Nie trzy, jak zapowiadali, ale tylko jeden punkt zdobyli piłkarze Zawiszy w kolejnym meczu I ligi. Co gorsze ten remis trzeba uznać za szczęśliwy, bo to Sandecja mogła w Bydgoszczy wygrać.
Co gorsza, bydgoszczanie nie wygrali, bo popełnili niemal identyczne błędy jak kilka dni wcześniej w Bełchatowie. Po zmianie stron byli słabsi niż rywale. - Uczulałem piłkarzy w przerwie, że nie wolno nisko bronić własnej bramki. Tak zrobiliśmy w Bełchatowie i drogo nas to kosztowało. Mówiłem, że trzeba wyjść wyżej. Co z tego, skoro i tak zaczęliśmy się cofać, a rywale to potrafili wykorzystać - tłumaczył po meczu Rumak. - To problem mentalny. Mamy zespół zbudowany praktycznie od nowa. Gdy gra się co trzy dni, to nie ma się czasu na poprawienie błędów - dodawał.
Jego podopieczni w sobotę zaczęli źle. I zostali ukarani. Zresztą, na własne życzenie, bo żaden z bydgoskich piłkarzy nie reagował, gdy piłkarze z Nowego Sącza wymieniali między sobą piłkę, a nieatakowany przez nikogo Bartłomiej Kasprzak pięknym strzałem z ok. 18 metrów wpakował ją do siatki gospodarzy. Od tego momentu aż do końca I połowy Zawisza grał, tak, jak powinien. Najpierw po dośrodkowaniu Jakuba Łukowskiego Szymon Lewicki strzelił swojego czwartego gola w tym sezonie w I lidze, a potem rajd Macieja Kony i dośrodkowanie Łukowskiego na bramkę zamienił niefortunnie interweniujący kapitan Sandecji Dawid Szufryn. Na tym wszystko, co dobre w wykonaniu Zawiszy, się skończyło.
O drugiej połowie nasi piłkarze powinni jak najszybciej zapomnieć, choć mieli w niej trochę szczęścia. Goście z kilku okazji potrafili wykorzystać tylko jedną i mecz zakończył się remisem.
To zła wiadomość dla gospodarzy. Walczący o awans do ekstraklasy bydgoszczanie po raz kolejny stracili punkty, których później może im zabraknąć do osiągnięcia celu. Na szczęście są też i dobre wiadomości. W sobotę po długiej przerwie spowodowanej kontuzjami na boisku zobaczyliśmy Sebastiana Kamińskiego i przede wszystkim Micę. Portugalczyk ostatni oficjalny mecz w Zawiszy rozegrał jeszcze w ekstraklasie. - Nie błyszczeli, ale trudno tego oczekiwać po takiej absencji. Najważniejsze, że wracają do zdrowia i z każdym dniem będą coraz lepsi - dodaje Rumak.
Być może dzisiaj będzie on miał znacznie więcej powodów do radości. O północy zamyka się okienko transferowe, a nasi działacze od kilku tygodni zapowiadają, że będą chcieli wzmocnić zespół. - Ja przyjmę z otwartymi ramionami każdego, kto naprawdę będzie realnym wzmocnieniem zespołu - mówi trener.
Jeszcze w piątek wydawało się, że Zawisza dokona trzech transferów, ale może być ich nieco mniej. Priorytetem jest pozyskanie Marjana Altiparmakovskiego. Macedoński napastnik (posiada też chorwackie obywatelstwo) miał rozwiązać umowę z Rabotnickim Skopje i związać się z klubem z Bydgoszczy. O tym, czy tak się stanie, dowiemy się dziś. Podobnie jak o tym, czy uda się pozyskać polskiego skrzydłowego. Jego nazwisko ma być podane dopiero po podpisaniu umowy. Problem jest natomiast z Łukaszem Hanzelem. Występujący na pozycji defensywnego pomocnika piłkarz trenował ostatnio z Jagiellonią Białystok. Nasi działacze rozmawiali z nim od kilku tygodni. Jeszcze niedawno byli w stu procentach przekonani do tego transferu, a teraz się wahają. Wszystko za sprawą Kony. 19-letni wychowanek Zawiszy radzi sobie w lidze nadspodziewanie dobrze. Wspólnie z Kamilem Drygasem tworzy duet defensywnych pomocników. Przyjście Hanzela mogłoby oznaczać, że Kona usiadłby na ławce, a tego w klubie nie chcą.
Nowym problemem dla szkoleniowca jest natomiast kontuzja Krzysztofa Nykiela. Obrońca Zawiszy ma kłopoty ze stawem skokowym i nie wiadomo, kiedy wróci do treningów.
Jesteś kibicem z Bydgoszczy? Dyskutuj i dołącz do nas na Facebooku Sport.pl Bydgoszcz