Wojciech Gęstwa: Każde kolejne organizowane przez nas wydarzenie to osobna historia, goście i problemy do rozwiązania. Ale z drugiej strony jest to także kontynuacja działań, które realizujemy przez cały rok. Podobnie jak zawodnicy i my jesteśmy zadowoleni z jakości, którą udało się zapewnić biegnącym w półmaratonie. Otrzymaliśmy od uczestników wiele miłych słów i deklaracji, że to nie był ich ostatni bieg we Wrocławiu. I wiemy, jak sprostać ich kolejnym, stale rosnącym oczekiwaniom. Dzięki grupie zaufanych i sprawdzonych ludzi 33. PKO Wrocław Maraton, tak samo jak jego o połowę krótszego kolegę, dopniemy na ostatni guzik. Na miesiąc przed startem najważniejsze kwestie mamy już załatwione.
- Trudno powiedzieć. Elementy wspólne to m.in. miasto, miejsce startu i mety, wspaniali ludzie, a w tym roku także specjalny medal [metalowy krasnal z półmaratonu pasuje do otworu w krążku z 33. PKO Wrocław Maratonu - przyp. red.]. Ale jest i wiele różnic, od idei zawodów poczynając. Półmaraton jest wydarzeniem wielowymiarowym - kooperacją kultury, sztuki i sportu, która w 2016 roku przybierze dzięki ESK nowe oblicze. W trzeciej edycji ludzie wyszli na ulice nie tylko kibicować, ale też podziwiać ambitny projekt "Mosty". I to się udało. Maraton natomiast to przede wszystkim sport, gdzie najważniejsze są: wynik, emocje, współzawodnictwo i rekordy życiowe.
- Zgadza się. Jestem pewny, że tegoroczny profil Wrocław Maratonu jest idealny, by przekraczać kolejne bariery własnych możliwości. Na 42 kilometrach są zaledwie dwa podbiegi, pozostałe fragmenty są niemal płaskie. Podjęliśmy niełatwą decyzję o wyeliminowaniu kilku malowniczych, ale spowalniających miejsc. Dlatego właśnie uczestnicy nie odwiedzą podczas biegu Rynku i Ostrowa Tumskiego, gdzie musieliby ścigać się po kostce brukowej. Zgodnie uznaliśmy, że pierwszeństwo we Wrocławiu powinna mieć trasa sportowa, choć przy tylu atrakcjach i tak zachowaliśmy wiele walorów turystycznych.
- To niestety prawda, ale z każdą edycją widać progres. Aby to sukcesywnie zmieniać, przygotowujemy takie atrakcje, które przyciągną fanów sportu nie tylko na trasę, ale też w okolice startu i mety. Od kilku lat organizowana jest tzw. mila olimpijska przy Stadionie Olimpijskim, w której startować mogą absolutnie wszyscy. Zamiast czekać na biegaczy dwie godziny bezczynnie, co najmniej połowę czasu spędzimy w fajnej atmosferze. Ponadto będziemy prezentowali dyscypliny World Games 2017, wzdłuż trasy pojawią się zespoły muzyczne, a także projekt "Stacje do kibicowania spod znaku ESK", w ramach którego ugościmy np. operę, filharmonię i różne teatry. Przyjście na bieg nie ograniczy się więc do stania i klaskania w dłonie. Będzie różnorodnie i interesująco.
- W ubiegłym roku na trasie maratonu o miano najlepszych kibiców walczyło 12 ekip. Tym razem już na miesiąc przed startem zapisanych jest dziesięć drużyn, a łącznie spodziewamy się ich nawet trzydziestu. Pomysł się spodobał, bo oprócz zabawy korzyścią są też nagrody o wartości 5 tys. zł. Wystarczy zapisać się na stronie internetowej zawodów i być wystarczająco kreatywnym. Co najważniejsze, o zwycięzcach zdecydują sami biegacze. Taka forma rozrywki to jeden z elementów, które mają na celu przybliżenie wrocławian do najważniejszej miejskiej lekkoatletycznej imprezy roku. I chyba tak się dzieje.
- Ruszy lada dzień i z doświadczenia wiemy, że musi chwilę potrwać. To przykre, że co roku dwoimy się i troimy, by z informacjami dotrzeć do każdego mieszkańca. Wydajemy z tego powodu 50 tysięcy ulotek informacyjnych, stawiamy znaki drogowe, przekazujemy wiadomości poprzez tablice ITS. Jesteśmy też we wszystkich mediach i dokładnie przypominamy, kiedy należy spodziewać się utrudnień. A mimo to docierają do nas słowa krytyki. I bywa, że nie pod adresem nas, organizatorów, ale samych biegaczy. Robimy wszystko, by jak najmniej uprzykrzyć życie niezainteresowanym bieganiem, np. ustalając termin imprezy na niedzielę rano czy puszczając zawodników po jednej, a nie dwóch pętlach, opracowując objazdy. Ale co możemy zrobić, jeśli nie wszyscy chcą posłuchać?
- Uważam, że do dobrego marketingu dla maratonu przyczynił się sukces z czerwca. Rok temu metę naszego najdłuższego biegu minęło 3840 osób, dotychczasowy rekord to o 100 osób więcej. Zakładając nawet, że z tych sześciu tysięcy kilkaset osób dystansu nie ukończy bądź w ogóle nie wystartuje, i tak odnotujemy olbrzymi wzrost. I jesteśmy z niego dumni, zwłaszcza że staniemy się najlepiej rozwijającym się rynkiem biegowym w kraju. I Warszawa, i Poznań notują spadki zainteresowania, a u nas jest wręcz odwrotnie. Widać efekty wytężonej pracy i mamy nadzieję, że w niedzielę 13 września zobaczymy te efekty jeszcze wyraźniej. A co dalej? Mnie osobiście marzy się meta przy dźwiękach fontanny multimedialnej. To byłby hit nie tylko polski i europejski. Mielibyśmy coś, z czego Wrocław znałby cały biegowy świat.