GKS Katowice - Dolcan Ząbki 2:0. Jest przełamanie! GieKSa wreszcie wygrała przy Bukowej

Po czterech meczach bez zwycięstwa na własnym stadionie, GKS Katowice wreszcie zgarnął trzy punkty. Co więcej, ludzie Jerzego Brzęczka zagrali naprawdę dobre spotkanie. Dolcan Ząbki natomiast kompletnie zawiódł.

Kiedy GKS Katowice awansuje do Ekstraklasy? Podyskutuj na Facebooku >>

GieKSa zebrała ostatnio mnóstwo pochwał za postawę na wyjazdach - w Bytowie i Chojnicach wygrała "do zera" - ale do pomyślnego zakończenia akcji "wychodzimy z kryzysu" wciąż brakowało jej sukcesów przy Bukowej. Tu w czterech ostatnich ligowych spotkaniach katowiczanie ugrali przecież ledwie dwa punkty, tracąc w tym czasie aż dziewięć bramek. Tym bardziej więc Dolcan, który z pięciu poprzednich wyjazdów przywiózł 11 punktów, jawił się jako naprawdę groźny rywal.

Od trudnych zadań mają jednak w Katowicach Grzegorza Goncerza. Ten do siatki mógł trafić już w 10. minucie, kiedy to uderzył przy krótkim słupku, ale co się odwlecze... Kilka akcji później kapitan GKS-u z dużą łatwością poradził sobie z dwójką rywali i pokonał - zresztą, źle ustawionego - Mateusza Kryczkę. To piłkarzy Dariusza Dźwigały powinno ożywić, ale nic z tego. Dolcan wyglądał bardzo przeciętnie, miał spore problemy z przedarciem się w "szesnastkę" Mateusza Kuchty. W niczym nie przypominał ekipy, która dwa tygodnie wcześniej łatwo ograła w delegacji Zawiszę Bydgoszcz. Jeśli więc w grę wchodziła zmiana wyniku, to w wykonaniu gospodarzy. Ci mieli swoje szanse za sprawą Povilasa Leimonasa czy Krzysztofa Wołkowicza, tyle że pod względem skuteczności do Goncerza im jeszcze daleko. Choć nie zmieniało to faktu, że po pierwszej połowie GieKSa znalazła się na dobrej drodze do tego wyczekiwanego przełamania.

A zaraz po zmianie stron zespół Jerzego Brzęczka powinien wręcz odskoczyć na dwa gole. Gdy Maciej Bębenek świetnie "położył" przed bramką Piotra Klepczarka i znalazł się na czystej pozycji, wydawało się, że Dolcanu nic już nie uratuje. Ale skrzydłowy GKS-u okazji nie wykorzystał. I kiedy zanosiło się na to, że właśnie tej sytuacji katowiczanie będą żałowali najbardziej, przyszła 66. minuta i akcja Bartosza Iwana, Alana Czerwińskiego i "Gonza". Akcja bardzo efektowna, ale najlepszy snajper GieKSy spudłował. Chwilę potem otrzymał jednak - duża w tym zasługa Czerwińskiego - szansę do poprawy i tym razem piłkę do siatki wreszcie wpakował!

Katowiczanie nie tylko mieli dobry rezultat, ale po prostu wyglądali znacznie lepiej niż rywal. Owszem, od tamtego momentu zawodnicy z Ząbek zdołali parę razy przedostać się pod bramkę gospodarzy, ale sami już chyba nie wierzyli w to, że mogą jeszcze coś wskórać.

- Cieszymy się ze zwycięstwa, ale przede wszystkim zachowujemy spokój. Nie ma żadnej euforii. Będzie o czym mówić dopiero, kiedy nie przegramy 10 meczów z rzędu - podkreślał Łukasz Pielorz, obrońca GieKSy.

Więcej o:
Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.