Niewiele trenerskich roszad komentowano w ostatnich miesiącach tak długo jak zwolnienie Leszka Ojrzyńskiego z Podbeskidzia Bielsko-Biała. Zdaniem większości ekspertów, decyzja Wojciecha Boreckiego była absurdalna, choć sam prezes Podbeskidzia w mediach te ataki odpierał, zarzucając Ojrzyńskiemu chociażby "rządy autokratyczne". Ten zaś nie pozostawał dłużny.
Leszek Ojrzyński: Tak mnie wychowano, że nie chowam głowy w piasek, nie uciekam. Rękę podać mogę, choć na kawę - rzeczywiście - raczej się nie wybierzemy. Zostałem zwolniony, ale takie już jest życie trenera. Sam sobie ten zawód wybrałem, dlatego na takie sytuacje muszę być gotowy. Przecież jak w poniedziałek z Podbeskidziem nam nie pójdzie, to Górnik też może mnie zwolnić. A wracając do tamtych wypowiedzi - nie jestem człowiekiem, który udaje, że nic się nie stało. Klub powinien wtedy potraktować mnie inaczej.
- Musiałbym wskazać kilka, ale nie starczyłoby czasu, bo spieszę się na trening (śmiech). Było ciekawie, mieliśmy naprawdę fajną grupę. Zresztą wielu spośród tamtych imprezowiczów jest dziś albo dopiero co było w ekstraklasie. Bo to nie tylko Robert, ale i Maciek Skorża, Piotr Stokowiec, Marcin Sasal. Fajnie, że funkcjonujemy w tym zawodzie, bo przecież po to poszliśmy na studia. Swoje przeżyliśmy, ale dalej utrzymujemy kontakty.
- Nie chcę niczego wymieniać, bo teraz pracuję dla Górnika. Podbeskidzie - owszem - interesuje mnie, ale tylko jako najbliższy rywal mojego klubu. Poza tym na pewne rzeczy pracowałem w Bielsku-Białej nie tylko ja. Ale to już historia...