Persona non grata. Wielcy mistrzowie dopingowi powiedzieli nie

Krótka piłka. Felieton Wiesława Pawłata

KRÓTKA PIŁKA

Persona non grata

Zastanawiam się, jaka jest cena sukcesu sportowego. Czy dla osiągnięcia wyniku warto za to zapłacić tym co dla człowieka najważniejsze - czyli przede wszystkim własnym zdrowiem, a nawet życiem, że o utracie reputacji już nie wspomnę? Niestety łacińska maksyma igrzysk olimpijskich - citius, altius, fortius, czyli szybciej, wyżej, silniej zaczyna przybierać coraz bardziej karykaturalne rozmiary. Wszystko za sprawą niedozwolonego dopingu, który w znacznym stopniu wypacza szlachetną sportową rywalizację. Wygląda na to, że najpoważniejszym w tej chwili wyścigiem jest ten "międzylaboratoryjny", czyli pomiędzy tymi, którzy produkują dopingujące specyfiki a Światową Agencją Antydopingową, tropiącą tych niecników i niemiłosiernie wydłużającą listę tego co zakazane. Niestety sportowcy, jak brali tak biorą. Listy afer dopingowych nie spisałby nawet na wołowej skórze. W zasadzie nie ma dyscypliny, w której kogoś by za to nie zdyskwalifikowano. Cierpieli za doping nawet tenisiści stołowi. Oczywiście są sporty bardziej "podatne" na ten proceder, jak między innymi kolarstwo, lekka atletyka czy podnoszenie ciężarów.

Ze zdumieniem przeczytałem ostatnio, że w latach 2001-2012 podczas imprez rangi mistrzowskiej co trzeci medal zdobyty przez przedstawicieli królowej sportu mógł być wywalczony pod wpływem dopingu. I co teraz z tym pasztetem zrobić, pozbawić tych pseudosportowców krążków? A swoją drogą ciekawe dlaczego dopiero teraz się o tym mówi. W tej kwestii niedozwolonego wspomagania ścierają się ze sobą dwie opcje - jedni twierdzą, że trzeba to wszystko puścić na żywioł, bo i tak biorą, a wtedy przeżyją tylko najsilniejsi, drudzy zaś są zdania, że trzeba temu przeciwdziałać za wszelką cenę. Ja jestem zwolennikiem tego drugiego rozwiązania. A tak z nieco innej beczki, to na zdrowy rozum nawet doping dopingowi nie równy, bo zawsze ktoś wprowadzi coś pierwszy, i ma nad innymi przewagę.

Niedawno szerokim echem odbiła sprawa dopingowej wpadki sztangistki Marzeny Karpińskiej. Myślę, że jest ona typowym przykładem chęci osiągnięcia sukcesu za wszelką cenę. Ta utytułowana, choć młoda, bo 27-letnia sztangistka była naszą wielką nadzieją na igrzyska w Rio de Janeiro. Poprzednie w Londynie ją ominęły - z powodu stosowania niedozwolonych środków została zdyskwalifikowana. Niestety, wygląda na to, że nie wyciągnęła z tej lekcji żadnych wniosków, bo po zaledwie dwóch miesiącach od powrotu na pomost znowu ją przyłapano. Teraz na zawsze zniknie już ze sportowych aren, a szkoda, bo kariera stała przed nią otworem. Z tego samego powodu do Brazylii nie pojedzie też jej kolega po fachu Marcin Dołęga.

Ostatnio bardzo mi się spodobała postawa polskich miotaczy z Tomaszem Majewskim i Pawłem Fajdkiem na czele. Otóż ci wielce utytułowani zawodnicy zaprotestowali przeciwko startowi w 61. Memoriale Janusza Kusocińskiego młociarza zza naszej wschodniej granicy Iwana Cichana. Po prostu uznali tego dopingowicza za persona non grata i organizatorzy wycofali Białorusina z zawodów. Może to być kamień milowy w walce z dopingiem, bo jeśli władze światowego sportu nie potrafią się z tym problemem uporać, to może sami sportowcy je w tym wesprą i spróbują oczyścić swoje środowisko.

DYSKUTUJ Z NAMI O LUBELSKIM SPORCIE NA FACEBOOKU

Copyright © Agora SA