Sławomir Drabik: Mieliśmy obawy, bo wiadomo, że my ten tor dopiero poznajemy. I toromistrz, i zawodnicy. Co innego, jak jedziesz w domu, masz treningi, sparingi, później mecze i wiesz, co założyć, jak ustawić motocykl. Obawy były, ale wynik jest bardzo dobry. Chociaż w trakcie meczu mała panika była. Tor się zmieniał i trzeba było na to reagować. Młody w jednym biegu lekko przysnął i musiał z tyłu piłować. Ale z tyłu też trzeba jeździć i się uczyć. Ogólnie dobrze to wygląda. To nie był jeden zryw, jeden mecz w sezonie, w którym zrobił punkty. Widać, że się dobrze tym bawi. Oby tak dalej.
- Powiem tak: osiem, albo dziesięć punktów też by było dużo. Zapas mamy spory, ale nie wiemy, jak rewanż się dla nas ułoży. Co Tarnów zrobi z torem, jak się na nim odnajdziemy. Będą jechać w domu i będą mieć argumenty.
- Chyba zostaniemy tutaj na dłużej (śmiech). Kto był to widział, że atmosfera była wyjątkowa. Zresztą nic się nie zmieniło, Częstochowa kocha żużel i tyle.
- Tego nie wiem. Nie jestem Kaszpirowskim, żeby wiedzieć, jak będzie. Na pewno czeka nas trudny mecz, ale widać, że Wrocław stać na finał. Mówiąc o tym, że zostaniemy tutaj na dłużej, myślałem o przyszłym roku (śmiech). Roboty na stadionie we Wrocławiu jakby się trochę zatrzymały, przed nami zima, więc wszystko może się zdarzyć.