Synowiec: Awans polskich młodych wilczków to świetna wiadomość dla Grand Prix

Bez względu na to, czy cykl Grand Prix zagości w Gorzowie w przyszłym roku, na pewno mistrzowski żużlowy spektakl będzie w 2016 roku znacznie baczniej obserwowany przez naszych fanów niż zazwyczaj. Wszak przebojem, we wspaniałym stylu, do elity wdarł się nasz brylant Bartosz Zmarzlik. Młodziak, który niczym Zenon Plech z miejsca stał się filarem Stali oraz reprezentacji Polski.

Gorzów.sport.pl i dziennikarze Gazety bliżej Ciebie - znajdź nas na Facebooku!

Awans do Grand Prix 2016 to wspaniała wiadomość dla rodziny Zmarzlików, naszego klubu oraz całego środowiska żużlowego w Polsce. Nareszcie zasiedziałe zawody spod znaku BSI zostaną przewietrzone przez polski młodych wilczków - Bartosza Zmarzlika oraz Piotra Pawlickiego z Unii Leszno. Obaj wniosą do cyklu dużo kolorytu i świeżości. Obaj to typowi fighterzy, którzy uwielbiają się ścigać i nie odpuszczają na torze nawet na centymetr. Od zawsze są do siebie porównywani, a ta rywalizacja bardzo ich nakręca. W GP zwiastuje nam to pojedynki na najwyższym poziomie.

Szkoda jedynie, że w 18. wyścigu Grand Prix Challenge w Rybniku Chris Harris wydarł na samej mecie bezcenne punkty Przemysławowi Pawlickiemu, który dzięki tej akcji nie uzyskał stałego miejsca w rywalizacji o żużlowego mistrza świata. Zabrakło kilkudziesięciu centymetrów, by najnudniejszy zawodnik całego cyklu Harris, który już niemal nie ma szans na utrzymanie się w GP, wypadł z niego definitywnie. Historia lubi się jednak powtarzać, Chris poszedł śladem Andy Smitha, który niczym cwany lis niegdyś w Grand Prix woził regularnie tyły, by trzykrotnie w zawodach GP Challenge ocalić swój byt w mistrzowskim cyklu. Podobieństw pomiędzy tymi zawodnikami jest dużo więcej. Obaj doskonale się znają, są filigranowi i obaj nie radzili sobie w polskich ligach. Smith swoje najlepsze czasy miał w Bydgoszczy, gdzie punktował obok braci Gollobów oraz Gustafssona, skończył jednak niechlubnie w Warszawie, gdzie startował w parze m.in. z naszym Ryszardem Franczyszynem. Harris, choć nieźle prezentował się w Rzeszowie, Ostrowie czy Częstochowie teraz z powodu swojej słabej dyspozycji wypadł ze składu pierwszoligowego Rybika i na Śląsku nikt po nim nie płacze.

W przyszłym roku, więc oprócz najlepszych ośmiu zawodników tegorocznego cyklu (Woffinden, Hancock, Pedersen, Zagar, Iversen, Holder, Jensen, Janowski) będziemy oglądać znakomitych i spragnionych sukcesów Zmarzlika i Pawlickiego oraz wypalonego Chrisa Harrisa. Jeśli BSI chce by zawody Grand Prix odzyskały swój dawny blask, włodarze cyklu muszą zaproponować stałe "dzikie karty" jeźdźcom atrakcyjnym dla oka, a więc braciom Łagutom, Sajfutdinowowi, Vaculikowi, Kildemandowi oraz rehabilitującemu się Hampelowi. W przeciwnym razie w nadchodzącym sezonie znowu najmocniej obsadzonymi zawodami będą Międzynarodowe Indywidualne Mistrzostwa Ekstraligi, w których udział bierze czołowa szesnastka zawodników z polskiej najwyższej klasy rozgrywkowej.

Ja trzymam kciuki za prezesa Stali Gorzów, który chce w ciekawej obsadzie zorganizować tradycyjny i mocno wpisany w historię gorzowskiego żużla Memoriał Edwarda Jancarza. Myślę, że nadszedł najwyższy czas by powrócić do tradycji i zamiast przepłaconego cyklu GP zrobić w Gorzowie zawody ciekawsze i zdecydowanie tańsze. Nasi kibice wolą oglądać energetyczne pojedynki Zmarzlika, Pawlickiego, Safutdinowa czy Łaguty, niż nudne wyścigi Grand Prix z udziałem znudzonego żużlem Andreasa Jonssona, leniwego Chrisa Harrisa czy schematycznie jeżdzącego Troya Batchelora.

Jerzy Synowiec - znany gorzowski adwokat, niegdyś prezes Stali, obecnie radny

Więcej o:
Copyright © Agora SA