiany były efektem bardzo słabych wyników drużyny. Śląsk seryjnie przegrywał lub co najwyżej remisował mecze i spadał coraz niżej w tabeli. Można więc dojść do kuriozalnych wniosków - winę za kryzys ponoszą tylko "nieudolni" trenerzy asystenci, którzy uniemożliwiali Tadeuszowi Pawłowskiemu poprowadzenie Śląska do zwycięstw. Dlatego trzeba było się ich pozbyć, aby wreszcie Pawłowski mógł pokazać, co potrafi.

Parafrazując stare polskie przysłowie, można napisać, że "tonący brzydko się chwyta".

Więcej o:
Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.