Dziewięciu ojców jednej przegranej [FELIETON]

Porażka jest sierotą. Stara to prawda i nie tylko sportowej rzeczywistości dotycząca. Rzadko niezmiernie zdarzają się ludzie odważni na tyle, że potrafią się do własnych błędów przyznać i stanąć twarzą w twarz z krytyką.

Wyjątkowa jest więc postawa naszych wioślarzy, którzy od odpowiedzialności za swoją przegranej w mistrzostwach świata nie uciekają.

Ich porażka na torze regatowym w Aiguebulette ma aż dziewięciu ojców. Żaden się jej nie wyparł. Znani są z imienia i nazwiska. Pięciu jest z Bydgoszczy: Krystian Aranowski, Piotr Juszczak, Michał Szpakowski z Zawiszy, Mikołaj Burda z Lotto Bydgostii oraz sternik reprezentacyjnej osady Daniel Trojanowski - także z Zawiszy. Na liście ojców przegranych znaleźli się także Zbigniew Schodowski z Gorzowa, Robert Fuchs z Torunia, Mateusz Wilangowski z Płocka i Marcin Brzeziński z Warszawy.

Wszyscy złożyli swoim kibicom publiczne przeprosiny: "z goryczą i ogromnym bólem - przepraszamy, że zawiedliśmy nie tylko Was ale i siebie, najbliższych, wszystkich, którzy dawali nam szanse i pokładali swoje nadzieje" - tak napisali na profilu ósemki na Facebooku.

"Brak słów, by opisać to, co czujemy my - zawodnicy i wszyscy, którzy wierzyli w Nas (...) Wierzyliśmy tak samo jak Wy do końca w swój potencjał, możliwości, siłę i moc..... jest nam niezmiernie przykro."

Nie ma płaczu, że zły los dał im fatalny tor w wyścigu decydującym o awansie do finału. Nie ma tłumaczenia, że pogoda nie taka, fala za wysoka, a wiatr przeszkadzał nam i popychał do przodu rywali. Nie słychać narzekania, że przegrali o włos. Polską ósemkę dzieliło przecież od Włochów tylko 0,14 sekundy. Na dystansie 2 kilometrów, który pokonują wioślarze, to zaledwie kilkadziesiąt centymetrów.

Tyle dzieliło wioślarzy nie tylko od finału i szansy na obronę brązowego medalu mistrzostw świata. Jeszcze bardziej cierpieli, że znajdowali się tak blisko awansu na igrzyska olimpijskie w Rio de Janeiro. We Francji się nie udało. Teraz będą mieli jeszcze ostatnią okazję - eliminacje za rok, podczas regat za rok w Lucernie.

Start na olimpiadzie to zawsze największe marzenie każdego sportowca, tym większa była pokusa, żeby porażkę na mistrzostwach świata przypisać złym okolicznościom i siebie usprawiedliwiać.

Wioślarze pokazali, że mają mocne charaktery. Nic to zresztą niezwykłego w tym pięknym sporcie, wymagającym ogromnego hartu ducha. Trzeba wytrwać w ciężkim treningu, niemal zawsze na skraju wyczerpania, ze świadomością, że przebywa się na marginesie publicznego zainteresowania sportem.

Przegrana w Aiguebulette ma swoich dziewięciu ojców. Każdy z nich udowodnił jednak, że ma w sobie poczucie odpowiedzialności, stałość i ambicji tak wiele, że wystarczy jej, żeby w przyszłym roku zakwalifikować się na olimpiadę w Rio.

Więcej o:
Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.