Powrót koszykarki bydgoskiego Artego nastąpił w przedsezonowym turnieju w Jeleniej Górze. - Od miesiąca jest w pełnym treningu. Wygląda to obiecująco, choć jest oczywiste, że forma mocno odbiega od tej sprzed dwóch lat. Na pierwszym turnieju zagrała przyzwoicie. Grała po 15-20 minut i punktowała i zbierała - ocenia trener Tomasz Herkt. Charity Szczechowiak trenuje i gra, ale walczy ciągle o stałą umowę z klubem. W ten weekend Artego zagra we Wrocławiu. Po tym turnieju trener i szefowie wicemistrzyń Polski podejmą decyzję, czy podpiszą kontrakt z koszykarką. Ponad dwa lata temu, w sezonie 2012/2013 była w życiowej formie i należała do najlepszych zawodniczek ligi. Kontuzja odniesiona na koszykarskim parkiecie odmieniła jej życie.
Jesteś kibicem z Bydgoszczy? Dyskutuj i dołącz do nas na Facebooku Sport.pl Bydgoszcz
Charity Szczechowiak: Jak żadne inne i nie da się tego z niczym porównać. To była niemal surrealistyczna chwila. Jestem bardzo szczęśliwa, że wróciłam na boisko.
- W hali na Glinkach grałyśmy z CCC Polkowice. Wygrana dawała nam pierwsze miejsce w tabeli. To było szalenie ważne spotkanie. Cały mój organizm - od czubka głowy do palców stóp - był zaprogramowany na walkę do utraty tchu. Niestety, moje biodro tego dnia najwyraźniej sobie odpuściło. Upadłam, walcząc o piłkę. I grałam potem dalej. Myślałam, że ból przejdzie, ale szybko stał się nie do wytrzymania. Na początku nie wiedziałam, że to tak poważna kontuzja.
- Na samym początku wydawało się, że to tylko zbicie. Potem zaczęły się badania i szukanie przyczyn bólu, który nie ustępował: rentgeny, rezonansy. Okazało się, że mam pękniętą kość. Jednego dnia grasz świetny sezon, potem okazuje się, że masz poważną kontuzję. Trwało to jakiś czas, zanim się z tym oswoiłam. Nadszedł jednak moment, w którym doszła do mnie myśl, że nie wrócę do koszykówki.
- Oczywiście jeździłam po lekarzach, i to w różnych krajach. Policzyłam sobie, że lekarzy w sumie było 14. Wielu mówiło, że już nie wrócę do sportu. Inni, ci więksi optymiści, prorokowali, że owszem - mogę grać w koszykówkę - ale zawsze będę grać z bólem. A ja nie chciałam tak żyć. Chciałam nie tylko grać w koszykówkę, ale być aktywną osobą. Mam tylko 30 lat. W końcu trafiłam do Michała Drwięgi z Carolina Medical Center w Warszawie. I on dał mi nadzieję. Zdecydowałam się na zabieg.
- W zasadzie był prosty, wykonany artroskopowo. Przeszłam go w listopadzie ubiegłego roku. Po dwóch miesiącach mogłam chodzić, choć nie było to łatwe. Najpierw poruszałam się o kulach, potem pomagała rehabilitacja. Nie powiem, że zawsze było łatwo. Jednego dnia wydawało mi się, że wrócę na boisko. Innego, że nie dam rady. Powrót kosztował mnie dużo wysiłku, ale każdy moment na tej drodze był tego wart. I coś jeszcze pomogło. Jestem matką i muszę też myśleć o innych sprawach niż koszykówka. Słyszałeś o moim małym wypadku?
- Widziałem się wtedy z lekarzem, tak mi kazano. Usłyszałam, że to dobrze, że się ruszam, bo wtedy ból będzie mniejszy. Im więcej ruchu, tym lepiej dla mnie. Kontuzja długo nie była zdiagnozowana, co skończyło się artretyzmem. To choroba, która może się pogłębiać, a ruch usprawnia stawy. Z Artego trenuję od miesiąca, schudłam 7-8 kilogramów. I to też dobre dla organizmu.
- Tak naprawdę cały czas byłam w kontakcie z klubem. Oni pamiętali o mnie, ja o nich. To dobry klub, który zawsze był ze mną szczery.
- Zawsze myślałam o tym, co dalej. Pracowałam w Houston, w Teksasie, w jednym z klubów jako specjalista do spraw marketingu, ale postanowiłam wrócić do Torunia ze względu na rodzinę. Lubię dzieci, więc znalazłam zajęcie i uczyłam je angielskiego. Mój polski też jest coraz lepszy, choć jego nauka jest czasochłonna.
- Przede wszystkim mamy bardzo silną drużynę. Wszystko jest na swoim miejscu, skład Artego nigdy nie był tak mocny. Byłam w tym zespole, potem oglądałam go z trybun i mogę to powiedzieć z całą odpowiedzialnością. Z takim składem możemy zdobyć mistrzostwo Polski.