Krzysztof Ignaczak: Zasady kwalifikacji do Rio są absurdalne

- Widać, że polscy siatkarze mają głód zwycięstwa. Niech tak pozostanie - mówi Krzysztof Ignaczak, były reprezentant kraju, który nie wyklucza powrotu do kadry.

Chcesz więcej? Polub Kraków - Sport.plIgnaczak odwiedził Kraków, by przeprowadzić trening dla wolontariuszy Szlachetnej Paczki i Akademii Przyszłości w krakowskiej Tauron Arenie. Więcej tutaj .

Rozmowa z Krzysztofem Ignaczakiem, siatkarzem, mistrz świata, zdobywca Ligi Światowej i sześciokrotny mistrz Polski.

Katarzyna Skoczek: W jednym z felietonów napisał Pan, że siatkówka jest sportem niszowym prawie na całym świecie, z wyjątkiem naszego kraju.

Krzysztof Ignaczak: - Podtrzymuje te słowa. Mamy w Polsce bardzo wysoką frekwencję na trybunach, wspaniałych kibiców, którzy są z nami na dobre i na złe. Poza granicami kraju, federacje nie wymyśliły jak spopularyzować tę dyscyplinę.

- Międzynarodowa Federacja Piłki Siatkowej nie sprzyja z pewnością naszej drużynie. Serię zwycięstw przekreśliła jednak porażka i wizja igrzysk w Rio oddaliła się od naszych siatkarzy.

- System kwalifikacji na tę imprezę jest bardzo dziwny i nie do końca jasny. Według najgorszego dla nas scenariusza do Brazylii nie pojedzie ani mistrz świata, ani obrońca tytułu mistrza olimpijskiego. Pozostaje tylko zapytać, co będzie lepsze, czy stworzenie takiego turnieju, w którym zagrają rzeczywiście obecnie najlepsze zespoły na świecie, które zaprezentują poziom sportowy godny igrzysk, czy będziemy po prostu próbowali promować siatkówkę w krajach afrykańskich? Moim zdaniem powinniśmy zacząć od Europy, gdzie są najmocniejsze zespoły i tu propagować tę dyscyplinę, a dopiero później ,,bić się'' o świat.

Rozwiązaniem mogłoby też być to, by o taką kwalifikację walczyć na imprezach rangi mistrzowskiej?

- Jak najbardziej. Federacje robią to chyba tylko po to, by zyskać kolejne turnieje, które będą mogły sprzedać telewizji i trochę ,,oszukać'' kibica. W takim układzie po co są mistrzostwa świata i Europy? Teraz gramy na tych drugich i będąc mistrzem świata możemy nie pojechać na igrzyska. To absurd w dodatku obecny chyba tylko w piłce siatkowej.

Żeby było trudniej, nasi siatkarze praktycznie jadą z jednego turnieju na drugi.

- Nie będzie im łatwo. Tak krótki odstęp czasu między Pucharem Świata, a mistrzostwami Europy oznacza niewielką możliwość przygotowania. W dodatku towarzyszy im lekka niepewność po tym co się wydarzyło. Zadra na sercu pozostała, ale czas goi rany i nasi są żądni rewanżu i pokazania, że to był tylko wypadek przy pracy i będą się bili o medal.

Czego możemy się spodziewać po ich występie na mistrzostwach Europy?

- To ciężki turniej, gdzie zagrają zespoły o zbliżonym poziomie. Myślę, że powinniśmy dojść spokojnie do ćwierćfinału. Tam trafimy na Niemców, albo na Bułgarów. Z tymi ostatnimi zawsze grało nam się bardzo ciężko, tym bardziej, że będą gospodarzami. Z kolei Niemcy to drużyna, która się reaktywowała. Uwierzyli w siebie, mają dobrego trenera i zawodników, więc to niewygodny przeciwnik. W ćwierćfinale okaże się też w jakim momencie przygotowań jesteśmy Pamiętajmy o tym, że wszystkie drużyny przygotowały się do mistrzostwa Europy, a my niestety musieliśmy dać chłopakom odpocząć po Pucharze Świata i teraz jest taki znak zapytania w jakiej formie znajduje się nasz zespół. Ostatni sparing pokazał, że jest dobrze, pokonaliśmy Słowaków, ale to nie rywal z górnej półki.

Nie jest Panu żal, że nie będzie Pan walczył na boisku razem z nimi?

- Trochę na pewno. Nadal pamiętam ubiegłoroczne mistrzostwa świata. Dla mnie to już bardziej końcówka niż początek kariery, więc była to wisienka na torcie. Chciałbym jeszcze zdobyć medal igrzysk olimpijskich. Startowałem na nich trzykrotnie, nie udało się. Zawsze Zbliżają się igrzyska w Rio, więc może tam będę mógł pomóc reprezentacji.

Jeśli dostanie Pan powołanie do kadry, to wróci Pan bez wahania?

- Jeżeli będę potrzebny to oczywiście. Wierzę, że ten zespół ma ogromną szansę na sukces na tej imprezie. Potrzebowałem jednak spojrzeć na wszystko z dystansu i powiedziałem, że w tym roku nie dam rady pomóc reprezentacji, ale zobaczymy co przyniesie sezon. Jeśli moja forma będzie na takim poziomie, że będę mógł grać w reprezentacji to mam nadzieję, że trener do mnie zadzwoni.

To prawda, że pisze Pan książkę?

- Noszę się z takim zamiarem. Nie autobiografię, bo jeszcze żyję i czynnie gram, ale może coś w formie poradnika dla młodych ludzi, o tym jak sobie radzić w trudnych chwilach i odnaleźć metodę na sukces. Bazując na swoim doświadczeniu, chciałbym też pokazać jak dojrzewa sportowiec przez całą swoją karierę.

Zobacz wideo
Więcej o:
Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.