Euroliga: Barcelona jak Żalgiris - łapie mistrzów Polski na finiszu. Trochę żal... Ale jest i duma!

Koszykarze Stelmetu BC Zielona Góra nie dali się pożreć w Barcelonie. Na dwie i pół minuty przed końcem prowadzili 71:68 i gnali z piłką na kosz Barcelony. Szkoda, że znów na najważniejsze akcje meczu zaciął się atak mistrzów Polski, a w obronie przeciwnik znalazł luki i bezwzględnie wykorzystał. Czy to znów był lęk przed wygraną? Tak czy owak finałowe 100 sekund Stelmet BC przegrał w Barcelonie 0:8, a mecz 72:78 i po dwóch kolejkach Euroligi pozostaje bez zwycięstwa.

Pierwsze trafienie w meczu - spod kosza dla Barcelony, czyli zaczęło się klasycznie. Ale po tym... coś pięknego! Stelmet BC rządził, robił, co chciał, a legendarna Barcelona plątała się nieporadnie. Przed wyprawą mistrzów Polski do Katalonii istniał strach przed klęską. Znikał, gdy na boisku zielonogórska drużyna prowadziła 12:2. Tak! Koszykarski wieczór w Barcelonie zaczął się zdumiewająco.

Po niespełna czterech minutach gry trener hiszpańskiej ekipy wezwał swoje gwiazdy na dywanik. Co powiedział? Coś, co sprawiło, że weszli na inny poziom odpowiedzialności, agresji, zdyscyplinowania i skuteczności.

Zaczął się jakby inny mecz. A w oczach graczy Stelmetu gasł błysk kozackiej odwagi. Jakby nowa rzeczywistość zaczynała ich przytłaczać. Docierało, że w początkowych minutach dostali coś od wielkich rywali za darmo. Skorzystali. Mieli swoje pięć minut. Co jednak sprawiło, że kataloński gigant przestał być miły, wystawił pazury i zabrał gościom z Polski przewagę. Działo się to, z czym należało się liczyć. Piłka docierała do podkoszowych atletów Barcelony. A tam w strefie pod tablicami gracze Stelmetu faulowali lub bezradnie patrzyli, jak Samardo Samuels oraz inni najwyżsi rywale dziurawili kosz.

Przez kilka minut drugiej kwarty istniała groźba, że przespany start nie przeszkodzi faworytowi w tym, by już w pierwszej połowie meczu zadać słabszemu przeciwnikowi rozstrzygające ciosy. Opis zdarzeń byłby jednak niesprawiedliwy i niepełny bez zwrócenia uwagi na to, że chociaż Stelmet BC przez kilka minut obrywał i nie potrafił odgryźć się skuteczną akcją, to stale szukał wyjścia z opresji. A to zwykle udawało się znaleźć, gdy na boisku biegał "kat Vlad".

Trener i koszykarze Barcelony jakby nie odrobili lekcji z pierwszej euroligowej kolejki. Zostawili Rumunowi wolne pozycje. I już po dwóch kwartach Vlad-Sorin Moldoveanu skompletował 14 pkt. Przy rzutach z gry nie mylił się wcale.

Brawo! Bo z przegranej przez mistrzów Polski (62:66 z Żalgirisem Kowno) euroligowej inauguracji wypływały wnioski, że istotna poprawa ataku z zachowaniem wysokich standardów obrony warunkują szanse na nawiązanie walki w Barcelonie.

Czy rzeczywiście udało się ulepszyć ofensywę, nie pogarszając defensywy? Hmm... Inna klasa rywala, inne warunki gry, inny przebieg walki. Barcelona nie weszła w mecz z gigantyczną koncentracją. Później znów rozluźniła szyki, gdy w drugiej kwarcie szybko odrobiła straty i objęła 10-punktowe prowadzenie. Jak to zwykle bywa - atak Stelmetu BC falował, lecz minut kompletnego załamania uzbierała się ledwie kilka. Może tylko o jedną za dużo...

W drugiej połowie spotkania zawodnikom Barcelony już nie wypadało odwoływać się do luk w koncentracji. Porywali się na serie niemal zabójczych trafień, lecz skromny konkurent był niczym natrętna mucha - nie dawał się odpędzić. I po w sumie wyrównanej trzeciej kwarcie w czwartej Stelmet BC znów wyrwał się na prowadzenie! Łukasz Koszarek, Dejan Borovnjak, Mateusz Ponitka... Wszystkie nazwiska bohaterów znajdziecie ciut niżej. I niemal o każdym z nich dałoby się wpleść dobre, istotne zdanie. Mecz wchodził w kluczową fazę i działy się rzeczy niesamowite. Na dwie i pół minuty przed końcem pachniało sensacją. Polska ekipa wygrywała 71:68 i sunęła z atakiem na kosz faworyta, któremu widmo drugiej z rzędu porażki pewnie pętało swobodę gry.

Niczym zły omen - Moldoveanu spadł w końcówce meczu za złamanie limitu fauli. Zły, bo podobnie stało się tydzień temu, gdy Stelmet BC stracił przewagę, grając we własnej hali z Żalgirisem. Niestety, tu także w nerwowym finiszu mistrzowie Polski nie wytrzymali. Z jednej strony strata, której pewnie dało się uniknąć, pudło, czapa dla Ponitki; a z drugiej strony ofensywna zbiórka Shane Lawala, wielkiej wagi trójka Tomasa Satoransky'ego... Taki splot faktów powiódł faworyta do zwycięstwa. Ale nikt nie powie, że przyszło ono łatwo. Barcelona trochę strachu się najadła.

FC BARCELONA LASSA - STELMET BC ZIELONA GÓRA 78:72

KWARTY: 19:20, 24:17, 21:20, 14:15

BARCELONA: Satoransky 10 (2), Navarro 10 (3), Perperoglou 8, Tomić 5, Vazenkov 3 (1) oraz Samuels 23, Lawal 7, Arroyo 6 (2), Ribas 3, Abrines 3 (1), Oleson 0.

STELMET BC: Borovnjak 15, Ponitka 15, Moldoveanu 14 (3), Koszarek 5 (1), Reynolds 5 (1) oraz Szewczyk 7 (1), Bost 5 (1), Djurisić 4, Hrycaniuk 2, Zamojski 0, Gruszecki 0.

Więcej o:
Copyright © Agora SA