Pogoń Szczecin - Lech Poznań 0:2. Mistrz Polski znów wygrał i wygrzebał się ze strefy spadkowej!

Niebywałe rzeczy działy się w Szczecinie! Łukasz Trałka z Lecha Poznań zdobył swoją pierwszą bramkę w lidze od lata 2013 roku, a niepokonana w tym sezonie u siebie Pogoń przegrała 0:2 z ?Kolejorzem?, który w nagrodę opuścił strefą spadkową ekstraklasy.

Choć to jeszcze miesiąc do końca kalendarzowej jesieni, to Lech Poznań grał w Szczecinie pierwszy mecz rundy rewanżowej, zwanej potocznie wiosenną. Z Pogonią lechici mieli do wyrównania rachunki z połowy lipca, gdy na początek rundy jesiennej przegrali na swoim stadionie 1:2. Była to pierwsza w sezonie porażka mistrzów Polski, która wtedy wyglądała na wypadek przy pracy, a w efekcie była jak wyjęcie pierwszej cegiełki, po którym "Kolejorz" z czasem runął z hukiem i wylądował w strefie spadkowej.

Był w niej do tego weekendu, przez ponad połowę rundy, ale gdy kolejny mecz przegrał Śląsk Wrocław, pojawiła się szansa wyjścia nad kreskę. To byłby symboliczny krok w marszu w górę tabeli, w której poznaniacy chcą się znaleźć w górnej ósemce przed rundą finałową. Żeby to osiągnąć muszą przełamywać słabości, wygrywać z drużynami, które im nie leżą, a taką z pewnością jest Pogoń Szczecin. Na tutejszym stadionie, który poza kilkoma nowoczesnymi udogodnieniami, dawno już przestał pasować do standardów ekstraklasy, Lech Poznań po raz ostatni wygrał ponad trzy i pół roku temu. Ostatnio punkt uratował cudem, dzięki skutecznej szarży Paulusa Arajuuriego i jego trafieniu na 1:1.

A jednak okazało się, że energia którą tchnął w drużynę Jan Urban, potrafi rozsadzić nawet Pogoń, która w roli gospodarza nie przegrała w tym sezonie ani razu. W niedzielę powaliła ją pierwsza, składna akcja poznaniaków. Aż przyjemnie było popatrzeć, jak Marcin Kamiński odważnie rusza w stronę bramki rywala, wymienia z kolegami kilka podań, a w efekcie piłka trafia do Szymona Pawłowskiego. Ten co prawda skiksował, ale w pobliżu był Kasper Hamalainen, który nieczysto trafił w piłkę, ale ta odbiła się nogi od Jarosława Fojuta i wylądowała w siatce. W tej właśnie chwili obrońcy tytułu wyszli ze strefy spadkowej, ale żeby faktycznie się z niej wydostać, musiał utrzymać ten wynik do końca.

Pogoń natychmiast pokazała, że ta sprawy nie zostawi. Bohater bramkowej akcji Marcin Kamiński dał się wyprzedzić Rafałowi Murawskiemu, ale ten kopnął z bliska nad bramką.

W odpowiedzi Lech pokazał z kolei, że chce podwyższyć prowadzenie. Po zabraniu piłki Pogoni ruszał do błyskawicznych akcji, w której kto tylko mógł oddawał piłkę koledze bez przyjmowania jej. W zagraniach piłki piętą brylował Kasper Hamalainen. Goście grali zdecydowanie za szybko dla miejscowych, którzy dwa razy musieli przerywać takimi faulami, że sędzia musiał karać ich kartkami.

Kar w postaci bramek nie było, bo Szymon Pawłowski strzelał obok słupka, a Gergo Lovrencsics i Karol Linetty tak, że Jakub Słowik bez problemów obronił. Z czasem tych kontrataków było jednak coraz mniej i zmarznięty dotychczas Jasmin Burić miał co robić. Bramkarz Lecha z trudem wybił piłkę po dośrodkowaniu Patryka Małeckiego, potem ładnie obronił silny strzał Takafumiego Akahoshiego, a potem miał szczęście, bo gdy niepotrzebnie wybiegł z bramki, Patryk Małecki nie ?wykorzystał jego błędu i fatalnie skiksował.

Jasmin Burić miał też co robić przy licznych rzutach rożnych, bo przy każdym gracze Pogoni w inny sposób nacierali na bramkę. Trener Czesław Michniewicz (kibice Lecha skandowali w drugiej połowie nazwisko byłego trenera "Kolejorza") w swoim stylu wymyślił więc coś szczególnego na mecz z poznaniakami. Wymiernych korzyści dla Pogoni nie było po tych próbach, poza jedynym celnym strzale z początku drugiej połowy - Mateusz Matras trafił jednak w bramkarza Lecha.

Rozpoczął się najgorętszy fragment meczu: Patryk Małecki w sytuacji sam na sam z Jasminem Buriciem najpierw kopnął w jego nogę, a przy dobitce wcelował w butelkę z wodą, która stała tuż za poznańską bramką! Po drugiej stronie boiska Tomasz Kędziora świetnie wypatrzył przed bramką Gergo Lovrencsicsa, który jednak sięgnął piłki. W kolejnej zaś akcji Adam Frączczak w ekwilibrystyczny sposób strzelał do pustej bramki, ale nie trafił w nią! Wyglądało to wręcz niewiarygodnie.

W Szczecinie zaczęły się dziać niebywałe historie. Gdy Lech na chwilę okiełznał Pogoń, miał rzut wolny z głębi boiska. Gergo Lovrencsics dośrodkował jednak znakomicie - wprawdzie ciut za wysoko dla Paulusa Arajuuriego, ale zza pleców Fina wyskoczył Łukasz Trałka i strzelił tuż przy słupku na 2:0! To, jak cennym piłkarzem dla "Kolejorza" jest Łukasz Trałka, doskonale wiadomo. Podobnie znany jest fakt, że 31-latek trafia do siatki od wielkiego święta. Gol z niedzieli był dla niego pierwszym strzelonym w lidze od ponad 28 miesięcy, a zagrał w tym czasie 72 mecze!

Łukasz Trałka cieszący się z własnego gola - ten widok zdecydowanie zdeprymował gospodarzy. Mieli oni prawie pół godziny na zmianę wyniku, ale tak naprawdę nie napędzili już stracha Jasminowi Buriciowi. Dwubramowego prowadzenia Lech bronił bardzo poprawnie i mógł cieszyć się z drugiej wyjazdowej wygranej w sezonie. No i tego, że w tabeli za nim są już dwie ekipy - Górnik Zabrze i Śląsk Wrocław.

Więcej o:
Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.