Polska - Ukraina 0:1. Reprezentacyjne nudy

Cisza na trybunach, nieporadność na o boisku i wynik wbrew oczekiwaniom. Reprezentacja Polski do lat 21 na stadionie Cracovii przegrała z rówieśnikami z Ukrainy 0:1.

- To dla mnie ważny mecz. Fajnie będzie zaprezentować się przed swoją publicznością - mówił Paweł Jaroszyński, obrońca Cracovii.

Ale jeszcze zanim sędzia gwizdnął, dało się zauważyć, że młodzieżówka popularnością nie dorasta do pięt pierwszej reprezentacji prowadzonej przez Adama Nawałkę. W piątek na Stadionie Narodowym w Warszawie mecz Roberta Lewandowskiego i kolegów oglądało prawie 60 tys. ludzi, a przy ul. Kałuży trybuny świeciły pustkami.

Przyjechał m.in. Zbigniew Boniek, ale niewielu kibiców wzięło z niego przykład, choć bilety były tanie (5 i 10 zł). Głośnego dopingu nie było, ale od czasu do czasu podrywały się grupki dzieci, które na stadion zostały wpuszczone za darmo. W efekcie dało się poczuć atmosferę sparingu, zamiast meczu reprezentacji. "Jeden za wszystkich, wszyscy za jednego" - wrzasnęli tuż przed pierwszym gwizdkiem piłkarze, a potem doskonale było słychać, co do siebie krzyczą w czasie meczu.

Mecz na stadionie Cracovii miał być jednym z testów przed mistrzostwami Europy w 2017 r., które odbędą się w Polsce, m.in. w Krakowie. Trener i piłkarze dostali dowód, że przed nimi dużo pracy, bo momentami gubili się i tracili piłkę w prosty sposób. A władze miasta otrzymali jasny sygnał, że trudno zachęcić do przychodzenia na mecze tej kategorii wiekowej. To istotna informacja, bo pod Wawelem odbędą się mecze jednej z grup (bez Polaków), a urzędnicy starają się też o zorganizowanie półfinału.

Cztery dni wcześniej podopieczni Marcina Dorny męczyli się z Norwegią (głównie się bronili, rzutem na taśmę wygrali 1:0), a w Krakowie stwarzanie sytuacji przychodziło z tylko trochę większą łatwością. Najgorzej było z ich wykorzystywaniem. Polacy wiedzieli, jak podejść pod bramkę rywali, ale nie mieli pomysłu, co zrobić na koniec. Z początku wydawało się więc, że gole będą padać jeden za drugim, a zamiast tego z minuty na minutę czuć było coraz większe zniecierpliwienie. Pod koniec można było odnieść wrażenie, że goście wszystko mają pod kontrolą.

Ukraińcy w teorii mieli wystawić reprezentację do lat 20, ale w praktyce było inaczej, bo do składu dołączyło kilku starszych piłkarzy z rocznika 1994. Posiłki z wyższej kategorii przydały się na tyle, by Polakom konsekwentnie uprzykrzać życie do samego końca. Na początku drugiej połowy idealną szansę na gola miał Artem Radczenko, ale jego strzał obronił Jakub Wrąbel. W podobnej sytuacji nie pomylił się za to Roman Jaremczuk. Kiedy piłka w końcu wpadła do siatki, z trybun można było usłyszeć nieśmiały okrzyk "Polacy, nic się nie stało!".

Kadrze nie pomógł Alan Uryga, jedyny krakowianin w pierwszym składzie. Piłkarz Wisły nie popełniał wielkich błędów, ale czasami wpisywał się w nieporadną grę całej drużyny. Z kolei Jaroszyński próbował pomagać z przodu i w pierwszej połowie oddał nawet groźny strzał zza pola karnego, ale bramkarz sobie z nim poradził.

Polska U-21 - Ukraina U-20 0:1 (0:0)

Bramka: Jaremczuk (72.)

Polska: Wrąbel, Kędziora Ż (85. Straus), Makowski (78. Nowak), Jach, Jaroszyński (85. Stolarski), Frankowski (73. Kobylański), Uryga (73. Nalepa), Lipski, Dźwigała (62. Murawski), Formalla (62. Mazek), Piątek (73. Przybyła)

Więcej o:
Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.