Gorące newsy i złośliwe komentarze. Dołącz do nas na Facebooku >>
2:1 z Wisłą Płock i 4:1 z Miedzią Legnica - wyniki z ostatnich dni Rozwoju i Zagłębia sugerowały, by w sobotę na stadionie przy Zgody oczekiwać czegoś więcej niż tylko przeciętnego starcia pierwszoligowców. Czegoś ekstra.
W rzeczywistości na takie miano zasłużyła tylko jedna akcja - po niespełna półgodzinie gry Dawid Ryndak zdecydował się na strzał z ponad 25 metrów i trafił idealnie - w samo okienko bramki Bartosza Solińskiego! Bardzo wymowna była reakcja Artura Derbina, trenera gości, który aż złapał się za głowę. Swoją drogą, nie po raz pierwszy, bo w taki sam sposób zareagował na sytuację z 12. minuty, kiedy to Ryndak wypuścił na czystą pozycję Martina Pribulę. Ten jednak się pogubił i pojedynek z golkiperem Rozwoju przegrał.
Nie oznacza to, że swoich okazji nie mieli gospodarze. Aktywny w ich szeregach był chociażby Filip Kozłowski, raz oddając nieznacznie niecelny strzał głową, a raz zmuszając Wojciecha Fabisiaka do obrony nogami. Choć - mimo wszystko - jak na to, że katowiczanie częściej utrzymywali się przy piłce, wyraźnie brakowało im konkretów.
W drugiej połowie obraz spotkania się nie zmienił - Rozwój nadal starał się prowadzić grę, sosnowiczanie zaś czyhali na kontry. Inna sprawa, że nie wychodziło ani jedno, ani drugie. O zbliżeniu się do wyczynu Ryndaka sprzed przerwy w ogóle nie było mowy. Oglądaliśmy więc to wspomniane na początku przeciętne starcie beniaminków. Średnie tempo, sporo niedokładności i strzały, które lądowały albo wprost w rękawicach golkiperów, albo daleko od celu.
Nieco więcej działo się dopiero w końcówce, gdy gospodarze - nie mając nic do stracenia - odważnie ruszyli do przodu. Paradoksalnie bliżej szczęścia była wtedy drużyna z Sosnowca. A dokładniej - Adrian Paluchowski, który miał dwie dobre sytuacje.